Beata Pawlikowska: "Chciałam iść własną drogą i nie pytałam nikogo o zgodę"
Jest jedną z najpopularniejszych polskich podróżniczek. Po 17 latach prowadzenia radiowej audycji „Świat według blondynki”, przyszedł czas na zmiany. Od 2 października Beata Pawlikowska będzie prowadziła audycję podróżniczą „Blondynka w samo południe” emitowaną w radiu internetowym OpenFM i na stronie głównej portalu WP.pl.
02.10.2016 | aktual.: 03.10.2016 10:31
Pamiętam, kiedy pierwszy raz usłyszałem zapowiedź pani programu „Świat według blondynki”. Pomyślałem sobie wtedy „Odważna musi być ta Pawlikowska; w radiowej audycji chce opisywać kolory, zapachy, faktury, z których zbudowany jest nasz świat”. Łatwo jest słowami wyrażać cuda, które spotyka pani w czasie swoich podróży?
Myślę, że tak. A poza tym jeśli są jakieś rzeczy, które trudno wyrazić słowami - na przykład wrażenie, jakie robi na tobie Machu Picchu, które porusza coś niezwykłego w sercu - to wystarczy wtedy powiedzieć słuchaczom „To było tak niesamowite, że nie da się tego opisać”. Czasem brak słów znaczy więcej niż tysiąc przymiotników. Moją rolą nie jest budowanie precyzyjnych opisów, tylko zachęcanie innych, żeby sami zechcieli tego doświadczyć na własnej skórze. Dlatego tak bardzo lubię pracować w radiu, bo na antenie można przekazać emocje nie tylko słowami. Czasem wystarczy ton głosu.
Kiedy jesteś w takim niezwykłym miejscu, czy od razu myślisz o tym, jak o nim opowiesz?
Nie. Podróżuję po to, żeby sama doświadczać, przeżywać, odczuwać emocje, zachwycać się i odkrywać. Dopiero później decyduję, czy chcę się tym podzielić, czy nie.
Na jakiej podstawie przygotowujesz się do audycji? Wyłącznie na podstawie swoich wspomnień?
Piszę i opowiadam wyłącznie o tym, co znam z mojego życia, bo sama tego doświadczyłam. Ale z drugiej strony podczas podróżowania uczę się wielu nowych rzeczy. Dużo czytam, rozmawiam z ludźmi, szukam materiałów źródłowych, na przykład oryginalnych wspomnień ludzi, którzy mieszkali tam dawno temu – Indian, niewolników, żeglarzy, odkrywców. Lubię się uczyć. Jestem bardzo ciekawa wszystkiego, co się zdarzyło. I o tym potem opowiadam w moim programie.
Czym różni się radiowa opowieść od książki podróżniczej czy fotoreportażu?
To zupełnie inna forma przekazu. Ta sama historia w książce i w radiu będzie opowiedziana inaczej, bo innych słów i wyrażeń używa się podczas pisania, a zupełnie inaczej opowiada się coś na gorąco, z emocjami. I myślę, że tylko takie opowieści mają sens. Takie, które mnie osobiście poruszają, czuję w nich radość, zachwyt, zdumienie. Dlatego zawsze opowiadam też rękami, mimo że w radiu słuchacz nie może tego zobaczyć. Widzi to tylko realizator, czyli inżynier dźwięku, który siedzi ze mną w studiu i czasem to moje machanie rękami doprowadza go do śmiechu.
Kto pierwszy słucha twoich opowieści? Sprawdzasz je najpierw na kimś? Opowiadasz rodzinie, przyjaciołom?
Raczej nie. Pierwsi zwykle są słuchacze w radiu. Wracam z podróży pełna przygód i z radością biegnę do radia, żeby podzielić się ze słuchaczami tym, co udało mi się odkryć, zrozumieć, a co mnie najbardziej zaskoczyło. I właśnie w radiu czuję się tak, jakbym spotykała się z moimi najlepszymi przyjaciółmi, więc chętnie dzielę się moimi przeżyciami.
Skąd pomysł na audycje podróżnicze?
