GwiazdyAleż pani jest wredna!

Ależ pani jest wredna!

Ależ pani jest wredna!
Źródło zdjęć: © mwmedia
04.10.2010 15:35, aktualizacja: 04.10.2010 15:45

"Z czasem przekonałam się, jak bardzo telewidzowie i fani seriali utożsamiają aktorów z granymi przez nich postaciami. Kilka razy miałam sytuację, kiedy spotkane na ulicy miłośniczki serialu mówiły do mnie: „Ależ pani jest wredna. Czego pani chce od tej swojej synowej”?" - mówi Małgorzata Pieczyńska. Aktorka opowiada o życiu, które prowadzi podróżując między Szwecją a Polską.

"Z czasem przekonałam się, jak bardzo telewidzowie i fani seriali utożsamiają aktorów z granymi przez nich postaciami. Kilka razy miałam sytuację, kiedy spotkane na ulicy miłośniczki serialu mówiły do mnie: „Ależ pani jest wredna. Czego pani chce od tej swojej synowej”?" - mówi Małgorzata Pieczyńska. Aktorka opowiada o życiu, które prowadzi podróżując między Szwecją a Polską.

Gdzie jest pani prawdziwy dom?

- W Szwecji mieszkam od wielu lat, tam też pracuję. No i tam mieszkają moi bliscy. A w Warszawie mam mieszkanie i pracę. Dlatego tak często tutaj jestem. A ten dom to chyba jednak Szwecja.

Dużo pracuje pani w Szwecji?

- Ostatnio tak się składa, że właściwie w ogóle. Mam tyle pracy w Polsce i brak mi czasu na Sztokholm. Nie dałabym rady wszystkiego połączyć.

Jest pani trochę zmęczona?

- Nie mogę powiedzieć, że zmęczona, ale mam takie chwile, kiedy bardzo tęsknię za domem w Sztokholmie. Za jego ciszą, spokojem. To dom z duszą, drewniany, myśliwski. Tam naprawdę odpoczywam.

To pani marzenie na tę chwilę?

- Tak, ale dodam jeszcze do tego chęć podróżowania. Ale myślę, że przyjdzie na to czas.

Najwięcej czasu spędza pani na planie serialu „Na Wspólnej”. Nie bała się pani zagrać postaci negatywnej?

- Nie, nie miałam żadnych oporów, choć z czasem przekonałam się, jak bardzo telewidzowie i fani seriali utożsamiają aktorów z granymi przez nich postaciami. Kilka razy miałam sytuację, kiedy spotkane na ulicy miłośniczki serialu mówiły do mnie: „Ależ pani jest wredna. Czego pani chce od tej swojej synowej”?

Pani koleżanki same organizują sobie pracę.

- Tak, wiem i świetnie im to idzie. Podziwiam i mam wielki szacunek dla Krystyny Jandy, Małgosi Zajączkowskiej i Ewy Kasprzyk. Jeśli chodzi o mnie, to nie stać mnie chyba jeszcze na to. Ale kiedyś, kto wie? Na razie dosyć dużym ograniczeniem jest jednak dzielenie życia na dwa kraje.

Jak pani reaguje na wycelowane w panią obiektywy paparazzich?

- Nie reaguję wcale, bo nie mam nic do ukrycia. Zrobiono mi kiedyś zdjęcia na zajęciach jogi, na zakupach i u jubilera. Nic wielkiego, ale jeśli ludzi to kręci, proszę bardzo, niech za mną jeżdżą. Ale żadnej sensacji nie będzie.

Czy nigdy nie myślała pani o powrocie do Polski? Proszę o szczerą odpowiedź.

- Nie, ponieważ mój mąż nie może sobie na to pozwolić. A samolot ze Sztokholmu do Warszawy leci półtorej godziny.

Jakie ma pani relacje z synem?

- Znakomite. Jesteśmy przyjaciółmi. Nie mamy tematów tabu. Victor wie, że zawsze jestem do jego dyspozycji. Zawsze może zadzwonić. Moim zdaniem, podstawą w wychowaniu dziecka jest przykład idący z góry, czyli od rodziców.

Chodzi o rozmowy?

- Właśnie nie, chodzi o sposób, w jaki się żyje, jak spędzamy razem czas, jak i o czym rozmawiamy. Mam takie poczucie, że daliśmy synowi wszystko to, co najlepsze i nie będzie miał problemu z odróżnieniem dobra od zła.