Chorzy na wygląd
Dysmorfofobia. Tego trudnego słowa zaczęto używać pod koniec XIX wieku dla określenia zaburzeń psychicznych wywołanych lękiem przed własną „brzydotą”.
Dysmorfofobia. Tego trudnego słowa zaczęto używać pod koniec XIX wieku dla określenia zaburzeń psychicznych wywołanych lękiem przed własną „brzydotą”. Dziś coraz częściej pada ono z ust psychologów, a lekarze medycyny estetycznej mają z opisywanym zjawiskiem nie lada problem. Dlaczego? No bo jak powiedzieć pacjentowi, że niczego nie powinien w sobie zmieniać, że jego samoocena jest nieuzasadniona, a defektu tak naprawdę nie ma bądź jest naprawdę niewielki?
Do pewnego stopnia krytyka wobec własnej fizyczności jest normalnym zjawiskiem, lecz nadmierna może zaowocować poważnym zaburzeniem i prowadzić do patologii. Czy jesteśmy w stanie rozpoznać, kiedy brak akceptacji wobec własnych niedoskonałości przeobraża się w chorobę? Zdaniem Łukasza Mazura – psychologa, na co dzień współpracującego z lekarzami zajmującymi się estetyką, dysmorfofobia (DMS) jest na początku bardzo trudna do rozpoznania, bo w dzisiejszej kulturze prawie każdy zwraca uwagę na swój wygląd.
Z DMS mamy do czynienia, kiedy brak akceptacji wobec własnych niedoskonałości przeradza się w istną obsesję. Jej przedmiotem mogą być zgoła urojone defekty. Takim wymyślonym defektem może być w zasadzie cokolwiek: wygląd skóry, kształt twarzy, łagodne zmiany trądzikowe, małe blizny, przebarwienia, zmarszczki, nadmierne lub rzadkie owłosienie, za duży nos, itp.
Nawet jeśli problem rzeczywiście istnieje, to stopień zaabsorbowania nim pacjenta jest znacząco niewspółmierny. Chory przekonany jest o powadze deformacji ciała i pewny tego, że jego własne objawy czy oceny na ten temat są w pełni uzasadnione. Jeżeli dodatkowo myślenie o tym zajmuje mu kilka godzin dziennie i nie wyobraża on sobie dalszego życia z „takim defektem” - powinien czym prędzej wykręcić numer do psychologa.
Chory na dysmorfofobię używa różnorodnych technik ukrywania swoich urojonych niedoskonałości: przybiera maskujące pozycje ciała, chodzi bokiem, nakrywa głowę, zasłania twarz ręką, zapuszcza włosy, zakłada za duże ubrania, itd.
Pomocy udzieli nam jej psycholog lub psychiatra. Zaproponuje leczenie farmakologiczne wspomagane psychoterapią. Obecnie najbardziej popularną metodą leczenia jest zastosowanie terapii behawioralno - poznawczej polegającej na jednoczesnym „uderzeniu” w zachowania i psychikę człowieka, skierowaniu jego percepcji na rozpoznawanie błędów w myśleniu, przedstawianiu schematów poznawczych, które determinują jego irracjonalne oceny, a także wygaszanie zachowań niepożądanych przy jednoczesnym wzmacnianiu pożądanych.
Uznaje się bowiem, że patologiczne objawy mogą być wynikiem zaburzeń w myśleniu oraz nabyte w procesie uczenia się. Na pewno wiele osób kojarzy liczne programy telewizyjne pomagające wybranym kobietom zaakceptować siebie, uwierzyć we własne możliwości, a nawet takie, które udowadniają kobietom, że mimo swoich urojeń mogą bez problemów prezentować się nago. Stosują wobec nich ekspozycję na unikane sytuacje, takie jak np. pozostawanie na widoku w miejscach publicznych, pierwotną identyfikację. Warto przy okazji zaznaczyć, że dysmorfofobia nie jest chorobą, na którą cierpią tylko kobiety, jak się powszechnie uważa. Podobny odsetek mężczyzn miewa takie same problemy.
Być może w tej chwili czytając ten artykuł niejedna osoba zastanawia się, gdzie tak właściwie leży problem i czy w ogóle takowy istnieje? Lecz gdy nasze zainteresowanie defektami znacząco wzrasta, powoduje nieustanny lęk i przygnębienie, powinno to być sygnałem, że „dzieje się coś złego”, i że granica, o której mowa, zostaje przekroczona. Dysmorfofobia w skrajnych przypadkach może prowadzić nawet do samobójstwa, zatem nie można jej bagatelizować. Czy naprawdę warto aż tak zatracać się w rozpaczy nad własnym wyglądem i tracić przy tym coś niewiarygodnie lepszego, co może tylko czeka na zauważenie?