Playboy - pierdoła. Rozmowa z Adamczykiem
Piotr Adamczyk ma bogate doświadczenie zawodowe, ale to co działo się na planie komedii „Och, Karol 2”, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że baraszkowanie w łóżku z sześcioma aktorkami to przeżycie wysoce ekstremalne. Aktor opowiada o przygodach na planie, relacjach ze wszystkimi aktorkami, grającymi w "Och, Karol 2" oraz o tym, dlaczego je łaskotał...
10.02.2011 | aktual.: 15.02.2011 10:19
Piotr Adamczyk ma bogate doświadczenie zawodowe, ale to co działo się na planie komedii „Och, Karol 2”, przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Okazało się, że baraszkowanie w łóżku z sześcioma aktorkami to przeżycie wysoce ekstremalne. Aktor opowiada o przygodach na planie, relacjach ze wszystkimi aktorkami, grającymi w "Och, Karol 2" oraz o tym, dlaczego je łaskotał...
- Mam wrażenie, że zazdrości panu większość mężczyzn w Polsce.
- Oglądając plakat i zwiastun „Och, Karol 2"? Czytając scenariusz też niezwykle cieszyłem się, że czeka mnie taka wspaniała zwielokrotniona przygoda. Tymczasem okazało się, że wszystko, co dobre, w nadmiarze bywa niebezpieczne. Mój organizm został poddany dużym napięciom. Grając w „Och, Karol 2”, gdzie spotkałem na planie w jednym czasie cztery piękne kobiety, zrozumiałem moją postać. Wróciły też wspomnienia. Kiedyś prowadziłem w Warszawie imprezę powitalną dla kandydatek do tytułu „Miss świata”. Przypadkiem trafiłem na korytarz, gdzie stały 102 najpiękniejsze kobiety na Ziemi. Przechodziłem do wyjścia góra 30 sekund, ale bardzo mi się dłużyło. Zostałem rozstrzelany przez Amora serią z karabinu maszynowego.
- Dobrze, że na planie „Och, Karol 2” amor był nieco łaskawszy...
- Niby tak, ale z aktorkami, które wcielały się w kochanki Karola, miałem okazję dłużej przebywać. Proszę sobie wyobrazić, że sceny, których mi się zazdrości, grałem kilka dni z rzędu. Od nich zacząłem pracę na planie. Codziennie inne łóżko, inna aktorka. Przez chwilę miałem wrażenie, że gatunkowo to zupełnie inny film. Tego rodzaju emocje są jednak lepsze w dawkach minimalnych. „Och, Karol 2” może być przestrogą dla wszystkich, którzy marzą o licznych podbojach miłosnych i prowadzeniu życia uczuciowego na wielu frontach. Jeśli ktoś chce posiadać pięć kochanek w jednym czasie, musi zobaczyć ten film, bo dowie się jak ekstremalne psychicznie i kondycyjnie czekają go wyzwania.
- A co w „Och, Karol 2” znajdą dla siebie kobiety?
- To bardzo zabawna komedia adresowana do szerokiej publiczności. Myślę, że oprócz mężczyzn, którzy marzą, żeby iść do łóżka ze wszystkimi pięknościami, za którymi oglądają się na ulicy, na „Och, Karol 2” dobrze będą się bawiły także kobiety, bo ten mój playboy to żaden playboy. Karol jest człowiekiem w głębi duszy nieszczęśliwym. Ma popularną wśród mężczyzn wadę - łatwo daje się zauroczyć. Nie potrafi odmawiać kobietom. Film chętnie obejrzą też osoby, które widziały pierwszego „Och, Karola”. Zobaczą podobną historię, ale uwspółcześnioną, z zupełnie innymi dialogami.
- Czyli pod płaszczykiem kobieciarza skrywa się prawdziwy Karol, który szuka tej jednej jedynej?
