Blisko ludziGdy kobiety płonęły na stosie…

Gdy kobiety płonęły na stosie…

Obwiniano je o wszystko: nieurodzaj, powodzie, susze, choroby, konflikty małżeńskie, ale przede wszystkim bliskie kontakty z diabłem. Poddawane brutalnym torturom przyznawały się zwykle do winy, żeby uniknąć dalszych cierpień.

Gdy kobiety płonęły na stosie…
Źródło zdjęć: © 123RF

08.04.2013 | aktual.: 08.04.2013 13:38

Obwiniano je o wszystko: nieurodzaj, powodzie, susze, choroby, konflikty małżeńskie, ale przede wszystkim bliskie kontakty z diabłem. Poddawane brutalnym torturom przyznawały się zwykle do winy, żeby uniknąć dalszych cierpień. Umierały, płonąc na stosie wśród wiwatującej publiczności. W Europie straciło życie blisko 60 tysięcy kobiet oskarżonych o czary.

Jadwiga Macowa była prostą wieśniaczką z małej wioski Łapczyca niedaleko Bochni. Życie kobiety wywróciło się do góry nogami 13 sierpnia 1688 roku. Tego dnia jej sąsiedzi – Wojciech Mach i Zofia Skrzynecka pojawili się w sądzie wójtowskim w Wiśniczu, by oskarżyć Macową o czary i rzucanie uroków. Widzieli bowiem jak… siedziała na dachu chałupy, co – ich zdaniem – musiało mieć związek z chorobą, która niedługo później powaliła bydło w Łapczycy.

Jadwigę skierowano na „przesłuchanie”. „Naznaczona na męki mistrzowi w końcu przyznała, że siedziała na dachu dlatego, żeby powódź beła. Kat widać znał się na swoim fachu, skoro Macowa opisała nawet, jak wzięła wody konewkę i kropieła po kalenicy i po ziemi, mówiąc diable, czarcie biorę cię na pomoc” – zapisano w archiwach.

Sądowi więcej nie trzeba było. Czarownicę skazano na stos. Jednak zanim spłonęła, musiała przyglądać się egzekucji córki, która torturowana wyjawiła, że „ją matka zepsowała i wodzieła po granicach z drugiemi”.

Jadwiga Macowa była jedną z około tysiąca kobiet, które w Polsce straciły życie z powodu domniemanych kontaktów z diabłem. W Europie nagonka na czarownice pochłonęła blisko 60 tys. istnień ludzkich.

Młot na czarownice

Do XV wieku wiedźmy i czarownice traktowano ze strachem, ale także szacunkiem. W każdym zakątku ówczesnej Europy można było spotkać kobiety, które były ważnymi członkami małych społeczności, bo wyróżniały się umiejętnościami uzdrawiania czy przepowiadania przyszłości.

W 1419 r. sąd w Lucernie po raz pierwszy wydał wyrok za uprawianie czarów. Pół wieku później papież Innocenty VIII wydał bullę „Summis desiderantes”, nakazującą pomoc inkwizycji w ściganiu podejrzanych o rzucanie uroków i karanie ich śmiercią. W 1484 dominikańscy zakonnicy Heinrich Kramer i Jacob Sprenger wydali słynne dzieło „Młot na czarownice”. Autorzy podręcznika, który doczekał się 14 edycji w różnych językach, przekonywali, że „czarowanie pochodzi z lubieżności cielesnej, która w kobiecie jest nienasycona”. Kierując się pokusami, zawiera pakt z diabłem i bierze udział w sabatowych orgiach.

Tak rozpoczęło się trwające blisko dwieście lat szaleństwo, kiedy domniemane czarownice oskarżano o wszelkie zło świata.

Maść z noworodka

Kobiety prześladowano za rzekome wywoływanie burz gradowych, sprowadzanie suszy lub ulew, wylewanie rzek, powodowanie klęski nieurodzaju oraz chorób. Miały zadawać ludziom ból oczu, powodować kołtuny oraz uroki. Czarownice prowokowały małżeńskie sprzeczki i zatruwały wodę w studniach. To ich działanie powodowało zdychania bydła. „Joanna potłukła muszlę ślimaka i starła ją na proszek. Dlaczego to zrobiła? Wszystkie owce Barbary, jej sąsiadki, nagle wyzdychały. Jest sprawą oczywistą, że dla zabicia ich Joanna zrobiła ten proszek. Spalić czarownicę!” – notował Nicolas Rémy, prokurator z Lyonu, który skazał na śmierć ponad osiemset kobiet.

