Ojciec kocha warunkowo© Materiały prasowe

Ojciec kocha warunkowo

Agata Porażka
22 czerwca 2019

Miłość ojca jest warunkowa. Czasem trzeba na nią zapracować, czasem trzeba coś udowodnić. A czasem, gdy ojca się zawodzi, trzeba umieć spojrzeć mu w oczy. I wierzyć, że kocha mimo wszystko.

Gdy Pawła Cwynara pierwszy raz zgarnęła policja, ojciec go zlał.

- Wyszedłem, jak miałem 17 lat. Byłem już wtedy innym człowiekiem. Rozmawialiśmy, ale ja byłem za bardzo zepsuty, zdeprawowany, zdewastowany. Poprawczak jest o wiele gorszym miejscem niż zakład karny. Miesiąc po wyjściu stamtąd trafiłem do więzienia z poważnymi zarzutami.

Paweł mieszkał z matką, ojcem, dziadkami i ciocią. Jak mówi, to był dobry dom.

- Z ojcem nigdy nie mieliśmy ciepłych, szczerych, uczciwych relacji. Nie były też specjalnie rozbudowane. W domu bywał rzadko. W latach 90. dużo się pracowało, rodzice jednocześnie uczyli się i pracowali. Mój ojciec był twardym człowiekiem. Dużo wymagał. Nauczył mnie wielu męskich podstaw, które później bardzo mi pomogły w przestępczym życiu, żebym nie został zdeptany.

Gdy Paweł siedział w zakładzie poprawczym, ojciec go odwiedzał.

- Były to tzw. odwiedziny nadzorowane. Odbywały się przy funkcjonariuszach, do których my, małolaci, byliśmy bardzo wrogo nastawieni. Rozmawialiśmy głównie półsłówkami. Ojciec to był raczej małomówny typ. Nigdy też nie nauczył mnie relacji z innymi ludźmi. Tego musiałem się nauczyć z książek. Można powiedzieć, że to one uratowały mi życie.

Obraz
© Archiwum prywatne

Paweł Cwynar sfotografowany w budynku Bazyliki katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Pelplinie

Szukał pozycji znanych autorytetów – Jana Pawła II, Pileckiego, Kolbego, Popiełuszki, Herberta. I zaczął się od nich uczyć, jak naprawdę być mężczyzną.

- Mój ojciec mi tego nie dał. Mówił, że nie mogę tu beczeć, że muszę być mężczyzną. Stawiał mi bardzo duże wymagania, z których mnie później rozliczał. Ja osiągałem bardzo dobre wyniki w sporcie, na to zresztą postawiłem w pewnym momencie, ale ojciec tego nigdy nie doceniał.

Gdy Paweł stawał się przestępcą, ojciec próbował o niego walczyć.

Paweł zrozumiał to dopiero wiele lat później. Za kratami spędził sporą część życia. Do "puchy" wracał za działania w grupie zbrojnej, handel bronią, haracz, narkotyki. Ostatecznie wyszedł w 2010 roku. I tak, jak wcześniej był zagorzałym przestępcą, stał się zagorzałym katolikiem. Niestety jego ojciec nie mógł już tego zobaczyć.

Paweł Cwynar sfotografowany w budynku Bazyliki katedralnej Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Pelplinie

- Przed śmiercią bardzo chciał się ze mną spotkać i porozmawiać. Leżał już wtedy w sanatorium. Ja byłem wtedy poszukiwany przez policję, ciążyły na mnie poważne zarzuty, musiałem się ukrywać. On niestety w nocy dostał wylewu. Nie zdążyłem dojechać. Gdybym mógł powiedzieć mu jeszcze jedną rzecz, to powiedziałbym, że wykonałem zadanie od niego. Po latach więzienia stanąłem po dobrej stronie i zacząłem zachowywać się, jak trzeba.

Paweł Cwynar od 9 lat pozostaje na wolności. Ma dwie córki.

Paweł Cwynar sfotografowany na Zamku Piastowskim w Legnicy

Od aniołka do dziwki

Gdy Marta trafiła z gimnazjum do państwowego liceum, przestała być grzeczną córeczką tatusia.

