5‑latek nie dostał zaproszenia na urodziny. Bo jest chory na autyzm
Chory na autyzm Aleks jako jedyny przedszkolak nie otrzymał zaproszenia na imprezę urodzinową kolegi. Za tydzień chłopczyk będzie obchodził swoje 5. urodziny i nikt do niego nie przyjdzie, bo tak postanowiły matki dzieci z jego grupy. Czy naprawdę w Polsce nie ma miejsca dla chorych dzieci? Reakcja internautów pokazuje, że jest i nie brakuje ludzi, którzy mają dobre serca.
Kilka dni temu w jednym z przedszkoli w Bielsku-Białej doszło do przykrego incydentu. Najsmutniejsze jest to, że ofiarą był 5-letni chłopczyk. Katarzyna, mama Aleksandra w rozmowie z WP Kobieta opisała całą sytuację:
- Na początku tygodnia przyszłam z synem do przedszkola i spojrzałam, że są zaproszenia na półkach. A na półce Aleksa nie było. Syn się spytał: co to za karteczki? Odpowiedziałam: "nie, nic, nic". Z reguły te zaproszenia z Figlo Parku (miejsce, w którym miały odbyć się urodziny - przyp. red.) to są takie kolorowe w baloniki. Aleks je kiedyś wiedział i sobie skojarzył, po czym zapytał: a dlaczego ja nie mam? No i co ja miałam mu odpowiedzieć? - pyta pani Katarzyna.
Mama Aleksa w przypływie bezsilności postanowiła podzielić się tym przykrym doświadczeniem na jednej z grup na Facebooku. Zamieściła taki oto wpis:
- Trochę się popłakałam. Dzisiaj byliśmy w przedszkolu. Na każdej półce zaproszenia - u nas nic. Aleks pyta dlaczego. Nie wiem, co odpowiedzieć. Za 2 tygodnie ma urodziny i gdy pytałam mam - nikt nie przyjdzie. I znowu będzie mu przykro.
Reakcja była natychmiastowa. Pani Katarzyna otrzymała wiele ciepłych słów, wyrazy współczucia i zrozumienia. Okazuje się, że problem odtrącania chorych na autyzm dzieci nie dotyczy tylko Aleksa. Matki na forum zaczęły dzielić się podobnymi historiami. - Mój syn przez 15 lat swojego życia był zaproszony na urodziny tylko raz. Wszystko ze względu na swoją "inność" - napisała jedna z pań.
Dlaczego w Polsce nie ma zrozumienia dla chorych na autyzm? Dorośli boja się inności, brzydzą się nią, a dzieci się w tym wychowują. Na ten temat wypowiedziała się inna z matek: - Rodzice nie mają pojęcia, czym jest autyzm. Raczej uważają, że takie dzieci kołyszą się w kółko, machają rączkami i nie ma z nim całkowitego kontaktu. Wiedzę taką mają z filmów, z telewizji. Może zrobić jakieś spotkanie wspólne rodziców z dziećmi i przedstawić syna. Pokazać, że on nie jest z innego świata, że bawi się z ich dziećmi i krzywda się nie dzieje.
Przypadek Aleksa poruszył kobiety, które dzieliły się podobnymi historiami. Jedna z internautek tak skomentowała sprawę: - Przykład idzie od rodziców. I mnie jako osobie, która jest pedagogiem nie mieści się to w głowie, jak rodzice "zdrowych" dzieci podchodzą do tematu dzieci z deficytami. A mogę się założyć, że niejedno "zdrowe" dziecko daje bardziej do wiwatu rodzicom. To rodzice powinni przechodzić lekcję tolerancji.
Inna komentująca potwierdza, że skala problemu jest większa i to nie chodzi tylko o dzieci chore na autyzm, powszechnie nie akceptujemy "inności":
- Mój synek ma duże znamię na buzi. Często jak o tym rozmawiam z dorosłymi to mówią, że dzieci potrafią być okrutne i dokuczać "innemu" dziecku. Dotąd spotykam same dzieci szczerze zaciekawione i pytające, co to syn ma. Natomiast dorośli zachowują się co najmniej dziwnie… uciekają, odsuwają dzieci, szepczą jakieś niestworzone historie, zamiast pozwolić dziecku zapytać u źródła i zaspokoić ciekawość…
Okazuje się, że to nie pierwszy przypadek, kiedy Aleks został w ten sposób potraktowany, wielokrotnie doświadczył podobnej dyskryminacji. Pani Katarzyna wspomina, że na placu zabaw matki wręcz zbulwersowane pytały ją: - Dlaczego pani z nim przychodzi na plac, przecież on jest agresywny?
Pani Katarzyna jest osobą niepełnosprawną i sama wychowuje chłopca. W rozmowie z nami wyznała, że przeraża ją wizja przyszłości syna: - Nie wiem, ile ja będę żyła. Jak mnie zabraknie to nie wiem, co się z nim stanie. Nie ma w Polsce na tyle akceptacji jego choroby żebym nie musiała martwić się o jego przyszłość. Jeśli znajdzie zrozumienie i uznanie ludzi, bo jest naprawdę inteligentnym chłopcem, to sobie poradzi. Ale wiem, że są, byli i będą ludzie, którzy po prostu będą go odpychać, bo jest specyficzny.
Post pani Katarzyny postanowiła udostępnić na swoim fanpage'u Sportsmama - Aleksandra Rożnowska, którą podobnie, jak nas poruszyła ta historia. Pani Aleksandra napisała:
Matki od razu ruszyły z pomocą i zaczęły prosić o adres. Aleks otrzymał kartki i prezenty. Ale mama chłopca w rozmowie z nami podkreśliła, że zupełnie nie o to jej chodziło. Chciała jedynie zwrócić uwagę na problem chorych na autyzm dzieci i tego, jak są odbierane przez społeczeństwo. Za wszystkie gesty wdzięczności oczywiście dziękuje, ale nie ukrywa, czuje się nieco skrępowana.
- To była chwila słabości. Ktoś napisał, że wyśle kartkę, to zgodziłam się. Ale to przerosło moje oczekiwania. Piszą do mnie ludzie z Anglii, z Irlandii, ze Szwecji. Dostałam kartki, paczki. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to gest dobroci, ale odpisuję tym osobom, żeby kupili coś swoim dzieciom i że jest wiele dzieci, które bardziej potrzebują pomocy niż mój Aleks.
Panią Katarzynę ucieszył szczególnie gest jednego chłopaka: - Napisał do mnie chłopak, który ma zespół muzyczny w Tychach. I zapytał się, czy może po nas przyjechać i wziąć Aleksa na próbę, po to żeby sobie pooglądał i pograł na instrumentach. To było bardzo fajne.
Pamiętajmy, że dzieci chore na autyzm nie potrzebują litości, ale przede wszystkim akceptacji. Nie ucieszy ich kolejna zabawka, jeśli nie będą miały się z kim nią pobawić.