Jakie są wielkie miasta?

Każde z nich ma swoje lęki, obsesje, portes paroles i key words –
ale też: ulubione drinki, charakterystyczne elementy ubioru, niejasne wizje i idee. Staram się te rzeczy wyłapać podczas moich podróży.

Jakie są wielkie miasta?

Nie wydaje mi się, żeby Nowy Jork był „all about sex”... Na pewno jest jednak „all about food” i „all about eating”. W tym mieście zapach jedzenia atakuje Cię nawet w środku Central Parku i o każdej porze dnia i nocy. To miasto, w którym ślinianki nigdy nie śpią...

„Wiesz, od czasu do czasu próbuje pościć – mówi Kasia - Taki jeden albo trzy dni bez jedzenia dla oczyszczenia organizmu. Wcześniej nigdy nie miałam z tym problemu, ale poszczenie w Nowym Jorku? Tu się nie da!!!” Czy jej wierzę?

Przechodzimy właśnie ulicą i zewsząd atakują nas smakowite zapachy. Najbardziej intensywny, waniliowy i słodki jest zapach prażonych orzechów w karmelu, do których uliczni sprzedawcy dodają olejek waniliowy, by jeszcze bardziej pobudzić pragnienie... Zaraz obok na gorącej płycie w pół-otwartej ciężarówce smaży się baranina z cebulą...

Foodie freaks

„Jesz halaal czy kosher?” – pyta mnie sprzedawca i śmieje się ze swojego dowcipu. Dotrzymanie koszerności czy czystości jedzenia, gdy jest się Żydem lub Muzułmaninem, nie jest problemem – większość restauracji pisze co w karcie jest a co nie jest koszerne, a przed centrami muzułmańskimi ustawiają się wspomniane ciężarówki z gorącą płytą.

Łatwe życie mają tez wegetarianie, weganie i zwolennicy najnowszych mód żywieniowych.

Nie mówię już nawet o „sprofilowanych” lokalach. Wegetarianin w każdym lokalu - nawet restauracji „Krystyna” dostanie zamiast kurczaka tofu.

ZOBACZ TEŻ

* LONG LIVE - VINTAGE!*
Najnowszą moda żywieniową jest „raw food”. Rawfoodysta spożywa głównie lub jedynie nieprzetworzone warzywa, orzechy, nasiona: czyli nie gotuje i nie piecze, nie mówiąc już o jedzeniu z puszek czy słoiczków... Moda jest o tyle skuteczna, że wokół mojego domu mogę zjeść w trzech rawfoodowych miejscach. Nie ma już za to knajpek dla frutarian...

Jedzenie a wolność

Ekstremalna formą filozofii życiowej, której ważną częścią jest jedzenie, jest freeganizm. Postanawiam wybrać się więc na freegańską wycieczkę, by dowiedzieć się czegoś więcej. Stowarzyszenie Freegan z Nowego Yorku organizuje takie krótkie kursy: jak przetrwać w mieście nie kupując jedzenia, a odżywiając się prawie luksusowo.

Zbieramy się na tyłach delikatesów Dean&Deluca, które proponują „najlepsze produkty i luksusową atmosferę zakupów” (przez co zazwyczaj rozumieją puszczanie Mozarta przy kasie). Jest późny wieczór i instruktor objaśnia nam, jak wiele jedzenia marnuje się w USA. Ze wzgledu na surowe przepisy wiekszość jedzenia nie może nawet trafić do schronisk dla bezdomnych.

Instruktor zachęca do przyjęcia alterglobalistycznych zasad i porzucenia konsumpcjonistycznego stylu życia. Za jego plecami otwierają się drzwi i ochroniarz wyrzuca wielkie czarne worki z „odpadkami dnia”. Doświadczeni freeganie dzielą się gumowymi rękawiczkami z nowymi adeptami i wszyscy zgodnie przeszukujemy worki pełne przeterminowanego o dzień jedzenia. „Użyjcie węchu!” - zachęca instruktor i po chwili jedna z nowych osób krzyczy: „Mam bajgle!”. „Zostaw je komuś innemu – mówi instruktor – na bajgle pójdziemy do najlepszej piekarni na Manhattanie... Postarajcie się tylko znaleźć łososia!”.

Kawa i bajgle

Czym byłby film o Nowym Jorku bez sceny, gdzie bohaterowie idą ulicą i popijają kawę z papierowych kubków? Nawet Carrie Bradshaw po brunatną lurę biega do sklepu obok – bo kto robiłby kawę w domu? Do kawy obowiązkowo: rano bajgiel z cream cheese, później doughnut – rozsławiony przez policyjne seriale i Homera Simpsona.

A lunch, a obiad? Nowojorczycy kochają jeść poza domem - „Śniadanie w knajpce po drodze do pracy kosztuje tyle, co moje śniadaniowe zakupy w sklepie na rogu – mówi Dan, grafik komputerowy, mój sąsiad z East Village – poza tym w moim mieszkaniu – tak jak w wielu innych – nie ma kuchni... A kto wie, może jedzenie w domu sprowadziłoby karaluchy?”. Idziemy więc na sobotnie śniadanie do jednego z wielu diners, gdzie wchłoniemy mnóstwo jajek z frytkami lub hamburgera...

A na kolację... Krytycy z menupages.com odwiedzili 6405 restauracji w Nowym Jorku. Na mojej ulicy w obrębie jednego „bloku” można zjeść dania z kuchni wenezuelskiej, ukraińskiej, amerykańskiej, argentyńskiej, tajskiej, chińskiej i greckiej... „To gdzie dziś pójdziemy kochanie? Wybierz kraj, ja wybiorę danie...”

Specjalnie dla serwisu Kobieta.wp.pl nasza korespondentka Agnieszka Kozak opowiada o urokach życia w Nowym Jorku!

ZOBACZ TEŻ

Źródło artykułu:WP Kobieta

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)