Dla pieniędzy zostawiła męża i troje dzieci. Mówią o niej: superbohaterka
Sahar miała 9 lat, on ze 40. Została jego drugą żoną. Zamieszkała w jego domu, gdzie była maltretowana i zmuszana do prostytucji przez nową rodzinę. Odmówiła, a oni przykuli ją w piwnicy, nie dawali jedzenia. To była jedna z najgłośniejszych spraw, którymi zajmowała się prawniczka Kimberley Motley. - Mnóstwo ludzi było przeciwko mnie. Mnie też chcieli złamać. Ktoś wrzucił mi granat przez okno. Odcięto mi prąd – opowiada w rozmowie z WP Kobieta.
30.01.2017 | aktual.: 30.01.2017 12:22
Za oknem cały czas słychać odgłosy przelatujących helikopterów. Kimberley jest teraz w swoim domu w centrum Kabulu. W Stanach czeka na nią mąż i 3 dzieci. Tu pracuje jako prawniczka - jedyny cudzoziemiec, który wykonuje ten zawód w Afganistanie. - Na początku wcale nie chciałam się tym zajmować. Chciałam być lekarzem albo DJ-em. Zakochałam się w prawie. Często ludzie mówią o jakimś punkcie zwrotnym. O takiej chwili, która sprawiła, że zajęli się tym, a nie czymś innym. U mnie nic takiego się nie wydarzyło. Po prostu któregoś dnia stwierdziłam: będę prawniczką.
Decyzja o tym, żeby wyjechać do Afganistanu, też była taka prosta?
Przyjechałam tu dla pieniędzy. Był 2008 rok, kiedy dostałam propozycję pracy z Departamentu Stanu, by szkolić afgańskich prawników. Wcześniej pracowałam jako obrońca z urzędu – uwielbiałam to, ale nie zarabiałam wiele. Rozumiesz, kiedy masz trójkę dzieci, kilka kredytów studenckich na głowie, to możesz się finansowo wykończyć. Nigdy nie pomyślałabym, że zostanę tu 9 lat.
*I tak zostałaś jedyną kobietą, właściwie to jedynym prawnikiem z Zachodu, który pracuje w Afganistanie. Ciężko pogodzić pracę na Bliskim Wschodzie z życiem w Stanach? *
Najważniejszy jest dobry balans. Mój mąż jest wspaniały, tak samo moje dzieci. Jestem szczęściarą. Ta praca wymaga ciągłych poświęceń – nie tylko z mojej strony, ale też właśnie ze strony rodziny. Wiesz, to nie jest one man show. Trzeba wiele poświęcić, by móc żyć w ten sposób, ale pod koniec dnia to jest po prostu biznes, który chcę przekazać swoim dzieciom. Przyzwyczailiśmy się do naszego nowego życia.
Jak zapamiętałaś swoje pierwsze dni w Afganistanie?
To był właściwie mój pierwszy raz za granicą. Wszystko było dla mnie fascynujące i nowe. Pamiętam, że byłam przerażona. Nigdy wcześniej nie widziałam kobiety w burce. Nigdy wcześniej nie widziałam tylu uzbrojonych facetów na ulicy, mimo że w Stanach też mamy na tym punkcie bzika. Nigdy nie widziałam tyle biedy. Wkurzałam się za każdym razem, kiedy widziałam, jak mężczyźni traktują kobiety jak przedmioty.
Wspomniałaś o burkach. Ty nigdy nie chciałaś nosić nawet chusty. Dlaczego?
Nie, bo to nie dla mnie. Nic mnie nie obchodziło i nadal nie obchodzi to, co sobie o mnie pomyślą tutejsi faceci.
Silna z ciebie babka, bo przekonałaś ich, że można ci zaufać.
Na początku pracowałam w Afganistanie rok i rzuciłam to. Od 2009 roku jestem niezależna, mam swoje zlecenia. Myślę, że wtedy po prostu szukali kogoś nowego, ze świeżym spojrzeniem na to wszystko, co się tu dzieje. Dobra, będę z tobą szczera. Mój szef był dupkiem i pewnie chciał pracować osobiście z Miss Wisconsin. Jestem przekonana, że dlatego mnie tu zatrudnił, bo chciał sobie na mnie popatrzeć.