Przez 9 lat chodziła do szkoły, w której na co dzień obowiązywały mundurki. Codziennie sięgała po spódniczkę, koszulę, krawat i obowiązkowo – granatowy sweterek. Tylko buty mogła sama wybrać, ale i tak padało na baletki. Nic innego nie pasowało.

- W liceum szybko przeszłam z neutralnego makijażu do kolorowych oczu i mocnych szminek. Potem pojechałam do fryzjera, ścięłam włosy i pofarbowałam je na różowo i żółto. Jeszcze w drodze dostałam wiadomość od mojego ojca. "Boże, dziecko, nie rób tego".

Gdy Marta pokazuje mi swoje zdjęcia sprzed metamorfozy, początkowo nie rozpoznaję jej w drobnej blondynce z niebieskimi oczami. Na każdej z fotografii wygląda tak, jakby zaraz miała zagrać aniołka w przedstawieniu szkolnym.

- Lubię mieć czarne usta i kolorowe włosy. Farbuję je regularnie od czasu tamtej pierwszej wizyty. Na początku padały teksty, że "wyglądam jak dziwka", "jak mogę czuć się z tym dobrze", czy "szanująca się kobieta tak nie wygląda". Ojciec kiedyś mnie nie wypuścił z domu, bo powiedział, że tak nie wyjdę do ludzi. Że wystarczy, że wstydzi się za mnie w domu, nie będzie się jeszcze wstydził na ulicy. Miałam wtedy na sobie kabaretki, krótką czerwoną spódniczkę, top z ćwiekami. Klasyk.

Przed każdym spotkaniem rodzinnym, Bożym Narodzeniem, Wielkanocą Marta odbywa z ojcem konsultacje na temat tego, jak ma wyglądać. Po pewnym czasie się poddaje. "Szkoda strzępić języka. Te parę godzin w żakiecie nie jest warte tej walki. A po wyjściu gości ja i tak będę sobą".

Od swojego ojca najczęściej słyszy:

"Musisz iść do fryzjera, masz być bez makijażu i w sukience. Nie tak, nie możesz tak wyglądać, tak jest źle, niedobrze, za mocno, wyzywająco. Nie będę się za ciebie wstydził".

Dorosła Marta wciąż to słyszy. Wyprowadziła się do Poznania na studia. Do domu wraca raz na trzy miesiące, do tego Boże Narodzenie i Wielkanoc. Mówi, że od kiedy ojciec nie musi codziennie na nią patrzeć, ich relacje się polepszyły. Tak, zadzwoni z życzeniami na Dzień Ojca. Ale nie, nie da mu prezentu. Nie uważa, by zasłużył.

Czemu nie możesz być jak Małgosia spod piątki?

Do sytuacji, gdy ojciec wstydzi się dziecka, dochodzi niestety często - przyznaje psycholog Ewa Woydyłło-Osiatyńska.

- Miałam kiedyś pacjentkę, która bardzo ciężko odchorowała ojca, który się jej wstydził. Wpadła w alkoholizm, bardzo trudno było ją z tego wyciągnąć. A wszystko wzięło się stąd, że gdy miała cztery latka, do ojca przyszli koledzy i powiedzieli "twojej córeczki dawno nie widzieliśmy". A on odpowiedział "no, niestety nie jest chłopakiem". I od tamtej pory ta dziewczynka udawała, że jest chłopcem, nosiła się po męsku, robiła wszystko, by uzyskać aprobatę ojca. Do końca życia miała kompleksy.

- Miała pani kiedyś w swoim otoczeniu przykład dziecka, którego ojciec się wstydził?

- Kiedyś do naszego domu często przychodziła koleżanka mojej córki. Dzisiaj jest montażystką filmową. Ta dziewczyna nie znosiła swojego domu. Była niesamowicie przebojowa i buntownicza, ale nie potrafiła dogadać się z rodzicami. Potem uciekła z domu i zapłaciła ciężką cenę za swoje bunty. Ale gdy ją spotkałam po latach, przyznała, że po tym wszystkim przynajmniej może powiedzieć jedno – zawsze była szczęśliwa. A jej rodzice, którzy się jej wstydzili, zawsze byli nieszczęśliwi. To była jej diagnoza, że dlatego nigdy nie mogła się z nimi dogadać i tak bardzo nie lubiła swojego domu. Po prostu nie mogła znieść nieszczęśliwych ludzi – dodaje psycholog.

