Aleksandra Markiewicz o faktach i mitach dotyczących raka piersi
Aleksandra Markiewicz z Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii w Gdańsku zajmuje się badaniami nad rakiem piersi, głównie jego przerzutowaniem. Zrozumienie tego procesu może pomóc w opracowaniu skutecznego leczenia.
18.02.2015 | aktual.: 01.03.2022 13:11
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Aleksandra Markiewicz z Międzyuczelnianego Wydziału Biotechnologii w Gdańsku zajmuje się badaniami nad rakiem piersi, głównie jego przerzutowaniem. Zrozumienie tego procesu może pomóc w opracowaniu skutecznego leczenia. Nawet 90 proc. zgonów kobiet chorujących na ten nowotwór może być wynikiem przerzutów odległych.
Badania Aleksandry Markiewicz w przyszłości mogą przyczynić się do opracowania skuteczniejszego doboru terapii dla tysięcy kobiet na całym świecie. Za swoją pracę pt. „Analiza markerów związanych z inwazją i przerzutowaniem u chorych na raka piersi” otrzymała stypendium doktoranckie w konkursie L'Oreal Dla Kobiet i Nauki. Rozmawia Katarzyna Gruszczyńska.
WP: : Lekarze często tłumaczą pacjentkom z rakiem piersi, że nawet mimo wycięcia guza i leczenia, będą mogły odetchnąć dopiero po około pięciu latach. Czy to jest jakaś liczba graniczna?
Aleksandra Markiewicz: Do około 80 proc. nawrotów choroby dochodzi w ciągu 10 lat po wykryciu nowotworu. Jeśli tak się nie stanie, ryzyko oczywiście spada. Trzeba też dodać, że okres ten może być różny w zależności od typu raka i do nawrotu może dojść nawet po 20 latach.
WP: : Ile kobiet umiera z powodu raka piersi, a ile z powodu przerzutów?
Szacuje się, że większość - ok. 90 proc. zgonów związanych z rakiem piersi jest wywołanych przerzutami odległymi. Choroba nowotworowa może również powodować w organizmie np. zaburzenia w układzie krążenia i też prowadzić do śmierci. To zależy od grupy wiekowej.
WP: : Pokutuje wiele mitów dotyczących raka piersi. Na przykład taki, że kobieta, która chociaż raz karmiła piersią, ustrzeże się tej choroby.
Coś w tym jest. Dopóki kobieta nie urodzi dziecka, rozwój gruczołów mlecznych jest nieukończony. To ochronne działanie dotyczy jednak tylko tak zwanych hormonozależnych raków piersi.
Im później urodzi pierwsze dziecko, tym ryzyko jest większe. Wzmaga je także wczesne wystąpienie pierwszej miesiączki, późna menopauza czy długotrwałe stosowanie hormonalnej terapii zastępczej. Generalnie chodzi o to, jak długo organizm jest wystawiony na działanie hormonów płciowych.
WP: : A czy ryzyko zwiększa stosowanie tabletek antykoncepcyjnych?
Tak, choć w niewielkim stopniu, i maleje z czasem po ich odstawieniu.
WP: : Kolejne przekonanie: rak nie lubi noża.
Ludzie uważają, że wycięcie guza przyczynia się w jakiś sposób do tego, że komórki zaczynają się aktywować. Badania nie pokazują, że ingerencja chirurgiczna prowadzi do zwiększonego rozsiewu komórek nowotworowych. Jeśli można usunąć guz, to powinniśmy zdecydować się na operację.
Często słyszę powiedzenie: nowotwór każdy ma w sobie. Ludzie lubią też mówić: obudzić raka. Nie chciałabym nikogo straszyć, ale komórki nowotworowe są naszymi własnymi komórkami, tylko zmienionymi. Nie o to chodzi, żeby żyć w strachu, czekać, czy i kiedy rak wyjdzie z ukrycia. Oczywiście trzeba pamiętać o profilaktyce, unikać czynników mutagennych, między innymi diety wysokotłuszczowej, alkoholu.
Udział w badaniach przesiewowych jest bardzo ważny, ale w Polsce zgłasza się na nie od 40 do 50 proc. kobiet objętych programem.
WP: : Dlaczego zajęła się pani badaniami nad nowotworami piersi?
W mojej rodzinie nie było takich przypadków. Nie była to motywacja prywatna. Gdy zaczęłam pracować w kole naukowym, wyjechałam na praktyki do Niemiec. Tam zajmowano się analizą molekularną nowotworów piersi. Badano na przykład wrażliwość komórek nowotworowych na chemioterapeutyki.
To było dla mnie fascynujące, że można wykorzystać cały warsztat badawczy biologii molekularnej do tego, żeby dokładniej zbadać komórki nowotworowe.
Biolog molekularny nie leczy raka, nie ma do tego uprawnień, ale jest w stanie wykorzystywać i syntetyzować wiedzę gromadzoną w innych laboratoriach naukowych. Sprawdza nowinki, poszukuje wskazówek, w którą stronę należy iść.
Chciałabym zrozumieć mechanizm przerzutowania, żeby lepiej dobierać terapie. Staram się poznać ten proces od strony molekularnej.
WP: : Jak to wygląda w praktyce?
Zajmujemy się analizą komórek nowotworowych na różnych etapach rozsiewu. Możemy usunąć guz pierwotny, ale okazuje się, że nawet po 15 czy 20 latach dochodzi do wznowienia choroby, niekoniecznie w tym samym miejscu, ale w innych organach. W naszych badaniach analizujemy też przerzuty do węzłów chłonnych. Skupiamy się na charakterystyce molekularnej guza pierwotnego i przerzutów.
Pobieramy również krew i analizujemy krążące w niej komórki nowotworowe. Opracowaliśmy metodę izolacji krążących komórek nowotworowych. Są bardzo rzadkie - jedna na 10 milionów! Musimy się pozbyć niemal 10 milionów komórek, żeby wyłapać tę jedną krążącą. Większość stosowanych metod sprawdza jedynie liczbę krążących komórek nowotworowych we krwi, my skupiamy się też na ich biologicznej charakterystyce.
Izolujemy krążące komórki nowotworowe, fragment guza pierwotnego i przerzuty do węzłów chłonnych, jeśli są obecne. Badamy, czy przerzuty się różnią, jeżeli tak, to czy różnica jest związana z odpowiedzią chorej na terapię. Zaobserwowaliśmy, że obecność jednego z markerów jest związana z trzykrotnie większym ryzykiem zaatakowania zajęcia węzłów chłonnych.
Obecnie stosowane czynniki rokownicze (prognozujące przebieg choroby - przyp. red.) nie są doskonałe. Wyobraźmy sobie, że mamy grupę 10 chorych na wczesnego raka piersi, statystycznie wiemy, że u 3 z nich pojawi się nawroty choroby. Nie jesteśmy jednak w stanie dokładnie powiedzieć, u których chorych dojedzie do nawrotu i w związku z tym, które kobiety powinny mieć wprowadzone bardziej agresywne leczenie. Ciągle brakuje czynników, które pomogłyby precyzyjnie to określić i my ich szukamy.
WP: : Kiedy pacjentki będą mogły skorzystać z tych metod?
Nasze badania są na bardzo wczesnym etapie i potrwają wiele lat. Metoda została opracowana w ramach mojej pracy doktorskiej, wykonywanej pod opieką dr Jacka Bigdy i dr Anny Żaczek. Chore trzeba monitorować przez kilkanaście lat, żeby potwierdzić ich znaczenie kliniczne.