Nad czym teraz pracujesz?
Reprezentuję pierwszą kobietę-pilota w Afganistanie, która teraz próbuje uzyskać azyl w Stanach. Próbuję jej pomóc, żeby mogła zacząć nowe życie, ale ze względu na nasze idiotyczne polityczne warunki to nie jest łatwe. Prowadzę też sprawę Danilo Machado na Kubie. Słyszałaś o tym? Machado jest znanym artystą graffiti. Gdy zmarł Castro, Machado jak wielu innych Kubańczyków świętował na ulicy. Został aresztowany i wsadzony do więzienia bez postawienia mu jakichkolwiek zarzutów. Pojechałam na Kubę w grudniu ubiegłego roku. Chciałam go bronić, ale nie mogłam znaleźć nic na temat sprawy. Zostałam aresztowana i deportowana z Kuby, ale on został w więzieniu. Dokładnie tydzień temu wypuszczono go. Chciał wyjechać z kraju, ale mu nie pozwolono. Więc teraz pracujemy nad tym, by mógł opuścić Kubę.
Bronię też Anwara Ibrahima, byłego wicepremiera Malezji, którego oskarżono o sodomię. Wszystkie międzynarodowe organizacje na czele z Amnesty International i ONZ potwierdziły, że ma to podłoże polityczne. Pracuję też z maltretowanymi przez mężów kobietami, z dziewczynami, których podstawowe prawa są łamane. Mam mnóstwo klientów z różnych zakątków świata. Może poza Antarktydą, więc jestem raczej zajęta.
Jedną z twoich najgłośniejszych spraw była historia zmuszanej do prostytucji 9-letniej Sahar. Opowiesz o niej?
To niesamowita dziewczyna. To młoda Afganka, która została sprzedana przez własnego brata starszemu mężczyźnie. Miała wtedy chyba 9 lat, on ze 40. Została jego drugą żoną. Zamieszkała w jego domu. Niedługo później jego rodzina, mam tu na myśli teściów i jego siostry, chciała, żeby Sahar została prostytutką. Odmówiła, a oni ją maltretowali bez litości. Przykuli ją w piwnicy, nie dawali jedzenia. Chcieli ją zagłodzić, złamać. Miała być prostytutką, by zarabiać dla nich pieniądze. Cały czas im odmawiała. Któregoś dnia udało się jej uciec do sąsiada. On zawlókł ją z powrotem do męża. Bili ją jeszcze mocniej. Wreszcie jej wujek dowiedział się, co robi jej nowa rodzina. Zabrał ją od męża. Ktoś z dziennikarzy dowiedział się o tej historii.
Media oszalały. Teściowie i siostra jej męża trafili na 15 lat do więzienia. Ja jeszcze nie brałam w tym udziału. Kiedy media o sprawie zapomniały, odbyła się jeszcze jedna rozprawa – rok później. Sędzia unieważnił tamten wyrok, a sprawcy dostali po roku w zawieszeniu. Chciałam pomóc jakoś Sahar, więc zajęłam się jej sprawą. Zwróciliśmy się do Sądu Najwyższego, by jeszcze raz przyjrzał się dowodom. Chcieliśmy, by odpowiedział za to jej brat i mąż, który zgotował jej piekło na ziemi. To było jak rewolucja, bo to pierwsza taka sprawa, kiedy ofiara ma swojego niezależnego prawnika. Pozew toczył się o ogromne pieniądze. Nie chodziło nawet o tę kasę, ale o przesłanie: „nie możesz bić kobiety bez konsekwencji”. Sąd nas wysłuchał – kolejna rewolucja. Byli zgodni co do tego, że ci ludzie powinni znaleźć się jednak w więzieniu. Wygrałyśmy. Jestem z niej ogromnie dumna, bo chciała walczyć. Wiele osób się poddaje.
Masz kontakt z Sahar?
Oczywiście! Mieszka teraz w schronisku dla kobiet. Uczy się, jest szczęśliwa. Żyje.
Była jeszcze jedna sprawa, która odbiła się szerokim echem w całym Afganistanie. Kolejny przełom. Mam na myśli sprawę Gulnaz.
