Blisko ludziCoraz więcej dzieci próbuje się zabić. Szpitale psychiatryczne pękają w szwach

Coraz więcej dzieci próbuje się zabić. Szpitale psychiatryczne pękają w szwach

Coraz więcej dzieci próbuje się zabić. Szpitale psychiatryczne pękają w szwach
Źródło zdjęć: © 123RF
Klaudia Stabach
08.01.2019 15:40, aktualizacja: 08.01.2019 17:06

- Przyjąć dziecko, które chciało zabić się wczoraj i jednocześnie wypisać to, które chciało zrobić to samo tydzień temu i nadal jest w fatalnym stanie? - o dramatycznej sytuacji w szpitalach psychiatrycznych mówi Monika Jaskólska.

Z każdym rokiem wzrasta liczba młodych, którzy wymagają leczenia psychiatrycznego. Oddział psychiatryczny w Szpitalu Pediatrycznym w Bielsku-Białej został uruchomiony w połowie listopada 2018 roku i już w ciągu dwóch dni wszystkie miejsca zostały zajęte. Obecnie rodzice starający się o przyjęcie dziecka, muszą czekać w długiej kolejce. – Termin pilny jest na kwiecień, a planowy na czerwiec – informuje nas Agnieszka Pawełko, pielęgniarka pełniąca obowiązki oddziałowej.

O bielskim oddziale jest głośno już od conajmniej dwóch lat. Utworzenie go kosztowało cztery miliony złotych, a Monika Jaskólska - właścicielka firmy odzieżowej i znana działaczka społeczna - w dużej mierze przyczyniła się do zebrania funduszy. Kobieta jest organizatorką kampanii "NIE wypada NIE pomagać", w ramach której organizowane są aukcje charytatywne, a zysk przekazywany jest właśnie na rzecz tego szpitala.

Monika z całych sił stara się nagłaśniać problem chorych dzieci. To ona zorganizowała słynną akcję "Bielsko-Biała dla Toma Hanksa”, w ramach której przekazano artyście białego Fiata 126 p, a pieniądze zebrane na kupno samochodu trafiły na wyposażenie szpitala. Teraz wystartowała kolejna edycja akcji, a hollywoodzki aktor chce odrestaurować i przekazać na aukcję Syrenkę. – Chętnie przyłączył się do inicjatywy, ponieważ sam kiedyś zmagał się z depresją i rozumie skalę problemu – wyjaśnia Monika Jaskólska w rozmowie z WP Kobieta.

Pacjenci na korytarzach

Liczba dzieci wymagających natychmiastowej pomocy rośnie w ekspresowym tempie, dlatego w wielu szpitalach mali pacjenci są rozlokowywani na korytarzach i śpią na łóżkach polowych. To kiepskie rozwiązanie. – Staramy się nie przyjmować pacjentów na dostawki, ponieważ zależy nam, aby jak najlepiej zaopiekować się tymi dziećmi, a nie tylko położyć je na oddziale psychiatrycznym – wyjaśnia Agnieszka Pawełko. – Leczenie u nas trwa od trzech tygodni do pół roku, dlatego zapewnienie komfortu pacjentom jest ważne – dopowiada.

Oddział psychiatryczny w bielskim szpitalu jest oddziałem zamkniętym, na który trafiają przede wszystkim mali pacjenci z depresją, po próbach samobójczych czy z chorobą dwubiegunową. – Najmłodszy pacjent, którego mieliśmy miał 9 lat – opowiada pielęgniarka.

Leczenie dzieci zmagających się z zaburzeniami psychicznymi nie jest łatwe. - Istota choroby jest taka, że my możemy ją zaleczyć i zabezpieczyć dziecko, ale nigdy nie będziemy w stanie wyleczyć całkowicie. Możemy jedynie nauczyć pacjentów, jak funkcjonować w społeczeństwie – tłumaczy pielęgniarka, która jednocześnie ubolewa, że szpital nie jest w stanie przyjąć więcej pacjentów.

