Błyszczyk hamujący apetyt i serum powiększające biust działają?
Rzęsy dłuższe o pół centymetra za sprawą magicznego tuszu, węższe biodra dzięki błyszczykowi, szczuplejsze ciało za sprawą kilku psiknięć z atomizera czy biust wędrujący w górę dzięki kremowi od pewnej gwiazdy. To tylko niektóre obietnice fundowane nam przez producentów kosmetyków. Czy wszystkie z tych zapewnień są bez pokrycia?
Rzęsy dłuższe o pół centymetra za sprawą magicznego tuszu, węższe biodra dzięki błyszczykowi, szczuplejsze ciało za sprawą kilku psiknięć z atomizera czy biust wędrujący w górę dzięki kremowi od pewnej gwiazdy. To tylko niektóre obietnice fundowane nam przez producentów kosmetyków. Czy wszystkie z tych zapewnień są bez pokrycia?
Nie rodzimy się idealni: czasem mamy problematyczną cerę, wąskie usta, genetyczną skłonność do tycia. Te cechy towarzyszą nam całe życie, lub przybierają na sile, gdy przybywa nam lat. Na szczęście z odsieczą przychodzą producenci kosmetyków, którzy deklarują, że są w stanie podrasować nasz wygląd, jeśli nabędziemy sygnowany przez nich produkt kosmetyczny. Od dawna wiadomo, że przemysł kosmetyczny opiera się na tkwiącej w człowieku potrzebie cudu i wielkich kompleksach. Wierzymy, że ta pomadka, ten krem i ten balsam pozwolą nam zmienić to, czego nie akceptujemy i nie lubimy w naszym ciele.
W reklamie produktu do pielęgnacji biustu Joanna Krupa mówi, co robić, aby nasze piersi dobrze wyglądały. Supermodelka sugeruje leżenie na boku oraz zachwala działanie sygnowanych przez siebie kosmetyków. Krupa obiecuje, że stosując firmowe serum już po czterech tygodniach "czeka efekt push-up".
Producent na stronie internetowej informuje, że to wysoka zawartość składnika VOLUFORM stymuluje wzrost ilości tkanki tłuszczowej pod skórą, powiększając piersi nawet o 2 cm w obwodzie. Czy to działa?
Tekst: Aleksandra Pielechaty/(ALP)/(kg)
Duże usta są seksowne
Powiększyć usta można u chirurga estetycznego, wstrzykując w nie kwas hialuronowy albo tłuszcz. Takie zabiegi sporo kosztują. O wiele tańszym i mniej "agresywnym" rozwiązaniem jest nabycie błyszczyku, szminki lub pomadki powiększającej usta. Kilka lat temu takie produkty były innowacją na rynku kosmetycznym.
Dziś preparaty z adnotacją "Volume" lub "Injection" ma większość firm kosmetycznych. Większość z nich ma wyciąg z papryczki Cayenne, mentolu lub cynamonu, który drażni delikatną tkankę na ustach i powoduje, że wargi delikatnie puchną i nabrzmiewają. Dodatek peptydów, kolagenu, kwasu hialuronowego wygładza je dodatkowo.
Penelope Cruz
Czy te specyfiki działają? Zwykle tak, ale tylko w zakresie, o którym informuje producent. Panie, które oczekiwały rezultatu jak po zabiegu w gabinecie chirurgii estetycznej, będą raczej zawiedzione. Inne twierdzą, że ten sam efekt, o wiele tańszym kosztem można zyskać stosując metodę Penelope Cruz z filmu "Women on top". Aktorka smarowała delikatnie usta przekrojoną papryczką jalapeno.
Panie, które używały "zastrzyku w szmince", czasem skarżyły się na drętwienie, lub fakt, że gdy przy aplikacji preparatu wyjedzie się poza kontur warg, skóra zaczyna swędzieć i się czerwienić. O wszystkich skutkach ubocznych informuje zwykle producent, który zazwyczaj dopisuje formułkę: "Usta wydają się większe, lub będą wyglądały na pełniejsze".
Chudnij dzięki błyszczykowi
Nie wszystkie panie wygrały bilet na genetycznej loterii, by móc cieszyć się nienaganną figurą, nie wszystkie też systematycznie ćwiczą i utrzymują dietę. Te, które chcą połączyć pielęgnację ust z magicznym ubytkiem kilogramów, mogą wybrać błyszczyk, który sugeruje - ale nie obiecuje - pożegnanie kilogramów. Dzięki chwytliwej nazwie produkt polskiej marki zrobił swego czasu wiele szumu, podbitego stosowną reklamą.
Panie powtarzały sobie z ust do ust obietnicę "smarujesz-schudniesz". Podobne produkty mają w swojej ofercie producenci z Azji i popularni amerykańscy monopoliści kosmetyczni. Wszyscy w mniej lub bardziej subtelny sposób sugerują chudnięcie, choć żaden nie mówi o tym wprost.
Jak to smakuje?