- W przypadku komedii o relacjach damsko-męskich taka teza dobrze brzmi. Na każdego czeka prawdziwa miłość i taka też jest puenta naszego filmu. W kinie oczekujemy prawdopodobnych historii, które nas rozbawią. Miałem ogromną przyjemność pracy na planie i wrażenie, że wreszcie robimy film komercyjny z prawdziwego zdarzenia. Zmieniło się myślenie polskich producentów. Nie ma głupich oszczędności, tylko rozmach. Kręciliśmy na sprzęcie, na jakim powstają filmy hollywoodzkie. Jestem przekonany, że Piotr Wereśniak, który jest ciekawym i twórczym reżyserem, wraz z operatorem Tomkiem Dobrowolskim dostali wszystkie zabawki do tego, żeby zrobić film efektowny.
- Co było dla pana najtrudniejsze w tej roli?
- Nie chciałem zagrać jeszcze raz Marcina Paprockiego z „Nie kłam, kochanie”. Przy „Och, Karol 2” spotkałem się z tym samym reżyserem, producentem Tadeuszem Lampką i z Martą Żmudą - Trzebiatowską, a ze scenariusza wynikało, że Karol to playboy, który oszukuje kobiety. Dokładnie jak Marcin. Jest jeszcze Karol z lat 80-tych, bohater pierwszej wersji filmu. W jakiś sposób mierzyłem się z tamtą postacią i z Janem Piechocińskim, który się w nią wcielał. Cieszę się, że zgodził się zagrać w „Och, Karol 2”. Mamy zdjęcie, gdzie on stoi w sutannie, a ja w garniturze. Niektórzy mogą powiedzieć, że zamieniliśmy się kostiumami. Bo to on jest kojarzony z „Och, Karolem”; rola w tym filmie należy do jego życiowych. A wiadomo, że sutanna to nie jest obcy mi kostium.
POLECAMY: * Sykut czy Cichopek? *
- Czym pana Karol różni się od Karola, którego grał Jan Piechociński?
- Rozmawiałem z kimś o różnego rodzaju podrywaczach. Wśród wszystkich komplemenciarzy, macho, latynoskich kochanków, jest styl na ofiarę. Każda kobieta ma w sobie instynkt macierzyński i uwielbia opiekować się mężczyzną. Są faceci na pierwszy rzut oka niepozorni, do których lgną dziewczyny. Co on takiego ma? Łysieje, już starszawy, brzuszek mu rośnie, garbi się, klatki nie ma wcale i jeszcze niedowidzi. Właśnie takiego Karola zagrałem. Nasza wersja filmu jest bliższa współczesności, kobiety są coraz mocniejsze, mają coraz większy wpływ na mężczyzn. Nawet nie zauważyliśmy, jak zmienił się świat. Teraz to kobiety wybierają. Możemy się czuć łowcami, ale to przecież szyja kręci głową. Myślę, że tak było zawsze, ale inaczej się o tym myślało. W latach 80. playboy, jakiego zagrał Jan Piechociński, był prawdziwy, teraz prawdziwsza będzie moja postać tragiczna.
- Czy aktorki, z którymi grał pan w filmie, rywalizowały na planie?
- Tak i bardzo mi się to podobało, bo dzięki temu każda z nich stworzyła odmienną postać. Nagle okazało się, że wokół Karola jest wiele zupełnie różnych kobiet. Dziewczyny miały przyjemność z grania i starały się, by ich postaci były charakterystyczne i zapamiętane. Marta Żmuda - Trzebiatowska zagrała trzpiotkę, dziewczynę z bogatego domu rozpieszczoną prezentami przez rodziców. Dziewczynę, która jeszcze dużo musi przeżyć, by dojrzeć.
- Małgorzata Foremniak?
- Małgosia zagrała Wandę, kobietę dojrzałą o dosyć oryginalnych preferencjach seksualnych. Z kolei Irena Kasi Zielińskiej to osoba zasadnicza, precyzyjna, o umyśle ścisłym, bardzo porządna i punktualna, ale także trzymająca Karola pod butem.
