Marta Alf - blondynka w grze

Marta Alf - blondynka w grze

Marta Alf - blondynka w grze
Źródło zdjęć: © PAP/Adam Cieszko
08.04.2009 12:23, aktualizacja: 25.06.2010 16:52

KOBIETA W MĘSKIM ŚWIECIE
Blondynka w grze

Jedyna kobieta, która ma dostęp do szatni polskich piłkarzy. Jest ustami i uszami Leo Beenhakkera. A niektórzy mówią, że kimś więcej. Marta Alf, przebojowa asystentka trenera przyznaje, że marzy o dniu, w którym włoży długą białą suknię.

Pierwszy raz zobaczyła Leo Beenhakkera na monitorach w czasie mistrzostw świata w 2006 roku.

– Znajomi powiedzieli mi wtedy: „Zrób coś, żeby on był trenerem naszych piłkarzy”. A ja nawet nie wiedziałam, kto to jest – mówi Marta Alf. Była wtedy szeregowym pracownikiem PZPN. – Przeciągały się sprawy związane z jego kontraktem. Poznałam trenera w czasie jednego z jego wybuchów, bo na dzień dobry wyskoczył z pretensjami: „Jestem w Polsce już tyle czasu, a nie zarobiłem nawet jednego euro i nie mam za co nakarmić psa”.

Wtedy jeszcze nie wiedzieli, że będą ze sobą pracować. Minął prawie rok. Przez ten czas Marta stykała się jedynie od czasu do czasu z Leo. W 2007 roku została oddelegowana do pracy z Beenhakkerem jako jego asystentka.

– Zdecydowały o tym kompetencje: świetna znajomość angielskiego, doświadczenie w marketingu i promocji – mówi Michał Listkiewicz, ówczesny prezes PZPN. Wkrótce prasa nazwała ją pierwszą damą polskiego futbolu. – Wprowadziła do PZPN nową jakość w kontaktach z mediami, ale to niedziwne, bo jest do tego świetnie przygotowana – ocenia Marek Ignasiewicz, dziennikarz „Przeglądu Sportowego”.

Mistrzyni marketingu

Marta Alf wie, że lepiej wpuścić dziennikarzy na pierwsze 10 minut treningu, niż cały czas pilnować, czy nie robią zdjęć zza płotu. Dba o to, by konferencji prasowej nie organizować po południu, bo wtedy jest ryzyko, że nie zostanie pokazana w najważniejszych programach.

– Sympatia, którą cieszy się Leo, niezwiązana często z sukcesami sportowymi piłkarzy, to bezdyskusyjnie zasługa Marty – dodaje Listkiewicz. – Potrafiła przekonać dziennikarzy, że Leo jest w porządku.

– Trener ma do niej zaufanie, dlatego często jest nazywana „ustami i uszami Beenhakkera” – zauważa Marek Ignasiewicz. Trener czasem bywa dosadny w słowach. Dlatego zdarza się, że asystentka nie tłumaczy go dosłownie.

– Jestem kobietą, niektórych rzeczy nie wypada mi mówić – śmieje się Marta.

Jednak nie wszyscy są bezkrytyczni wobec niej. I nie mowa tutaj o braku profesjonalizmu, w który nikt nie wątpi. Pod nazwiskiem żaden dziennikarz sportowy nic krytycznego o Marcie Alf nie powie. Nie chcą się narazić.

– Ona ma władzę i wpływy – mówi jeden z nich. – Ma fochy, swój nastrój przynosi z domu do pracy. U boku trenera nabrała niezdrowej pewności siebie. Stała się pyszna, zachłysnęła się swoją funkcją. Jeśli kogoś nie lubi lub nie zna, to nie ma mowy, by mu coś załatwiła. Komuś nowemu nie pomoże. Chyba że jest z ważnej redakcji. Ale i to nie zawsze działa.

Część środowiska sportowego wprost mówi, że Alf jest związana z Beenhakkerem również prywatnie. Na zgrupowaniach piłkarze nie wiedzą, jak się zachować, co im wolno, a czego nie wobec dziewczyny trenera. Kłopot mają też pracownicy PZPN. Widzą, że Marta jest kimś, kto ma specjalne względy. Ona sama wcale tego nie ukrywa, wręcz daje do zrozumienia, że tak właśnie jest.

Przyjaźń czy romans?

– Posiadamy dowody, że znajomość Marty Alf z trenerem Beenhakkerem ma charakter nie tylko zawodowy – powiedział przed sądem adwokat Radosława Osucha, menedżera piłkarskiego, który publicznie zarzucił Beenhakkerowi branie pieniędzy za wprowadzanie niektórych zawodników do kadry Polski. W styczniu tego roku Marta zeznawała jako świadek trenera. – Przecież my nie jesteśmy nawet na ty.

Pierwsze plotki o ich rzekomym romansie pojawiły się w polskiej i niemieckiej prasie przed Euro 2008. Wiadomo, że pomagała Beenhakkerowi zadomowić się Polsce. Dziś też pomaga mu w zakupach. – Tak jest wygodniej, bo trener jest bardzo popularny, nie zawsze ma czas na autografy. Kiedy jestem z nim, niewiele osób ma śmiałość go zaczepić – tłumaczy. Zakupy trwają chwilę. Leo mówi: „Najpotrzebniejsze produkty spożywcze i do domu”. Podobno nigdy nie kupowali razem butów czy ubrań.

– Po pierwsze, on sam sobie dobrze radzi z kupowaniem odzieży, po drugie, co by było, gdyby ktoś nam zrobił zdjęcie w czasie kupowania krawata? – mówi Marta.