Zrozpaczeni rodzice

Również Monika Jaskólska przytłoczona jest skalą problemu. – Nie umiem przejść obojętnie wobec takich historii. Ja nie jestem lekarzem, nie zostałam przeszkolona pod kątem tego, jak dystansować się od problemów chorych dzieci, dlatego bardzo emocjonalnie odbieram każdą wizytę w szpitalu i zawsze wychodzę stamtąd ze łzami w oczach – zdradza Jaskólska. – Pamiętam, jak pewnego dnia rozmawiałam z sympatycznym chłopcem, a gdy przyszłam do szpitala następnego dnia, to był zamknięty w izolatce i zapięty pasami. Dostał tak silnego napadu agresji, że trzy dorosłe osoby nie mogły sobie z nim poradzić – mówi Jaskólska.

Chociaż Jaskólska nie jest pracownikiem szpitala, codziennie zgłaszają się do niej rodzice chorych dzieci. – Dostaję po kilkadziesiąt wiadomości każdego dnia. W wielu z nich matki błagają mnie, abym pomogła w przyjęciu ich dziecka na oddział, bo mówiło, że się zabije – przyznaje kobieta. – W święta dostałam wiadomość od kobiety, której nastoletni syn zapowiedział, że popełni samobójstwo w wigilię. No i co ta kobieta ma zrobić? W szpitalu są pozajmowane wszystkie miejsca na trzy miesiące w przód. Jedynie co mogłam poradzić, to wezwać karetkę, bo w takiej sytuacji ratownicy muszą zająć się chorym – wyjaśnia.

Kobieta chciałaby pomóc każdemu dziecku, ale nie może. – Nie poszerzę pomieszczeń, ani tez nie mam mocy sprawczej, żeby móc zdecydować kogo przyjąć – wyjaśnia. – Poza tym, to byłyby niewyobrażalne dylematy. Przyjąć dziecko, które chciało zabić się wczoraj i jednocześnie wypisać to, które chciało zrobić to samo tydzień temu i nadal jest w fatalnym stanie? – zastanawia się ze smutkiem w głosie.

Jaskólska zwraca uwagę na fakt, który w dużym stopniu utrudnia leczenie. – Temat chorób psychicznych wśród dzieci jest ciągle napiętnowany w społeczeństwie. Krytykującymi są przede wszystkim osoby, które nie zdają sobie sprawy, że choroba może dopaść prawie każdego i trzeba ją leczyć – wyjaśnia działaczka. To m.in. z tego powodu rodzice zbyt późno dostrzegają, że z dzieckiem dzieje się coś złego.

Ponadto młodzież często nie ma gdzie zwrócić się ze swoimi problemami. – Tylko 50 proc. szkół w Polsce ma pedagoga. Dzieci nie zawsze są chętne do zwierzania się nauczycielowi czy kolegom, dlatego tak ważne jest, żeby na co dzień miały dostęp do specjalisty – zauważa Monika Jaskólska.

Z policyjnych statystyk wynika, że dynamiczne rośnie liczba prób samobójczych podejmowanych przez dzieci i młodzież. W 2017 roku na drastyczny krok zdecydowało się 730 młodych Polaków. Ponadto raport "Dzieci się liczą 2017" opublikowany przez fundację Dajmy Dzieciom Siłę, mówi, że Polska jest na drugim miejscu w Europie pod względem samobójstw nieletnich. W tym niechlubnym zestawieniu prześcignęli nas jedynie Niemcy.

Obserwować i rozmawiać

Zdaniem psychologa Katarzyny Kucewicz, sygnałem, który powinien wzbudzić czujność rodziców jest każda duża zmiana zachowania. - Pierwsze symptomy ostrzegawcze różnego rodzaju zaburzeń psychicznych ujawniają się poprzez objawy wegetatywne, czyli takie, które widać na podstawie zmiany zachowania i nawyków życiowych. Jeśli dziecko, które nigdy nie chodziło wcześnie spać, nagle zaczyna kłaść się do łóżka o 19, albo zaczyna o wiele więcej lub mniej jeść, to należy lepiej mu się przyjrzeć - wylicza ekspertka.

Jeśli rodzic zauważy, że z dzieckiem dzieje się coś złego, duże znaczenie ma pierwsza rozmowa. - Pamiętajmy, żeby nie krytykować i unikać przesadnego dopytywania czy szpiegowania - podkreśla Kucewicz. - Trzeba w spokojny i wyważony sposób wyrazić swoje zaniepokojenie, tym co się dzieje i wysłuchać. Z moich obserwacji wynika, że największym problemem nie jest to, że dzieci nie chcą mówić tylko, że rodzice nie chcą słuchać - mówi psycholog.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl