Jakie są wielkie miasta?

Każde z nich ma swoje lęki, obsesje, portes paroles i key words –
ale też: ulubione drinki, charakterystyczne elementy ubioru, niejasne wizje i idee. Staram się te rzeczy wyłapać podczas moich podróży.

Jakie są wielkie miasta?

18.12.2007 | aktual.: 26.06.2010 15:33

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Nie wydaje mi się, żeby Nowy Jork był „all about sex”... Na pewno jest jednak „all about food” i „all about eating”. W tym mieście zapach jedzenia atakuje Cię nawet w środku Central Parku i o każdej porze dnia i nocy. To miasto, w którym ślinianki nigdy nie śpią...

„Wiesz, od czasu do czasu próbuje pościć – mówi Kasia - Taki jeden albo trzy dni bez jedzenia dla oczyszczenia organizmu. Wcześniej nigdy nie miałam z tym problemu, ale poszczenie w Nowym Jorku? Tu się nie da!!!” Czy jej wierzę?

Przechodzimy właśnie ulicą i zewsząd atakują nas smakowite zapachy. Najbardziej intensywny, waniliowy i słodki jest zapach prażonych orzechów w karmelu, do których uliczni sprzedawcy dodają olejek waniliowy, by jeszcze bardziej pobudzić pragnienie... Zaraz obok na gorącej płycie w pół-otwartej ciężarówce smaży się baranina z cebulą...

Foodie freaks

„Jesz halaal czy kosher?” – pyta mnie sprzedawca i śmieje się ze swojego dowcipu. Dotrzymanie koszerności czy czystości jedzenia, gdy jest się Żydem lub Muzułmaninem, nie jest problemem – większość restauracji pisze co w karcie jest a co nie jest koszerne, a przed centrami muzułmańskimi ustawiają się wspomniane ciężarówki z gorącą płytą.

Łatwe życie mają tez wegetarianie, weganie i zwolennicy najnowszych mód żywieniowych.

Nie mówię już nawet o „sprofilowanych” lokalach. Wegetarianin w każdym lokalu - nawet restauracji „Krystyna” dostanie zamiast kurczaka tofu.

ZOBACZ TEŻ

* LONG LIVE - VINTAGE!*
Najnowszą moda żywieniową jest „raw food”. Rawfoodysta spożywa głównie lub jedynie nieprzetworzone warzywa, orzechy, nasiona: czyli nie gotuje i nie piecze, nie mówiąc już o jedzeniu z puszek czy słoiczków... Moda jest o tyle skuteczna, że wokół mojego domu mogę zjeść w trzech rawfoodowych miejscach. Nie ma już za to knajpek dla frutarian...

Jedzenie a wolność

Ekstremalna formą filozofii życiowej, której ważną częścią jest jedzenie, jest freeganizm. Postanawiam wybrać się więc na freegańską wycieczkę, by dowiedzieć się czegoś więcej. Stowarzyszenie Freegan z Nowego Yorku organizuje takie krótkie kursy: jak przetrwać w mieście nie kupując jedzenia, a odżywiając się prawie luksusowo.

Zbieramy się na tyłach delikatesów Dean&Deluca, które proponują „najlepsze produkty i luksusową atmosferę zakupów” (przez co zazwyczaj rozumieją puszczanie Mozarta przy kasie). Jest późny wieczór i instruktor objaśnia nam, jak wiele jedzenia marnuje się w USA. Ze wzgledu na surowe przepisy wiekszość jedzenia nie może nawet trafić do schronisk dla bezdomnych.

Instruktor zachęca do przyjęcia alterglobalistycznych zasad i porzucenia konsumpcjonistycznego stylu życia. Za jego plecami otwierają się drzwi i ochroniarz wyrzuca wielkie czarne worki z „odpadkami dnia”. Doświadczeni freeganie dzielą się gumowymi rękawiczkami z nowymi adeptami i wszyscy zgodnie przeszukujemy worki pełne przeterminowanego o dzień jedzenia. „Użyjcie węchu!” - zachęca instruktor i po chwili jedna z nowych osób krzyczy: „Mam bajgle!”. „Zostaw je komuś innemu – mówi instruktor – na bajgle pójdziemy do najlepszej piekarni na Manhattanie... Postarajcie się tylko znaleźć łososia!”.

Kawa i bajgle

Czym byłby film o Nowym Jorku bez sceny, gdzie bohaterowie idą ulicą i popijają kawę z papierowych kubków? Nawet Carrie Bradshaw po brunatną lurę biega do sklepu obok – bo kto robiłby kawę w domu? Do kawy obowiązkowo: rano bajgiel z cream cheese, później doughnut – rozsławiony przez policyjne seriale i Homera Simpsona.

A lunch, a obiad? Nowojorczycy kochają jeść poza domem - „Śniadanie w knajpce po drodze do pracy kosztuje tyle, co moje śniadaniowe zakupy w sklepie na rogu – mówi Dan, grafik komputerowy, mój sąsiad z East Village – poza tym w moim mieszkaniu – tak jak w wielu innych – nie ma kuchni... A kto wie, może jedzenie w domu sprowadziłoby karaluchy?”. Idziemy więc na sobotnie śniadanie do jednego z wielu diners, gdzie wchłoniemy mnóstwo jajek z frytkami lub hamburgera...

A na kolację... Krytycy z menupages.com odwiedzili 6405 restauracji w Nowym Jorku. Na mojej ulicy w obrębie jednego „bloku” można zjeść dania z kuchni wenezuelskiej, ukraińskiej, amerykańskiej, argentyńskiej, tajskiej, chińskiej i greckiej... „To gdzie dziś pójdziemy kochanie? Wybierz kraj, ja wybiorę danie...”

Specjalnie dla serwisu Kobieta.wp.pl nasza korespondentka Agnieszka Kozak opowiada o urokach życia w Nowym Jorku!

ZOBACZ TEŻ

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)