Rodzice często uczestniczą w wyścigu o to, czyja pociecha będzie idealniejsza. I wstydzą się, gdy dziecko sąsiadów ma lepsze oceny, lepiej wygląda, ma lepszego partnera.

Woydyłło-Osiatyńska mówi, że grzechem numer jeden jest porównywanie naszego dziecka do innych. Nie wolno się posługiwać tym argumentem, wychowując malucha. Rodzice robią to w dobrej wierze, bo myślą, że tym sposobem wzbudzą ambicję. A zamiast tego doprowadzają do zawiści i beznadziei.

- Ja zawsze powtarzam: nie zrobisz z jabłka banana. Ludzie uczą się lepiej i trwalej, gdy są chwaleni, niż krytykowani. I to wynika z bardzo prostej zasady: gdy masz dobry humor, lepiej pracujesz. A jak ma pracować dziecko, które żyje z permanentnym poczuciem, że ojciec się go wstydzi? Bardzo dobrze widać to w amerykańskich szkołach, w których nauczyciel pyta Jasia tak długo, dopóki nie zada pytania, na które Jaś odpowie - kontynuuje psycholog. - I wtedy nauczyciel bije mu brawo, a on wraca do ławki z poczuciem, że choć wiele musi się jeszcze nauczyć, to coś mu się udało. A w Polsce? W Polsce nauczyciel pyta Jasia tak długo, aż nie zada pytania, na które Jaś nie będzie w stanie odpowiedzieć.

- Co by pani powiedziała ojcu, który wstydzi się swojego dziecka, bo nie jest takie, jak sobie wymarzył?

- Wyobraź sobie, że wsiadasz do przedziału. I twoje dziecko jest jednym z przygodnych pasażerów. Wcale nie wiesz, jakie jest. Jadąc w tym przedziale, możesz je trochę poznać. Ale musisz chcieć je poznać. U nas jest takie przekonanie, że dziecko musi być takie jak ja. A to jest przecież fikcja. To są przypadki jeden na milion.

Leń patentowany

Marcin jest ojcem piętnastolatka. O swoim synu mówi, że to nierób i leń, a o systemie edukacji, że coś jest z nim nie tak, bo tróje, które jego syn przynosi do domu, to i tak za wysokie oceny jak na jego możliwości.

- Zrezygnowałem dla niego ze wszystkiego. Całe nasze życie to w pewnym momencie był tylko syn. A on? Nie chce mu się nawet starać. Nie docenia tego, co mu dajemy, ile mu dajemy. A co ja mam powiedzieć, jak się mnie na mieście pytają, co tam u syna? Że mu się nie chce, bo jest leniem patentowanym? Że ledwo zdaje od klasy do klasy? Pożal się Boże za takie dziecko.

Gdy proszę Marcina o przykłady zachowań syna, które tak go zawodzą, powtarza, czego jego dziecko nie robi. Nie sprząta. Nie pomaga. Nie uczy się. Nie spędza z nimi czasu.

- Właściwie to on jakby już się wyprowadził. Większość czasu spędza z kolegami. A jak przychodzi do domu, to zamyka się w pokoju. Niby mieszka z nami, ale jakby go nie było.

Syn Marcina nie chciał ze mną rozmawiać. Gdy zapytałam ojca, czy sam spróbował usiąść i szczerze porozmawiać ze swoim dzieckiem, odpowiedział, że "jemu to się już nawet gadać nie chce". I jemu, i synowi.

Słowa ojca pamięta się nawet po 40 latach

O swoich pacjentach, którzy po latach, pamiętając wstyd swojego ojca, nie są w stanie tego przeboleć, opowiada mi psycholog Katarzyna Kucewicz.

