Blisko ludziDopóki nie złapałam go za rękę, można się było przyzwyczaić

Dopóki nie złapałam go za rękę, można się było przyzwyczaić

Dopóki nie złapałam go za rękę, można się było przyzwyczaić
Źródło zdjęć: © 123RF
28.03.2016 15:26, aktualizacja: 30.03.2016 16:11

Inteligentna, dobrze wykształcona, wyposażona w niebywałą siłę, by podnosić się i próbować na nowo. Nie ma dnia, żeby nie myślała o tym, że jeszcze będzie szczęśliwa - rozwódka XXI wieku. Co daje jej siłę? Poznajcie historie naszych bohaterek.

Inteligentna, dobrze wykształcona, wyposażona w niebywałą siłę, by podnosić się i próbować na nowo. Nie ma dnia, żeby nie myślała o tym, że jeszcze będzie szczęśliwa - rozwódka XXI wieku. Poznajcie historie naszych bohaterek.

Anna ma 45 lat, 3 fakultety. Pochodzi z Gdańska. Męża poznała 28 lata temu. Byli nastolatkami i świata poza sobą nie widzieli. Do czasu. Pierwsze oznaki zdrady, rozliczanie ze wspólnego konta, kłamstwa. - Dopóki nie złapałam za rękę, do pretensji można było się przyzwyczaić. Tylko po co? W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że wszystko robię sama: ogarniam dom, pracę, dzieci, lekcje - przyznaje.

Mąż Anny wniósł pozew rozwodowy po 20 latach małżeństwa. Od roku spotykał się z koleżanką z pracy. Ewa nie była świadoma romansu męża. Do tej pory nie wie, jak znalazła w sobie siłę, żeby zmierzyć się z upokorzeniem, płaczem dzieci, depresją. Mąż obwiniał ją o brak zrozumienia i miłości. Z trudem łapała powietrze, kiedy pokazał jej papiery rozwodowe. - Najpierw szok i niedowierzanie. Strach. Jak mogłam się nie zorientować? Czy to miłość jest tak ślepa, czy ta nasza wspólna codzienność?

Postawił warunki. Szok po raz kolejny. Nie mogła uwierzyć, jak człowiek, który od lat zdradza, może je stawiać. Nie umiała poradzić sobie z emocjami. On manipulował dziećmi, które nie rozumiały matki, jej zachowania. Opanowany przed psychologami, kuratorami, miał najlepsze opinie. Dzieci chciały być również z tatą. - Starsza córka często wybierała ojca, był spokojniejszy, ze mnie robił wariatkę. Syn długo marzył, żebyśmy znowu byli razem. Efektem naszych kłótni są jego problemy w szkole, trudności z przystosowaniem się do zasad i wymagań - mówi Anna.

Uzgodnili opiekę naprzemienną, ale do dzisiaj kobieta nie jest przekonana, czy to było dobre rozwiązanie. Dwa lata po rozwodzie ciągle jest na terapii, wychodzi z depresji. - Najtrudniej było mi poukładać sobie w głowie świat rozbitej rodziny i rozdarcie emocjonalne dzieci. Musiałam zmierzyć się z myślą, że one zostaną z tatą, a ja będę sama. Dzisiaj jest nawet wdzięczna mężowi, że uwolnił ją od siebie.
- Dzięki temu przypomniałam sobie, co jest w życiu ważne, co lubię i co chcę robić. Poznałam wiele nowych osób, które pomagają mi odkrywać świat, podróżuję, czytam i dbam o własny rozwój. W końcu jestem dla siebie na pierwszym miejscu.

Co ją boli najbardziej?

Agnieszka, lat 31 z Zamościa. Zdecydowała się na rozwód po 10 latach wspólnego życia. Życia obok siebie, nijakiego. Dwa razy wybaczała, trzy razy dawała szansę. Wiedziała, że w takim związku nie ma przyszłości, że musi sama zadecydować. Anonimy o zdradach ułatwiły jej decyzję. Złożyła pozew o rozwód z winy męża. - Niebywała jest kobieca intuicja. Tak, sprawdzałam jego telefon, pogrążał się z każdym kłamstwem, a ja miałam niezbite dowody na jego zdrady - mówi.
Agnieszka nie zna innego życia niż to w kłamstwie. Właściwie nie wie, jak to jest być z kimś, do kogo ma się zaufanie. Cały ten czas brakowało jej szczerej rozmowy. Z mężem komunikacji nie było w ogóle. - Do rozwodu dojrzałam wcześniej, ale musiałam jeszcze znaleźć w sobie siłę, żeby odejść. No gorzej przecież nie będzie, prawda?

- Najbardziej zawsze boli fakt, że szanowny tatuś nie interesuje się siedmioletnią córeczką. Kontakty są jak na siłę. Zabiegam o nie przy każdej nadarzającej się okazji. Nie mam pojęcia, dlaczego tak jest. Podobno ojciec tak długo kocha swoje dzieci, jak długo kocha ich matkę. Tak zawsze mówiła moja mama. Tylko to mi się jakoś kupy nie trzyma. Bo niby czemu jest dziecko winne?

Takie samo pytanie zadaje sobie Aneta, lat 40. 4 lata po rozwodzie. Jej córka, Magda, urodziła się z porażeniem mózgowym. Była opóźniona w rozwoju. Pierwsze lata macierzyństwa były pasmem niekończących się wizyt u lekarza, diagnoz, rokowań. Nikt nie dawał większej szansy.
- O nie, tak łatwo się nie poddam. Jestem kobietą z jajami, dam radę. Będę pracować od świtu do nocy i rehabilitować Magdę. Musi się udać, musi. Jej mąż najwidoczniej nie miał jaj. Uciekał do kolegów, w pracę, przyjemności. Wyjeżdżał coraz częściej.
- Mówił, że mu się należy, że jest wykończony tym, że wszystko kręci się wokół dziecka, że nie daje rady. A ja mam dawać sama radę? Nie myślałam o przyjemnościach, nie myślałam o nim. Byłam na etapie, kiedy najbardziej cieszyła mnie każda podniesiona samodzielnie przez Magdę łyżka do buzi, każde nowe słowo. Patrzyłam na niego i myślałam: jaki ty jesteś słaby człowieku.

