Mężczyźni z Marsa, kobiety z Wenus?

Mężczyźni z Marsa, kobiety z Wenus?

Mężczyźni z Marsa, kobiety z Wenus?
Źródło zdjęć: © sxc.hu
09.02.2009 16:13, aktualizacja: 30.05.2010 10:58

Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. To już wiemy. Tak się jednak składa, że mimo różnic w „pochodzeniu”, oni i my mieszkamy na tej samej planecie. Co zrobić, żeby się dogadać?

Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus. To już wiemy. Tak się jednak składa, że mimo różnic w „pochodzeniu”, oni i my mieszkamy na tej samej planecie. Co zrobić, żeby się dogadać?

Agnieszka, lat 36, od 7 lat mężatka przyznaje: - Jedno z naszych dzieci sprawia nam dość poważne problemy wychowawcze. Lekarze podejrzewają różnorakie schorzenia. Wizyty lekarskie najczęściej odreagowuję płaczem, muszę się komuś wyżalić. Mój mąż podchodzi do problemu po „męsku”. Wynajduje kontrargumenty do argumentów lekarzy. Siada przed komputerem i uważnie studiuje w internecie wszelkie informacje. Zachowuje „zimną krew”, a mi powtarza, że depresja jeszcze nikomu w rozwiązywaniu problemów nie pomogła.

W jakiejkolwiek dyskusji dotyczącej stosunków damsko-męskich ocieramy się o stereotypy. Są jednak pewne wzory zachowań, które występują w większości przypadków. Tak jest, kiedy zmagamy się z problemami. Generalizując: kobiety opowiadając o nich liczą na empatię i współczucie słuchacza, chcą usłyszeć, że ktoś je rozumie, może przeżył coś podobnego, że nie są same i ktoś wie, przez co przechodzą. Mężczyźni szukają natomiast rozwiązania problemu, a jeśli rozwiązać go nie potrafią – to o nim nie rozmawiają.

Deborah Tannen, profesor socjolingwistyki i autorka kilku bestsellerów o problemach w komunikacji i różnicach w stylach konwersacji kobiet i mężczyzn, w swojej książce „Ty nic nie rozumiesz!” przywołuje przykład pewnego małżeństwa. Ona przeszła zabieg usunięcia guza piersi. Czuła się z tego powodu nieatrakcyjna, oszpecona. Kiedy opowiadała o tym przyjaciółkom, otrzymała słowa pocieszenia. Jej mąż zaproponował jej po prostu... operację plastyczną. Nie wynikało to z nieczułości czy braku zrozumienia. Mąż uważał jednak, że te „narzekania” to prośba o radę. I jej udzielił. Zdaniem Tennan w przypadku mężczyzn „skarga stanowi wyzwanie dla ich umiejętności znajdowania rozwiązań”. Stąd częste nieporozumienia.

Beata, 32 lata, od 10 lat w w związku, mężatka z 7-letnim stażem: - Mój mąż od 10 lat nie może zrozumieć, że nie mam pretensji o jego późniejsze powroty, tylko o to, że mnie o nich nie uprzedził, np. telefonicznie. Wie, że martwię się, że coś mu się stało, ale uważa, że przesadzam. Wkurza mnie to niezmiennie.

Zdaniem Tannen mężczyźni często reagują na świat jak „jednostki usytuowane w hierarchicznym porządku społecznym, znajdujące się zawsze nad kimś lub pod kimś.” W ich świecie rozmowy są często negocjacjami, w których stawką, jest utrzymanie (obrona) lub zdobycie wyższej pozycji. Kobiety również negocjują, ale fukcjonują w świecie powiązań, w którym te rozmowy służą doprowadzeniu do zbliżenia, zrozumienia, osiągnięcia zgody. Mąż na naszą prośbę o podanie godziny powrotu do domu, zareagować może alergicznie, ponieważ będzie czuł, że ktoś narusza jego niezależność, swobodę, coś mu narzuca i próbuje nim kierować, a tym samym zdobyć pozycję nadrzędną. To co my uznałybyśmy za objaw troski ze strony partnera, dla nich oznaczać może próbę założenia smyczy.