- Katarzyna Glinka?
- Jej Adrianna to gorąca, namiętna kochanka, typ latynoski. Jak się okaże, mało dyskretna. I Małgosia Socha, która gra narzeczoną mojego bohatera. To kobieta ideał! Bardzo trudno było mi psychologicznie uzasadnić, dlaczego ten facet, mając taką dziewczynę w domu, jeszcze szuka innych wrażeń. Doszedłem do wniosku, że to po prostu mu się przydarzyło. Został zmanipulowany i osaczony. Ale proszę się nie obawiać, to nie jest film wymierzony w kobiety. Nie dość, że rozbawi, to jeszcze da pole do dyskusji. Relacje damsko-męskie to niewyczerpalny temat, którym ludzkość interesuje się od samego początku. To ciekawy temat, niezależnie od konwenansów, systemów zachowań, różnic cywilizacyjnych, tradycji. Podejmujemy go na nowo. Z przymrużeniem oka. Jeżeli mój Karol jest z Marsa, to ten Mars jest dzisiaj małą skromną planetką w cieniu Wenus. Przyszła mi teraz do głowy pewna myśl. Jestem przekonany, że to będzie pierwsza tego typu komedia, na którą kobiety nie będą zaciągać mężczyzn do kina na siłę. Panowie sami chętnie
wybiorą się na „Och, Karola 2”!
- Podobno podczas scen łóżkowych łaskotał pan swoje filmowe partnerki, żeby rozładować atmosferę na planie. To prawda?
- Łaskotałem dla żartu. W tego typu scenach rozluźnienie i swoboda są najważniejsze. A proszę sobie wyobrazić, na jakie trudności napotykają aktorzy, którzy mają zagrać miłosne uniesienie w obecności kilkudziesięciu osób i ze świadomością, że płynie cenny czas. W takich warunkach trzeba oszukiwać siebie, że nie ma kamer, mikrofonów, tylko my dwoje. Trzeba zaufać sobie. Najlepszym kluczem jest poczucie humoru i swoboda.
- W „Och, Karol 2” znakomicie obsadzone są także role drugoplanowe.
- Jan Frycz w roli psychoterapeuty, Krzysztof Stelmaszyk jako przechodzony playboy, który pracuje na cztery etaty, żeby udźwignąć ciężar alimentów, Ewa Kasprzyk i Marek Barbasiewicz w roli rodziców Karola, Jan Piechociński jako ksiądz, Andrzej Zieliński w roli mego szefa czy Grzesiek Małecki w roli przyjaciela Karola, który zazdrości mu powodzenia u kobiet. Tak, to prawdziwe perełki!
- I Katarzyna Figura, która wciela się w sędzię, przed której oblicze trafia Karol.
- Mówiłem o rozmachu. Widać go także po tym, jak znakomici aktorzy zostali zaproszeni do małych ról. Kasia Figura znalazła do swojej roli piękny klucz. W niewielkim epizodzie zagrała ważną dla mnie rzecz. Pokazała, w jaki sposób miękną kobiece serca w konfrontacji z urokiem Karola. To było moje pierwsze spotkanie na planie z Kasią, którą znam prywatnie. Wywodzimy się z tego samego miejsca, czyli z ogniska teatralnego państwa Machulskich w Warszawie, które oboje ukończyliśmy. Gdy tam byłem, żyło legendą Katarzyny Figury. Zdaję sobie sprawę, że przy ocenie nowych filmów często odzywa się u niektórych schematyczne myślenie. Ktoś widzi obsadę i wie, jak zagrają aktorzy. Ten jest taki, tamten owaki. Bardzo często można usłyszeć recenzję przed zakończeniem zdjęć. Cieszę się, że zaskoczymy tych wszystkich niedowiarków. Między innymi tym, że Karol będzie playboyem - pierdołą.
Rozmawiał: Jan Dziekan/kg
POLECAMY: * Sykut czy Cichopek? *