Gulnaz to nastolatka, która została zgwałcona przez męża swojej kuzynki. Zaszła z nim w ciążę, a lokalne władze wsadziły ją do więzienia za cudzołóstwo. Dostała 8 lat więzienia za to, że została zgwałcona. W sądzie zaproponowano, żeby poślubiła gwałciciela. Nie zgodziła się. Wtedy dostałam tę sprawę. Gulnaz urodziła za kratami córkę. Przedstawiłam sprawę w Sądzie Najwyższym. Ten, choć nie zgodził się z wyrokiem sądu niższej instancji, to nie pozwolił na wypuszczenie Gulnaz z więzienia. Miała tam spędzić 3 lata. Napisałyśmy list do prezydenta Aszrafa Ghani, bo ten ma konstytucyjne prawo, by zwolnić z więzienia kogo tylko chce. Prezydent ułaskawił Gulnaz. To była pierwsza taka sprawa w historii państwa. Razem z córeczką trafiła do schroniska.
Ciężko pracuje się kobiecie w Afganistanie?
Każdemu pracuje się tu ciężko. To państwo, które cały czas rzuca ci wyzwanie. Każdy dzień wykańcza człowieka. Nie chodzi tylko o te historie, ale też o warunki, w jakich musimy pracować. Tu nie ma procedur prawnych w wielu przypadkach. W Stanach masz przeważnie dwie strony sporu. W Afganistanie działa to inaczej. Tu zaangażowane są całe grupy ludzi. Jak w przypadku historii tych kobiet – każdy próbuje je ukarać, a ja jestem jedyną osobą, która stara się pomóc. W sprawach kryminalnych często pomija się sądy. Widziałam na własne oczy ludzi, którzy siedzieli w celach i nie zdawali sobie sprawy z tego, że jest coś takiego jak sąd. W Afganistanie sprawy prowadzone są po staroświecku – wyroki spisywane ręcznie. Na Zachodzie mamy kalendarze rozpraw, tu muszę codziennie chodzić do sądu i dopytywać, czy to właśnie dzisiaj zajmą się tą, czy inną sprawą. Wkurzające, ale trzeba z tym żyć.
*Wiesz, wielu prawników spakowałoby się i wyjechało jak najdalej. Widziałam taką grafikę, która przedstawia cię jako superbohaterkę w świecie mężczyzn. *
No właśnie, to jest problem, ale ja to olewam. Z doświadczenia wiem, że wśród prawników są wszędzie sami mężczyźni, a przynajmniej jest ich znacznie więcej niż kobiet. Tu jestem traktowana dobrze pewnie dlatego, że staram się do wszystkich podchodzić z szacunkiem. Jeśli coś mi się nie podoba, zostawiam to dla siebie. Staram się być sobą i oni to widzą. Nie udaję kogoś innego. To tak jak z tą chustą, o którą pytałaś. Nie noszę jej nie dlatego, że walczę o prawa kobiet albo nie zgadzam się z ich religią – najzwyczajniej nie chcę jej nosić. Ludzie lubią, kiedy jesteś prawdziwa. Nieważne, jaki to kraj, jaka to kultura. A ja lubię ludzi, lubię z nimi rozmawiać, a najbardziej słuchać ich. Tutaj mężczyźni nie mają zbyt wiele możliwości, by porozmawiać z kobietą. I nagle muszą gadać ze mną. To jest tak samo nowe dla mnie, jak i dla nich. Jesteśmy siebie ciekawi.
Która sprawa była dla ciebie najtrudniejsza?
Każda, bo traktuję je bardzo personalnie. Ale najtrudniej było ze sprawą Gulnaz. To były moje początki. Teraz łatwo się o tym mówi, ale wtedy mnóstwo ludzi było przeciwko mnie. Mnie też chcieli złamać. Ktoś wrzucił mi granat przez okno. Na szczęście nie wybuchł. Odcięto mi dostęp do prądu – i teraz wyobraź sobie, jak ciężko było ogarnąć te wszystkie petycje online, o które walczyłam w sprawie Gulnaz. W dwa tygodnie zebrałam 6 tys. podpisów pod prośbą o zwolnienie jej z więzienia. A jak ktoś ci w pieprzonym Afganistanie odetnie prąd, to nie ma wielu opcji, by to wydrukować. 500 stron! Biegałam jak nienormalna po całym Kabulu i drukowałam w różnych miejscach po kilka kartek. Trudno było jeszcze z jednego powodu - cały czas zastanawiałam się, czy ja tylko nie pogarszam jej sytuacji. Ale ostatecznie to był przełom.
