Niebieskie migdały
Wracam pociągiem do Warszawy. Jazda samochodem po polskich drogach to wszak ruletka, codziennie media informują o tym, ile osób zginęło w kraksach. W pociągu można za to chwilę poczytać, podrzemać, pomyśleć o niebieskich migdałach albo, jak niektórzy rodzimi „biznesmeni“, już o 6:30 rano napić się piwa (lub nawet czegoś mocniejszego!) w Warsie.
Wracam pociągiem do Warszawy. Jazda samochodem po polskich drogach to wszak ruletka, codziennie media informują o tym, ile osób zginęło w kraksach. W pociągu można za to chwilę poczytać, podrzemać, pomyśleć o niebieskich migdałach albo, jak niektórzy rodzimi „biznesmeni“, już o 6:30 rano napić się piwa (lub nawet czegoś mocniejszego!) w Warsie. Po takim śniadaniu zapewne negocjacje idą gładko.
Tymczasem w moim przedziale siedzi pan w wielkich słuchawkach, przez które dudni muzyka. Niestety nie jest to romantyczny Schubert czy chociażby zmysłowy Joshua Redman. Playlista wyświetla się na nadgarstku modnego dżentlemena, który swoje miniaturowe urządzenie do odtwarzania mp3 ma doczepione na bransolecie. Zegarek z wielkimi słuchawkami! Fajna rzecz, ale nie wtedy, gdy siedzi się obok. Trzy godziny łomotu. Pan zapewne za kilka lat będzie głuchy. Na nic zdały się moje delikatne uwagi proszące o sciszenie - pan w ogóle mnie nie słyszał.
Do przedziału wkroczyła atrakcyjna młoda para z dzieckiem. Przystojny finansista prócz plecaczka z ipadadem i blackberrym (zwanym przez użytkowników crackberrym - podobno tak uzależnia!) niósł jeszcze dwumiesięczną córeczkę, wózek i walizę, a mama prócz pięknego pokaźnego biustu miała walizę, fotelik i dwulatka.
Mam dziecko, więc wiem, że maluchy bywają bardziej złośliwe niż przedmioty. Drukarka zawsze psuła mi się, gdy na studiach potrzebowałam wydrukować szybko referat czy esej tuż przed zajęciami, a komputer wiesza się zawsze podczas prezentacji w firmie. Nie słuchały mnie te urządzenia nigdy.
Gdy zależy nam, aby dzieci były cicho - właśnie wtedy będą darły się wniebogłosy. Słodka malusia ryczała bite dwie i pół godziny nie zasypiając ani na moment. Gardło rozwierała, aż widać jej było migdały. Nie, nie niebieskie. Żal mi było siebie, coraz bardziej zazdrościłam sąsiadowi megasłuchawek większych od nauszników czołgistów z „Czterech pancernych“, żal też rodziców, którzy byli skrępowani, że zakłócają podróż współpasażerom… Lecz jednocześnie opowiadali mi, jak to z dwójką dzieci są aktywni i jeżdżą w wakacje po całej Europie. To wspnaiale, ale czy współpasażerowie też wracają z takich urlopów wypoczęci?
Następnym razem przed podróżą pociągiem zainwestuję w słuchawki. Nie podłączę ich do niczego, ale wygłuszę playlistę hałasów PKP. Wygłuszające słuchawki mogłyby być wypożyczane w Warsie! Tylko czy bilibyśmy skłonni je oddać?