Wiosną ubiegłego roku Marta i Leo razem poszli na uroczyste spotkanie w ambasadzie holenderskiej. Po przyjęciu usiedli w kawiarni. Na drugi dzień zobaczyli w gazecie zdjęcie z sugestią, że coś ich łączy. – Brałam pod uwagę, że takie plotki się pojawią, ale miałam nadzieję, że chociażby ze względu na różnicę wieku dziennikarze nie uwierzą w romans. Przecież on ma 67 lat, żonę i dwoje dorosłych dzieci – dodaje Marta. Trener, swoim zwyczajem, nie przejął się plotkami. Jednak zauważył, że Marta nie czuje się w tej sytuacji najlepiej. Jeśli teraz wychodzą razem do kawiarni, siadają gdzieś w kącie.

Wtajemniczeni dziennikarze twierdzą, że tabloidy mają intymne zdjęcia Alf i Bennhakkera, i mogą je opublikować. – Bardzo się tego bałam – zwierza się Marta. – Co nie znaczy, że takie zdjęcia są. Ale czasem trener mnie obejmie, na pożegnanie całuje w czoło, w policzek. Jak robisz zdjęcie pod odpowiednim kątem, to nie wiadomo, czy to policzek, czy usta. Przeczytałam też w jakiejś gazecie, że na tajnym posiedzeniu sztabu dostałam od Leo bukiet żółtych tulipanów i biżuterię. On mi nigdy nie dał kwiatów. To niby tajne posiedzenie to były moje urodziny. A bukiet podarował mi Darek Dziekanowski.

Według tabloidów takie zdjęcia istnieją. Nie opublikowano ich, ponieważ okazały się za słabe technicznie. Podobno widać na nich, jak Marta z Leo przytulają się do siebie w dyskotece.

– Nadal trwa polowanie na trenera i asystentkę, wreszcie się zapomną i wpadną – słyszymy. To ma być bomba, która pogrąży Beenhakkera i pożegna go z posadą. Ale padają również pytania, czy należy go oceniać za rzekomy romans, czy za wyniki piłkarzy.

Marta zapewnia, że w tej chwili jej serce nie bije dla żadnego mężczyzny szczególnie mocno. Przez kilka lat była związana z dziennikarzem sportowym TVP Bartoszem Hellerem. Rozstali się w przyjaźni. Do dziś mają wspólnego psa, który mieszka u Bartka, gdy Marta wyjeżdża na dłużej.

W męskiej matni

Jest jedyną kobietą, która ma wstęp do szatni piłkarzy. – Po meczu reprezentacji w Portugalii stałam między polską a portugalską szatnią. Nagle w samym ręczniku wyszedł Cristiano Ronaldo i poszedł do sauny. Ale nie zrobił na mnie wrażenia. Nie lubię facetów metroseksualnych, wypacykowanych lalusiów. Od Ronaldo woli polskiego piłkarza –≠Mariusza Lewandowskiego, bo – jak mówi – jest facetem, a nie Kenem od Barbie. – Tylko bez podtekstów proszę – zaznacza natychmiast.

O tym, że kobieta nie powinna wchodzić do autobusu piłkarzy, Marta dowiedziała się już na początku pracy w PZPN. Podczas pierwszego dnia pobytu reprezentacji w Rosji jeździła po Moskwie taksówką, przed autobusem. Do autobusu wsiadła następnego dnia. „Dość tych zabobonów” – miał powiedzieć Beenhakker. A jej obecność zaczęła przynosić piłkarzom szczęście. Po wygranym meczu z Belgami podrzucali ją z radości pod sufit. – Mimo że traktują mnie jak kumpla, mam swoje prawa. Nigdy nie noszę walizek, przepuszczają mnie w drzwiach, czasem któryś przyniesie kawę.

Najpiękniejsze nogi piłki

Marta wychowała się na Śląsku. W dzieciństwie nie była kibicem. Zajęć z wuefu nie lubiła. Do sportu trafiła przypadkiem w 1998 roku – krótko pracowała przy organizacji rozgrywek siatkarskiej Ligi Światowej. Dzięki tej współpracy związała się z Polskim Związkiem Piłki Siatkowej i przeprowadziła się do Warszawy, o czym marzyła od dawna. Ostatnie dwa lata na filologii angielskiej studiowała zaocznie – tydzień w stolicy, weekendy na uczelni w Sosnowcu.

Kiedy w 2004 roku odeszła z PZPS, wysłała CV do Michała Listkiewicza. Na odpowiedź czekała pół roku. Prezes przypomniał sobie o niej i przyjął do działu zagranicznego związku.

Niektórzy żartują, że od tego czasu rozświetla szare korytarze PZPN, choć zwykle nosi klasyczne kostiumy w ciemnych kolorach. Wyjątek zrobiła z okazji styczniowej Gali Mistrzów Sportu. Ciemny żakiet zamieniła na wieczorową sukienkę. – Wreszcie pokazała swoje piękne nogi – śmieje się jej przyjaciółka Joanna Tylman, dziennikarka TVN.

Asystentka holenderskiego trenera polskiej reprezentacji przyznaje, że czasem myśli o swoim ślubie. Marzy o białej sukni, kościele, gościach.

– Ale mogę tego nie mieć. Mam 31 lat i może wyjdę za mąż za kogoś, kto jest po rozwodzie. Najważniejsze, by w tym dniu był obok mnie mężczyzna, któremu z pełną świadomością powiem, że nie opuszczę go aż do śmierci. Na ślubie będzie Leo Beenhakker. Ale na pewno nie w roli pana młodego – uśmiecha się Marta.

Wydanie internetowe

Źródło artykułu:Magazyn Sukces