- Osoby z takimi doświadczeniami choć osiągają sukcesy, miewają nawet fantastyczne życie, ale i tak cały czas czują, że nie są wystarczająco dobre. I często w trakcie terapii okazuje się, że geneza ich problemu tkwi właśnie w relacji z ojcem, który nie chwalił, za to ciągle krytykował, zawsze coś było nie tak, nigdy nie było wystarczająco dobrze. Krytyczny głos ojca często tkwi nam w głowie przez lata i w końcu staje się naszym wewnętrznym głosem.

- Jakie są największe grzechy, które może popełnić ojciec w wychowaniu dziecka?

- Warto unikać krzywdzących komentarzy oceniających dziecko jako osobę. Jeśli już krytykujemy to krytykujmy zachowanie. Zauważam, że często ojcowie nie przebierają w słowach, bardzo ranią dziecko, czasem nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Z reguły mają wtedy nastawienie, że jako rodzicowi wolno im wszystko. Czasem też upokarzają, mówiąc na przykład: "wszyscy twoi koledzy wyglądają jak sportowcy, a ty takie chuchro, kiedy w końcu coś ze sobą zrobisz". Na psychoterapii potem lądują ludzie, którzy po 20 latach pamiętają upokarzające słowa swoich ojców. Jak lądują to i tak dobrze, bo chcą sobie pomóc. Większość jednak próbuje radzić sobie sama, albo całe życie ma tendencje do podobnego atakowania siebie. Takie niewybredne komentarze zostają w głowie dziecka na długo.

- Można sobie z tym poradzić?

- Taka postawa ojca jest dla dziecka bardzo krzywdząca, bo dziecko ma potrzebę miłości, aprobaty, aplauzu, dziecko pragnie być docenione. I w momencie, w którym tego nie dostaje, czuje, że coś jest z nim nie tak, że może jest wybrakowane, niewartościowe. Często takie raniące własną wartość incydenty mają miejsce właśnie w relacji dziecka z ojcem, bo matki są na ogół mniej krytyczne i bezwarunkowe. A o ojcach zwykło się mówić, że jednak kochają warunkowo. Wstyd i idące za nim poczucie gorszości, które odczuwa dziecko, w przyszłości skutkuje tym, że czuje się nie dość właściwe, nie dość atrakcyjne, nie dość dobre. Na szczęście deficyt miłości rodzica można podreperować psychoterapią, ale nie jest to proste.

Duma po latach

Piotrek studenckie życie smakuje głębokimi haustami. Bywają tygodnie, gdy w domu jest gościem - studia, praca i przyjemności życia pochłaniają cały czas. `

Ojciec Piotra pracuje wtedy w domu. To gorsza praca niż poprzednia, którą miał. Jest mu z tym źle. Łatwo się wścieka, frustruje, utratę kontroli nad częścią swojego życia rekompensuje próbami nadmiernej kontroli własnej rodziny. Awantury zdarzają się często, bo Piotrek nie ma ochoty na kontrolę tego, gdzie idzie, z kim, po co, a co najważniejsze, kiedy wróci. Dobrze, że chociaż o politykę się nie kłócą. Za to potrafią o to, czy tego wieczora Piotrek może godzinę pograć na komputerze, stojącym oczywiście w pokoju rodziców.

Piotrek niby ojca rozumie. Dotrze do niego, że nie rozumiał, kilka lat później, kiedy napiją się z ojcem whisky, celebrując to, że się dogadują. Dogadywać zaczęli się niemal następnego dnia po tym, jak chłopak wyprowadził się na swoje. Okazało się, że gdy codzienne drobiazgi przestały przeszkadzać, na wiele ważnych spraw w życiu patrzą podobnie. Że ojciec jest dumny z syna i potrafi mu to powiedzieć, dodając, że go kocha. I że syn potrafi odpowiedzieć tym samym.

Mało tego: dziś syn jest wdzięczny ojcu za to, że nauczył go zawsze mieć swoje zdanie. Zawsze iść pod prąd. Zawsze być wiernym własnemu sumieniu.

W Dzień Ojca na pewno się spotkają pogadać, dobrze zjeść i posłuchać rocka.

Źródło artykułu:WP magazyn
Komentarze (136)