W tamtych czasach o czary podejrzewano często akuszerki przyjmujące porody. Wiele dzieci umierało bowiem przy porodzie. Wierzono, że z ciał nieochrzczonych noworodków wiedźmy przygotowują potrawy i magiczne maści. Takim „preparatem”, wzbogaconym sadzą, żabim skrzekiem i wyciągiem z węża, miały się nacierać czarownice wyruszające na zloty sabatowe.

Diabelskie orgie

Spotkania na łysych szczytach gór odbywały się rzekomo raz na kwartał, a największe orgie organizowano na zachodzie Europy w pierwszą noc maja (Noc Walpurgii), natomiast w krajach słowiańskich – w wigilię św. Jana, czyli z 23 na 24 czerwca.

Po najważniejsze czarownice diabeł przyjeżdżał osobiście – w karecie zaprzężonej w sześć czarnych koni. Pozostałe wiedźmy musiały wykorzystywać własne środki transportu – miotły, łopaty albo grzbiety ujarzmionych wilkołaków.

Co działo się w czasie zlotów sabatowych? Dorota z Kalisza, wzięta na tortury w 1612 r. zdradzała, że „tańcowali z nimi diabli i dawali im pić piwa, mięsa jeść, smak był, jakby psie jadło i piwo nie bardzo smaczne. (…) Ci wszyscy diabli w ręku mieli długie palce, u nich pazury długie, ostre i czarne, kosmaci byli. Używali z nimi, póki kur nie zapiał, a mówili im: oddawajcie się nam, będzie przy nas dobrze miały”.

Dorocie szczegółowa relacja nie pomogła w uratowaniu głowy. Kilka dni później spłonęła na stosie.

Próba igły, wagi i wody

O czary oskarżano przede wszystkim samotne i stare kobiety, które łatwo było obciążyć winą za wszelkie nieszczęścia. Jednak zdarzały się wyjątki. W okresie okrutnych prześladowań w niemieckim Wurzburgu za rządów księcia biskupa Philippa Adolfa von Ehrenberga skazano Gubel Babelin, „najpiękniejsze dziewczę w Wurzburgu”.

Oskarżonych poddawano wymyślnym torturom oraz próbom igły, wagi i wody. Pierwsza z nich polegała na nakłuciu plamki na skórze – znaku rzekomo pozostawionego przez diabła. W takim przypadku znamię było pozbawione czucia i nie krwawiło.

Podczas próby wody, skrępowaną czarownicę wrzucano do jeziora lub rzeki. Jeśli poszła na dno, była winna, bo woda – symbol czystości, nie przyjmowała sojusznika szatana.

Próba wagi polegała na ważeniu oskarżonej. Gdy okazywała się zbyt lekka (poniżej 50 kilogramów), był to dowód jej winy, ponieważ dzięki temu służebnica diabła mogła unosić się w powietrzu.

Ostatnia egzekucja

Fala polowań opadła w XVIII wieku. „Jednak nawet idee oświeceniowe nie zmieniły mentalności ludzi doszukujących się przyczyny zła w aktywności wiedźm. W Niemczech dochodziło do egzekucji rzekomych czarownic jeszcze po 1770 r. Natomiast już w 1782 r., gdy w Szwajcarii, w protestanckim kantonie Glarus ścięto mieczem Annę Goldi, dziewkę służebną posądzoną o wprowadzenie czarami szpilek do żołądka córki swojego pana, niemiecka opinia publiczna potępiła proces i skazanie dziewczyny. W Getyndze miejscowa prasa wypadki w Glarus nazwała mordem sądowym” – czytamy w „National Geographic”.

Na ziemiach polskich ostatnim wyrokiem za czary była egzekucja matki czworga dzieci, Barbary Zdunk. W 1811 r. sąd pruski w Reszlu oskarżył ją o konszachty z diabłem. Wyrok utrzymało w mocy ministerstwo sprawiedliwości w Berlinie i Barbara Zdunk spłonęła na stosie.

Tekst: Rafał Natorski

(raf/sr), kobieta.wp.pl

POLECAMY:

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (196)