W radiu i w książkach opowiadam o tym, co mnie najbardziej fascynuje, więc w zupełnie naturalny sposób opowiadam o podróżowaniu, bo po prostu uwielbiam podróżować. Opowiadam też o muzyce, bo to jest jedna z moich pasji.
Kto był dla pani inspiracją? Tony Halik i Elżbieta Dzikowska? Ryszard Kapuściński? A może podkochiwała się pani w Tomku z książek Szklarskiego?
Miałam w domu dwie książki Arkadego Fiedlera. Pamiętam, że kiedy byłam mała, zaczęłam się zastanawiać, czy gdybym pojechała do Amazonii, to opisałabym ją tak samo jak on. Czy każdy widzi świat tak samo? Jak by to było poczuć dżunglę na własnej skórze? Poza tym czytałam Jacka Londona i Jamesa Curwooda. Daleka północ, surowa przyroda, wielka cisza dziewiczego lasu. To było fascynujące. Marzyłam o tym, żeby zobaczyć to wszystko na własne oczy.
Wśród nazwisk wielkich podróżników mało jest wciąż kobiet. Czy to rzeczywiście męski świat? A może bycie kobietą ułatwia w pewnych sytuacjach odkrywanie świata?
Myślę, że w życiu chodzi o to, czego się naprawdę chce. I myślę, że każdy może zostać tym, kim pragnie najbardziej, o ile sam uwierzy w to, że wszystko jest możliwe. Nie lubię stereotypów, wystrzegam się uprzedzeń. Chciałam iść własną drogą i nie pytałam nikogo o zgodę. Po prostu żyłam tak, jak podpowiadało mi serce.
Nie przejmowałam się tym co „powinnam” albo „nie powinnam”. I nigdy nie miałam zamiaru odgrywać żadnej roli społecznej tylko dlatego, że urodziłam się kobietą. Wierzę w to, że każdy jest wolnym człowiekiem i może sam decydować o sobie. Ja tak właśnie zrobiłam. Ja decyduję o tym, kim jestem, co robię, dokąd jadę.
„Świat według blondynki” to już historia. Właśnie zaczyna pani pracę nad zupełnie nowym formatem.
To właściwie nie jest nowy format, czyli nie jest to coś, co zostało wymyślone, wyreżyserowane i wykreowane. W moim nowym programie w radiu Open.fm na portalu Wirtualnej Polski robię to, co lubię najbardziej - opowiadam o tym, co mnie pasjonuje, gram moje ulubione piosenki. Bardzo się cieszę, że audycja będzie dostępna w internecie, bo dzięki temu będzie można jej słuchać o każdej porze dnia i nocy.
A propos internetu; może w dobie powszechnie dostępnych w sieci informacji na każdy praktycznie temat człowiek nie musi wcale podróżować. Może wystarczy nam Google Maps? Dlaczego z taką pasją namawia pani Polaków do podróży?
Jest takie targowisko w Camden w Londynie, gdzie na małej powierzchni zgromadzono kramy z jedzeniem z całego świata. Nie ruszając się z miejsca, możesz posmakować kuchni hinduskiej, włoskiej, chińskiej, peruwiańskiej i możesz odnieść wrażenie, że właściwie posmakowałeś całego świata. Ale to tylko pozór. Tak naprawdę kiedy znajdziesz się w nowym miejscu - nawet jeśli już wszystko o nim czytałeś i widziałeś na filmach - to twój osobisty obraz tego miejsca będzie unikalny, jedyny. Dlatego, że każdy odbiera świat przez pryzmat tego, co ma zapisane w swojej duszy. Więc każdy patrzy na to samo trochę inaczej. Więc tak, internet to ogromne źródło wiedzy, ale nic nie zastąpi zapachu Amazonki czy dźwięku wiatru w Himalajach.
A wiesz dlaczego namawiam do podróżowania? Bo to jest fantastyczny sposób, żeby przebudzić swoją wewnętrzną siłę. Podróż to zbiór nieprzewidywalnych, zaskakujących zdarzeń. Czasem jest zimno, mokro i głodno, czasem zostajesz zatrzaśnięty w piwnicy albo spadasz w przepaść. I musisz sobie poradzić. I o to właśnie chodzi. To pomaga się obudzić i wyzwolić wewnętrzną siłę. Konfrontowanie się z nowymi sytuacjami, zwyczajami, smakami zmusza do działania, podejmowania decyzji, do wyjścia poza schemat. Tę nową siłę przywozisz ze sobą do domu i za każdym razem masz jej coraz więcej.