Dzisiaj Magda ma 8 lat, pięknie czyta i tańczy. Zimą po raz pierwszy jeździła na nartach. Aneta zaczyna się uśmiechać.
- Po co komu miłość, jak jest pięknie? - pyta Aneta. - Miłość potrzebna jest najbardziej, kiedy boli każdy mięsień, podczas targania wózka z Magdą na drugie piętro, kiedy czuwa się kolejną noc przy jej łóżku, kiedy przechodziła kolejne zapalenie płuc. - Nie było go wtedy przy mnie. Dzisiaj jest na szczęście ktoś inny. Jak długo, to się okaże. Nie wierzę w miłość, jestem silna i niezależna. To moja broń. Nikt mnie już nie skrzywdzi - dodaje.

Małgorzata, lat 38, walczyła o swój rozwód cztery lata. Chłopak z liceum szybko skradł jej serce, mieli wielkie plany. Ślub, dziecko, mieszkanie na kredyt. Pomagali jej rodzice. Małgosia szybko znalazła dobrą pracę, awansowała. Coraz rzadziej oglądała się na męża. Przedszkole, praca, przedszkole, dom. Zorganizowana i pracowita. Nie zorientowała się, kiedy on drugi miesiąc zalegał na kanapie. Okazało się, że jest jedynym źródłem finansowania całej rodziny. Nie było to przyjemne odkrycie.

- Całymi dniami pił piwo i oglądał telewizję. Nie odpowiadały mu kolejne propozycje pracy, nie opłacało mu się. Tak minął rok. Awanturował się praktycznie o byle co. Potem przyjeżdżali rodzice, potrząsali nim, a on obiecywał poprawę. Pracę zaczynał kilkanaście razy. Płakałam nocami, bo mały Bartuś patrzył na niego każdego dnia, a ja nie wiedziałam, jak mu wytłumaczyć, że jego tatusiowi nic się nie chce. Nie pomagał mi w niczym. Nie chciało mu się odbierać nawet dziecka z przedszkola. Tropił moje rzekome zdrady, awantur było coraz więcej. Wszyscy rozkładali ręce.
Dostała rozwód z orzeczeniem o winie. Nie utrzymuje kontaktów z jego rodziną, bo ta ma do niej żal, że nie pomogła mu wystarczająco w trudnych chwilach, tylko zażądała rozwodu. Zła kobieta z niej była po prostu.

Co dalej?

Anna: kocham moje dzieci. Wiem, że widzą, że ich mama popełnia błędy, ale je naprawia, że potrzebny im przykład wiary w człowieka i w lepsze jutro. Widzę radość w małych rzeczach i uczę ich tego samego. Pomagam im rozwijać skrzydła. Smakuję życie i widzę, jak różne ma odcienie. I jak dużo zależy od mojego spojrzenia. Na przekór zawsze mam uśmiech i dobre słowo dla ludzi i to do mnie wraca.

Agnieszka: nigdy więcej nie chciałabym spotkać takiego człowieka na swojej drodze. Chcę żyć spokojnie z kimś, kto ma wartości takie jak ja, kto wie, że bez zaufania i szczerości nie ma związku. Z kimś, kto zaakceptuje przede wszystkim moje dziecko. Rozwijać się i móc dzielić pracę oraz życie rodzinne bez większych wyrzeczeń.

Aneta nie chce od życia niczego więcej. Dostała szansę dla swojego dziecka. Cieszy się każdym sukcesem córki. Od czasu do czasu ucieka na pole golfowe, by pobyć ze sobą. Mówi, że golf uratował jej życie, kiedy chciała się wyżyć. Dzisiaj jest jej pasją. Na polu zresztą poznała Marcina. Nie planuje swojej przyszłości.
- Każdy dzień to dla mnie cud mojej córki, a ja jestem szczęśliwa. I swojego szczęścia nie uzależniam od facetów. Niczego od nich nie oczekuję. Mam wspaniałą rodzinę, to dzięki niej jestem silna. Modlę się więc jedynie o zdrowie dla nas wszystkich. Taki punkt widzenia, co ja poradzę, za dużo przeszłam.

- Zakochać się - wyrywa się Małgosi. To niebywałe, jak smutna twarz tej zmęczonej życiem dziewczyny uśmiecha się na samą myśl o motylach w brzuchu. - Poczuć to raz jeszcze, tak prawdziwie, szczerze, bez kombinowania, zwyczajnie - rozmarza się.

Wszystkie łączy na pewno jedno: niebywała wiara w siebie i swoje pragnienia. To w trakcie rozwodu dowiedziały się o sobie najwięcej. O swojej determinacji i granicach. Jaka jest rozwódka XXI wieku? Na pewno bardzo silna. O taką siłę nawet siebie nie posądza. Rozumie, że sama nie da rady, więc świadomie korzysta z pomocy psychologów, prawników.
- Cierpiałam sama, to wystarczy - dodaje Ewa. - Walczyłam ze specjalistami, dobrze że są. Nie dałabym rady inaczej, a tak mało się o nich mówi. Nie wierzę kobiecie, która sama potrafi wyjść z takiego dołka i depresji, bo to oznaczałoby, że złe wróci. A żadna z nas tego już by nie chciała - przyznaje.

(aż)/(kg), WP Kobieta