Martwe urodzenia to cicha tragedia milionów matek
Ponad 2,6 mln ciąż rocznie kończy się wewnątrzmacicznym obumarciem płodu. Tragedia ta dotyka najczęściej kobiety z krajów rozwijających się i zbiera większe żniwo niż AIDS i malaria łącznie - wynika z serii badań opublikowanych w prestiżowym piśmie medycznym "Lancet".
14.04.2011 | aktual.: 15.04.2011 12:30
Ponad 2,6 mln ciąż rocznie kończy się wewnątrzmacicznym obumarciem płodu. Tragedia ta dotyka najczęściej kobiety z krajów rozwijających się i zbiera większe żniwo niż AIDS i malaria łącznie - wynika z serii badań opublikowanych w prestiżowym piśmie medycznym "Lancet". Naukowcy ze Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) i pięćdziesięciu organizacji z 28 krajów po raz pierwszy przedstawili kompleksową analizę problemu martwych urodzeń na świecie.
Wynika z niej, że 98 proc. zgonów płodów w 2009 roku przypadało na kraje o niskim i średnim dochodzie, z czego dwie trzecie dotyczyło obszarów wiejskich, gdzie dostępność do opieki medycznej jest ograniczona. "Martwe urodzenia często nie są rejestrowane i nie uważa się ich za jeden z głównych problemów zdrowia publicznego. Jednak jest to bolesna strata dla kobiet i ich rodzin" - mówi dr Flavia Bustreo z WHO. "Musimy zrobić wszystko, co w naszej mocy, aby tym stratom zapobiegać".
Raport rzuca światło na ogromne różnice pomiędzy krajami rozwiniętymi, takimi jak Finlandia czy Singapur, gdzie dwie na tysiąc ciąż kończą się wewnątrzmacicznym obumarciem płodu, oraz krajami rozwijającymi się, jak Nigeria i Pakistan, gdzie jest to odpowiednio 42 i 47 przypadków na tysiąc ciąż. Do 66 proc. zgonów dochodzi w obrębie 10 krajów. Są to: Indie, Pakistan, Nigeria, Chiny, Bangladesz, Kongo, Etiopia, Indonezja, Afganistan i Tanzania.
Światowa Organizacja Zdrowia definiuje wewnątrzmaciczne obumarcie płodu jako zgon płodu po 28. tygodniu ciąży. Najczęstszymi przyczynami są komplikacje okołoporodowe, infekcje podczas ciąży, takie jak syfilis, problemy zdrowotne (m.in. nadciśnienie tętnicze i cukrzyca), opóźnienie wzrastania płodu i wady wrodzone. "Ponad połowa zgonów płodu ma miejsce podczas porodu. Są one związane z opieką, jaką otrzymuje w tym czasie kobieta" - zauważa współautorka raportu dr Elizabeth Mason. Eksperci z WHO podkreślają, że postęp w walce z tym problemem wciąż następuje powoli. Od 1995 roku liczba martwych urodzeń spada o zaledwie 1,1 proc. rocznie.
Choć w najgorszej sytuacji znajdują się kraje biedne, różnice daje się zaobserwować także pomiędzy krajami rozwiniętymi, gdzie głównymi czynnikami ryzyka są otyłość, palenie papierosów i zaawansowany wiek matek. Istotną rolę odgrywa także przynależność etniczna. W Stanach Zjednoczonych dwu-, a nawet trzykrotnie bardziej narażone są Afroamerykanki; w Kanadzie i Australii z kolei do martwych urodzeń dochodzi częściej wśród ludności rdzennej.
Dla wielu rodzin zgon płodu wiąże się z traumą. Z ankiet przeprowadzonych w 135 krajach wynika, że w większości przypadków nie dochodzi do pogrzebów martwych dzieci, a rodzicom nie pozwala się nawet ich potrzymać lub ubrać. Dodatkowo, w niektórych kulturach matki stają się obiektem szyderstw i padają ofiarą przesądów panujących w danym społeczeństwie.
Jak podkreśla dr Mason, dużej części cierpień można byłoby uniknąć, dlatego WHO wzywa kraje, w których ponad 5 na tysiąc ciąż kończy się obumarciem płodu, do podjęcia kroków mających na celu obniżenie tej liczby o połowę do 2020 roku.(PAP)
POLECAMY: * Do czego prowadzi legalna aborcja?*