Czy to prawda, że podróże kształcą, ale tylko wykształconych?
Podróże kształcą wszystkich, którzy odważą się wytknąć nos poza swój bezpieczny, oswojony świat.
Nie deprymuje cię postępująca demokratyzacja podróżowania? Dziś każdy z odpowiednio grubym portfelem może przylecieć do Katmandu i stroić wielkiego himalaistę.
Nie, w ogóle (śmiech). Nie zajmuję się tym, co robią inni. I co z tego, że jakieś miejsce staje się bardzo turystyczne? Ja wtedy pakuje plecak i ruszam dalej w góry albo do dżungli, gdzie jestem sama ze swoimi myślami.
A w kontekście narastającej, szczególnie w ciągu ostatniego roku niechęci, strachu wobec „obcego”?
Polska to bardzo szczególny kraj. W środkach masowego przekazu mówi się głównie o tym, co złego zdarzyło się w wczoraj i o tym, co złego czeka nas jutro. Tak jakbyśmy byli zawieszeni między traumą przeszłości a zbliżającą się katastrofą przyszłości. Myślę, że właśnie z takiego podejścia bierze się instynktowny strach przed wszystkim, co jest nowe i nieznane. Dążenie do zemsty i rozliczanie krzywd z przeszłości utwierdza cię tylko w poczuciu, że jesteś ofiarą. To mnie nie interesuje. Ja chcę żyć naprzód. Koncentruję się na tym, co jest tu i teraz. Staram się znaleźć dookoła mnie powody do radości, jestem wdzięczna za to, co mam, i wierzę w to, że będzie pięknie.
Egipt, Tunezja, Turcja i Ukraina. Coraz mniej jest miejsc, w które możemy jechać z poczuciem pełnego bezpieczeństwa. Jak czuję się podróżniczka w erze „kurczącego się świata”?
Właściwie nawet tego nie zauważyłam. Jeśli będę chciała gdzieś pojechać, to pojadę tam bez względu na politykę. Poza tym wydaje mi się, że takie bardzo turystyczne miejsca stają się bezduszną fabryką zarabiania pieniędzy. Może to dobrze, że wielbłądy w Egipcie odpoczną od przewożenia bogatych Europejczyków.
Bardzo dużo czasu spędziła pani poza Polską, ale nawet z najodleglejszego i najpiękniejszego miejsca na ziemi wraca pani do kraju. To pani miejsce na ziemi?
Moje miejsce na ziemi jest tam, gdzie akurat jestem. Kiedy jestem w dżungli, to tam mój dom. Kiedy ląduję w Ameryce Południowej, czuję się, jakbym wracała do domu, ale tak samo czuję się wtedy, kiedy samolot ląduje na lotnisku w Warszawie. Mam dom w Polsce, ale mam też kawałek ziemi w Amazonii. Dobrze mi wszędzie, gdzie jestem.
Co podróże zmieniły w pani życiu?
Zmieniły mój sposób myślenia. O wszystkim, także o sobie samej. Podczas wypraw do dżungli amazońskiej zrozumiałam, co jest naprawdę ważne. Kiedyś myślałam, że ważne jest to, co ludzie o mnie myślą. Chciałam w ich oczach być odważna, silna i samodzielna. Ale w dżungli zrozumiałam, że nie chodzi o to, żeby coś udawać. W życiu chodzi o to, żeby naprawdę być odważnym, silnym i samodzielnym. I tego się tam nauczyłam.
Są jeszcze miejsca na kuli ziemskiej, w których blondynki jeszcze nie było?
Jest wiele takich miejsc. Właściwie mogłabym jutro kupić bilet do miejsca, w którym jeszcze nie byłam, ale dziwna rzecz: jak już zaczynam planować nową wyprawę, to zazwyczaj najbardziej chcę pojechać znów do Amazonii.