Borne Sulinowo: kobieta na poligonie

Borne Sulinowo: kobieta na poligonie

Borne Sulinowo: kobieta na poligonie
Źródło zdjęć: © Małgorzata Pindera
09.05.2011 15:05, aktualizacja: 07.09.2018 14:04

To najbardziej tajemnicze miasto w Polsce. Przez dziesiątki lat nie istniało na żadnych mapach, gdyż stacjonowały tu dwie wielkie armie: najpierw niemiecka, później radziecka. Chociaż od wyjścia tej ostatniej minęło ponad 18 lat, historia w Bornem wciąż miesza się z legendą i często nie wiadomo, co jest prawdą, a co wytworem bujnej wyobraźni. A na dodatek Borne swoją historią się bawi.

Gdy zdecydowałam się pojechać do Bornego Sulinowa, kobiety zazwyczaj pytały z niedowierzaniem: chcesz tam jechać, przecież tam nic nie ma?! Mężczyźni przestrzegali przed skażeniem terenu i szkodliwym wpływem tegoż skażenia na moje zdrowie. Niepomna na przestrogi, postanowiłam sprawdzić, jak wygląda miejsce, które przez wiele lat oficjalnie nie istniało. Pojechałam, zobaczyłam i się zachwyciłam. Piękną przyrodą, czystymi jeziorami, ponadczasowym spokojem i życzliwością mieszkańców Bornego, którzy mieszkają tutaj nie dlatego, że urodzili się w tym miejscu, ale dlatego, że przyjechali tutaj, zakochali się w okolicy i zostali.

Dwie armie w jednym miejscu

Wcześniej były tu lasy, nieużytki i malutka wieś Linde, po polsku Lipa, licząca kilka domów. W latach 30. ubiegłego Niemcy zbudowali w ciągu pięciu lat całe militarne miasto, z ogromnym poligonem na zapleczu, które swą nazwę przyjęło od innej wysiedlonej wsi: Gross Born. Rozplanowano je z niemiecką precyzją, tak, aby mogły się tu szkolić wszystkie typy wojsk.

Wiosną 1945 roku Armia Czerwona zajęła poniemieckie koszary wraz z poligonem. Nazwę zmieniono na Borne Sulinowo, a drugi człon pochodzi prawdopodobnie od sąsiedniej wsi Silnowo. O obecności obu armii nie da się w Bornem zapomnieć, a co więcej, nie tak w końcu odległa historia stała się „produktem turystycznym” miasta. Nie ma w tym jednak żadnej martyrologii, a raczej spojrzenie na przeszłość z „przymrużeniem oka”.

Od wojska nie uciekniesz

Przy głównej ulicy miasta, tak jak za czasów sowieckich, stoi czołg. Co prawda, ten pochodzi z Muzeum Wojska Polskiego, gdyż swój Rosjanie zabrali, gdy opuszczali garnizon. Tak samo uczynili zresztą z pomnikiem wodza rewolucji Lenina i innymi symbolami potęgi Armii Czerwonej, po których dziś pozostały cokoły.

Mieszkańcy szybko zdradzają pewną prawidłowość, która pozwala szybko orientować się w wojskowej topografii miasta. Skośne dachy mają budynki koszarowe poniemieckie, płaskie – poradzieckie. To chyba jedyny w Europie przypadek, gdy dawny garnizon staje się współczesnym miastem, a budynków się nie burzy, tylko rewitalizuje. W dawnych żołnierskich kantynach ( stołówkach) czy oficerskich willach o stromych dachach mieszczą się dziś zadbane pensjonaty, sklepy spożywcze, poczta. Płaskie to przede wszystkim bloki mieszkalne zwane potocznie „Leningradami”. Zbudowano je z wielkiej płyty produkowanej przez leningradzką fabrykę domów dla rodzin radzieckich podoficerów i oficerów służących w garnizonie.

Swoiste połączenie obu armii nastąpiło w dzisiejszym budynku kościoła p w. Brata Alberta. Mieści się on w dawnej niemieckiej stołówce i dobudowanym budynku radzieckiego kina z płaskim dachem. Najbardziej niesamowite wrażenie robi oficerskie kasyno, niestety dziś w ogromnym stopniu zniszczone, gdzie niegdyś mieściła się znana restauracja dla oficerów Wehrmachtu, a w czasach radzieckich Dom Kultury dla oficerów i ich rodzin.

Pamiątki po radzieckiej i niemieckiej przeszłości Bornego Sulinowa znajdziemy na każdym kroku. Najwięcej ich jest w prywatnym muzeum Andrzeja Michalaka, który snuje opowieści o „podwodnym lesie” czy tajemniczych podziemiach. Zdjęcia z radzieckich czasów można obejrzeć w restauracji „Sasza Caffe, a właścicielem jej jest dawny garnizonowy fotograf. Nie należy się też dziwić, gdy na ulicy spotkamy osoby przebrane w mundury obu armii.

Taka historia i taki klimat tego miejsca. Spragnieni mocniejszych wrażeń mają szansę wziąć udział w militarnych zabawach, postrzelać z broni, pojeździć skotem czy pograć w paintball. Ja zdecydowanie wybieram bardziej pacyfistyczną formę spędzania czasu czyli spacer urokliwymi uliczkami wśród sosnowych drzew. I dziwię się, gdy wieczorem przy ognisku zespół Lenin Band oprócz rosyjskich i radzieckich szlagierów śpiewa o „cudnem Bornem”.