To nie krzak
*Przez te długie lata oczekiwania można było zapomnieć, że jest ktoś taki jak Kate Bush. Nawet nazwisko zaczęło się kojarzyć zgoła niemuzycznie. Ale Bush (rówieśnica Madonny) to nie popowa firma krzak, która zarobi, zestarzeje się i zniknie. Pamięć o genialnej brytyjskiej wokalistce, która wprowadziła do muzyki pop swobodę, oddech, autorskie spojrzenie, podtrzymywali przede wszystkim młodzi zafascynowani nią artyści. W tym ci, którym przetarła szlak – choćby Tori Amos. *W porównaniu z tą ostatnią Bush – pochłonięta ostatnio głównie swoim późnym macierzyństwem – znacznie bardziej „słodzi”. Brzmienie jej nagrań – gitary i fortepian, ciut elektroniki i smyczków w klimatach od rocka, przez flamenco, po muzykę renesansu (w poświęconym synkowi „Bertie”) – jest trochę niedzisiejsze, lecz na tyle różnorodne, by nie nużyć. Bronią się też kompozycje. Te bardziej „przebojowe” – tu to słowo należy rozumieć w specyficznym znaczeniu Kate Bush – z pierwszego krążka dwupłytowego zestawu (nazwanego „A Sea Of Honey”)
urzekają od razu.
Drugą płytę, nazwaną „A Sky Of Honey”, warto zostawić sobie na później, bo to muzyka, która wymaga więcej czasu i skupienia. Dwie zamykające tę część kompozycje – „Nokturn” i „Aerial” – doprowadzą wiernych fanów do euforii. Ten podział długiego (80 minut) materiału na dwie części to dobry pomysł – przypomina, jak dobra była formuła zwartego, 40-minutowego zbioru piosenek, i pozwala ocknąć się z zamyślenia w połowie, gdy trzeba wstać i zmienić płytę.
07.12.2005 | aktual.: 30.06.2010 02:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Bartek Chaciński/ _Przekrój _
Kate Bush „Aerial”, EMI