Ale Afganistan ma jeszcze długą drogę do tego, by prawa kobiet były w ogóle brane pod uwagę.
O tak, tym dziewczynom ciężko jest znaleźć normalną pracę – co ja mówię, im jest ciężko samej wyjść do pieprzonego sklepu! Jest mnóstwo czynników zakorzenionych w kulturze, które łatwo się nie zmienią. Jest choćby problem nieletnich żon. Nieletnie żony, dobre. To się powinno wprost nazywać pedofilią. Pedofile biorą sobie dzieci za żony. Te dziewczynki mają problemy ze zdrowiem, nie mogą się uczyć, mają całkiem zniszczone życie. Nikt na to nie zasługuje, ale to się dzieje. Staram się pomóc, jak tylko mogę, kiedy tylko mogę. A to tylko kropla w oceanie potrzeb. Może dlatego tak ciężko mi przestać się tym zajmować. Czasem chciałabym, żeby był tu jeszcze jeden prawnik, który by pomógł. Ale nie ma i to jest wkurzające.
Co mówisz, gdy ktoś pyta cię o powód twojego sukcesu?
Dla mnie najważniejsze jest przedstawienie historii tych ludzi tak, żeby wszyscy stanęli po ich stronie. Sukcesem jest to, kiedy podchodzisz do tego jak człowiek, a wielu prawników o tym zapomina. Łatwo się zatracić. Nie liczą się przecież procedury, nie liczy się sędzia, liczy się klient. Są te sprawy dziewczynek sądzonych za cudzołóstwo. Sędziowie nie zawsze są po mojej stronie – wtedy mówię im: „zapomnij o mojej klientce. Wyobraź sobie, że to dotyczy twojej córki. Twoja córka była przykuta w piwnicy. Twoja córka była podpalona żywcem. Twoją córkę zmuszano do prostytucji. Jak myślisz, jak powinna zostać ukarana”. Chcę, żeby odbierali te historie personalnie.
Kimberley, z czego najbardziej jesteś dumna?
Z moich dzieci. Mam dwie córki i syna. Jeszcze nie wiedzą, co chcą robić w życiu, ale jeśli zdecydowaliby się zająć prawem, to nie będę miała nic przeciwko.
Odwiedzają cię w Afganistanie?
Nie, widzimy się tylko na Skypie. Diva, najstarsza córka, wzięła ostatnio urlop dziekański i podróżowała ze mną przez rok. Musiała zobaczyć mnie w akcji. Byłyśmy razem m.in. w Boliwii. Była zachwycona moją pracą.
Co teraz masz wpisane w kalendarzu? Kilka tygodni w Afganistanie, a potem?
Z Afganistanu jadę prosto do domu, potem czeka mnie objazd po kilku stanach. Następnie Pakistan, a po kilku tygodniach może Kuba? Trudno powiedzieć. Mogę zaplanować sobie życie najdalej na 3 miesiące.
*Prawniczka z plecakiem. *
Tak! Biuro mam w samolocie.
*Jaką radę dałabyś innym kobietom, które może tak jak ty chciałyby zacząć działać, ale nie wiedzą jak? *
Jeśli chcesz coś zrobić, zrób to. Kropka. Będzie mnóstwo ludzi, którzy będą przeciwko tobie, będą cię oczerniać i nieustannie zadawać idiotyczne pytania. Pewnie gdybym była facetem, nie słyszałabym tyle razy, jak mogę tak zostawiać dzieci. Facetów o to się nie pyta, ale nas tak. Żyjemy w seksistowskim świecie. Afganistan nie jest jedynym miejscem, gdzie nie szanuje się kobiet. Więc jeśli to jest to, co naprawdę chcesz robić, idź swoją drogą. Nie staraj się iść w czyjeś ślady.
_W 2015 roku powstał dokument „Prawniczka w Afganistanie”, opowiadający o życiu i pracy Kimberley Motley. Polska premiera miała miejsce na początku 2017 roku. Film można oglądać na kanale Nat Geo People. _