Magda, 34 lata, w związku od 8 lat: Najprostsza prośba dotycząca wypełnienia zwykłych obowiązków domowych kończy się rzuconym niedbale „dobrze, potem”. Schemat jest zawsze ten sam. Ja proszę, „pozmywaj”. On nie odmawia, ale i nie spełnia mojej prośby. Dopiero po kilku godzinach łaskawie wstaje i udaje się do kuchni, jakby chciał mi pokazać: „będę zmywał, wtedy, kiedy mam na to ochotę, a nie kiedy ty mi rozkażesz”. Kiedy mu o tym powiedziałam, najpierw zaprzeczał, a potem stwierdził: „Liczy się rezultat, przecież w końcu pozmywałem, to o co ci chodzi?”. Tak właśnie rodzi się stereotyp kobiety zrzędzącej. „

Wielu mężczyzn ma skłonność do przeciwstawiania się, przy najmniejszej nawet możliwości, że ktoś, a szczególnie kobieta, będzie im dyktować, co mają robić” pisze Tannen. Stąd reakcja męża Magdy. Nie chce spełnić jej prośby, bo uznaje ją za polecenie. W takich sytuacjach, kobiety często ponawiają swoje prośby, z pełnym przekonaniem, że kiedy mężczyzna zrozumie, jak im na tym zależy, to w końcu prośbę spełni. Mężczyźni zaś odczekują jakiś czas, starając się pokazać, że kiedy już coś robią, to z własnej inicjatywy. Nie chcą, żeby ktokolwiek przyczepił im kiedyś etykietkę pantoflarza. „Rezultatem jest zrzędzenie, bo za każdym razem, kiedy ona ponawia prośbę, on odwleka jej spełnienie” podsumowuje autorka. Co ciekawe, czy ktoś słyszał kiedyś o tym, żeby kobietę spełniającą prośbę męża ktoś nazwał pantoflarką...?

Aleksandra, lat 36, mężatka od 15 lat: - Odwoziliśmy naszą córkę na kolonie. Mąż zainstalował w samochodzie GPS i uważał, że mamy zapewniony łatwy dojazd na miejsce. Okazało się, że nie. W którymś momencie stało się jasne, że się zgubiliśmy. Ja powtarzałam, „Zatrzymaj się i spytaj o drogę”. A on mówił, „Po co, przecież mam GPS”. I tak nadłożyliśmy 100 kilometrów…

I znów wracamy do sprawy hierarchii i niezależności. Jeśli spytamy się kogoś o informację, oznaczać to będzie, że przyznajemy się, że czegoś nie wiemy, co stawia nas niżej na drabinie hierarchii. Ktoś jest od nas bardziej kompetentny, mądrzejszy, bardziej zorientowany, dysponuje większą wiedzą. Powiedzenie prostych słów „nie wiem” dla niektórych bywa upokarzające. „Sytuacja udzielania informacji stwarza dla jednej strony ramy eksperta (...), podczas gdy dla drugiej – ramy osoby nie doinformowanej, mającej mniej wiedzy. Jest to wtedy element działań przy osiaganiu statusu.” W ten sposób niektórzy udowadniają swoją samowystarczalność, a przy okazji unikają krępującej sytuacji.

Oczywiście nie wszyscy mężczyźni są tacy, bywa i tak, że to kobiety wykazują cechy męskie i w związku z tym takie podejście do życia, problemów i niezależności nie prowadzi w ich przypadku do konfliktów. Mówi Kamila, lat 33, niezamężna, randkująca: - Takie myślenie mi się podoba, sama tak robię, więc nie dochodzi na tym tle do jakichś wielkich konfliktów. Ja też miałam sytuację, kiedy podczas jazdy samochodem zgubiliśmy drogę, ale kiedy zaproponowałam, żebyśmy spytali się kogoś jak jechać dalej, mój partner nie protestował. - I co powiedział? - „Dobrze, ale ty się spytaj...”