Ciekawe, że niektórzy dermatolodzy uważają, że błyszczyki mogą naprawdę działać. Pomalowanie nimi ust sprawia, że tracimy smak lub odbieramy pewne bodźce smakowe w sposób negatywny. Wyciąg z mięty, zielonej herbaty, czy kofeiny pomaga walczyć z chęcią sięgnięcia po coś słodkiego.
Delikatna i cienka skóra ust umożliwia szybkie wchłanianie substancji bezpośrednio do krwiobiegu, więc ochota na jedzenie staje się mniejsza. Czy ten kosmetyk działa? Internautki skarżą się na jego przykry smak, który powstrzymuje je przed oblizywaniem warg, a więc jedzeniem czegokolwiek. Niektóre uważają, że uczucie łaknienia mają mniejsze, inne chwalą kolory błyszczyków.
Do małej tubki z aplikatorem wtłoczono ponoć magiczną formułę SLIM EXTREME, która (tak jak wiele formuł kosmetycznych) nic nie mówi bliżej potencjalnej użytkowniczce o swoich właściwościach. Poza tym jego stosowanie ma zapewnić poprawę samopoczucia na cały dzień.
Producent bardzo się pilnował, aby w opisie preparatu nie użyć żadnego określenia lub terminu, który sugerowałby rzeczywiste chudnięcie. Są tylko olejki z bergamotki i grapefruita, filtry i składniki nawilżające oraz sekretna formuła, zastosowana również w serach i kremach wyszczuplających tej samej marki.
Jak działają kosmetyki wyszczuplające?
Kosmetyki wyszczuplające i ich rzeczywiste działanie to ciekawy temat. Zwykle obietnice producenta i oczekiwania konsumenta co do produktu nie pokrywają się. Kosmetolodzy i specjaliści od profesjonalnej pielęgnacji ciała tłumaczą, że zwykle same preparaty odchudzające cudów nie czynią. Ich działanie wspomagać może tylko energiczny masaż, fundowany ciału przy ich aplikacji.
Są jednak na rynku specyfiki, których producenci sugerują, że nawet rozpylenie ich na ciele spowoduje, że schudniemy. W swojej ofercie "mgiełki odchudzające" mają firmy Shiseido i Decleor. Mgiełki naszpikowane są olejkami z bergamotki oraz owoców cytrusowych i tak jak "odchudzający błyszczyk" gwarantują nam dobre samopoczucie przez cały dzień. Najlepiej stosować je po treningu - wówczas zadziałają najefektywniej. Nic dziwnego...
Szczęście w kremie
Dobre samopoczucie, poczucie szczęścia i zadowolenia to ulubione hasła producentów kosmetyków. Jeśli w opisie kremu pojawiają się "endorfiny", czyli hormony szczęścia, to znak, że aplikując go wpadniemy w błogostan. Jednym z pierwszych tzw. "szczęśliwych" kremów był Issima Happylogy. Marka Guerlain stworzyła krem, który miał odtwarzać efekt szczęścia na skórze - jakkolwiek dziwnie to brzmi.
Jest też na rynku szczęście dla oszczędnych i ekonomiczna wersja: L'Oreal - Happyderm, który: "łączy w innowacyjnej konsystencji Fito-Dorfiny, silny składnik nawilżający oraz zapach zapewniający skórze radość". Producent szczęśliwej serii do pielęgnacji twarzy zapewnia, że już od pierwszych aplikacji nasza skóra jest pełna życia i blasku, a oznaki zmęczenia i stresu znikają. Szczęście nie jest mierzalne (inaczej niż obwód ciała), trudno więc mieć pretensje, gdy produkt nie działa. Może działa, tylko my nie umiemy się nim cieszyć?
8 w 1!
Znana odżywka do paznokci, obiecująca osiem magicznych zalet za jednym pociągnięciem pędzelka, będzie działać, ale tylko wtedy, kiedy będziemy ją stosować. Nikt nie powiedział, że płytka paznokciowa do końca życia będzie twarda i ładna, jeśli zaprzestaniemy aplikacji danego preparatu.
Producent zastosował atrakcyjną formułę "8 w 1". Kilkanaście lat temu firmy nie były tak rozrzutne - dostępny był tylko jeden szampon, reklamujący się skromnie "2 w 1".
Ile prawdy w reklamach?
W 2002 roku w Stanach Zjednoczonych ukazał się bestseller "Big Imposture" ("Wielkie oszustwo"), napisany przez byłego farmaceutę i ekonomistę, Malcolma McNamarę. McNamara postanowił rozprawić się z nonsensami sprzedawanymi przez branżę kosmetyczną i skrupulatnie opisał rzekome i prawdziwe działanie wszelkich składników aktywnych w kosmetykach.
Po testach dziesiątków produktów, które mają wydłużyć rzęsy, nadać blask cerze, wysmuklić szyję i ujędrnić piersi, autor doszedł do wniosku, że reklamy kremów do twarzy to w 75 proc. psychotechnika, w 20 proc. sprzedawanie złudzeń, oczywista przesada. Zaledwie 5 proc. jest prawdą!
Tekst: Aleksandra Pielechaty/(ALP)/(kg)