Podwójne życie Weroniki

Zamknęła za sobą przeszłość – ma no­we­go partnera, kończy re­montować dom. Nie chce po­wtarzać starych błędów – dziś uważa, że sprawdza­ją się te związki, gdy partnerzy, będąc razem, po­trafią też żyć osob­no.

Obraz
Źródło zdjęć: © mwmedia

Zamknęła za sobą przeszłość – ma nowego partnera, kończy remontować dom. Nie chce powtarzać starych błędów – dziś uważa, że sprawdzają się te związki, gdy partnerzy, będąc razem, potrafią też żyć osobno. O swoim nowym związku, wnioskach z poprzedniego, tym co było wsparciem w trudnych chwilach opowiada Weronika Marczuk-Pazura w wywiadzie dla „Sukcesu”.

SUK­CES: Ro­bisz ka­rie­rę w show­-biz­ne­sie, a ja sie­dzę w two­jej fir­mie i wi­dzę za­ha­ro­wa­ną pa­nią pre­zes od­bie­ra­ją­cą set­ki te­le­fo­nów, przyj­mu­ją­cą in­te­re­san­tów. Pro­wa­dzisz po­dwój­ne ży­cie?

We­ro­ni­ka Mar­czuk­-Pa­zu­ra: (śmiech) Na to wy­glą­da. Ty­le tyl­ko, że ro­bię to ofi­cjal­nie. Zo­ba­czy­łaś mo­ją co­dzien­ność, o któ­rej pra­sa rzad­ko pi­sze. Dla me­diów jest naj­mniej atrak­cyj­na. Mo­że to i ra­cja. W pro­wa­dze­niu fir­my nie ma w koń­cu miej­sca na eks­cy­ta­cje. Jest żmud­na pra­ca, ale ją wła­śnie naj­bar­dziej ce­nię, bo da­je mi po­czu­cie sta­bi­li­za­cji. W show­-biz­ne­sie naj­trud­niej­sze jest cze­ka­nie na te­le­fon. Praw­do­po­dob­nie nie po­tra­fi­ła­bym tak funk­cjo­no­wać. Nie umiem po­wie­dzieć so­bie: „Ja­koś to bę­dzie!”. Po­trze­bu­ję pew­no­ści, że bę­dzie do­brze. Dla­te­go, cho­ciaż pra­ca w te­le­wi­zji spra­wia mi ra­dość, ce­nię rów­nież tę, któ­rą wy­ko­nu­ję na co dzień. Od­kąd pa­mię­tam, z jed­nej stro­ny mia­łam ar­ty­stycz­ne za­pę­dy, a z dru­giej – po­trze­bę twar­de­go stą­pa­nia po zie­mi. Gra­łam na pia­ni­nie i gi­ta­rze, śpie­wa­łam, tań­czy­łam, ale nie po­tra­fi­łam za­tra­cić się w tym bez resz­ty. Biz­nes, dzia­ła­nie to dla mnie
pod­sta­wa, resz­ta – mi­ło, je­śli jest.

Stą­pasz twar­do po zie­mi, ale zwią­za­łaś się z ar­ty­stą, i to wte­dy, gdy w je­go ży­ciu był „czas cze­ka­nia”, a te­le­fon nie dzwo­nił. Jak to wy­ja­śnisz?

A wiesz, że za­da­łam so­bie to py­ta­nie. Chcia­łam zro­zu­mieć, dla­cze­go nie cią­gnie mnie do ko­le­gów po fa­chu – praw­ni­ków, biz­nes­me­nów… Nie po­wiem, bym zna­la­zła od­po­wiedź, ale mo­że ra­cję mia­ła mo­ja zna­jo­ma, któ­ra stwier­dzi­ła, że wy­bie­ra­jąc ar­ty­stę, w ja­kimś sen­sie za­spo­ka­jam swo­je nie­speł­nio­ne ma­rze­nia. Da­jąc wspar­cie bli­skiej oso­bie, mam po­czu­cie współ­uczest­ni­cze­nia w tym, co ro­bi. Po­nad­to szcze­rze po­dzi­wiam ar­ty­stów. I za­zdrosz­czę im od­wa­gi, ja­kiej mnie za­bra­kło – po­sta­wie­nia wszyst­kie­go na jed­ną kar­tę. Du­żo cza­su spę­dzi­łam z ar­ty­sta­mi, po­zna­łam i ro­zu­miem ich wraż­li­wość. My­ślę, że ar­ty­ście je­stem w sta­nie wię­cej i szyb­ciej wy­ba­czyć.

Dla­te­go twój obec­ny part­ner to tak­że ar­ty­sta – mu­zyk. Je­steś je­go me­ne­dżer­ką, jak w przy­pad­ku by­łe­go mę­ża?

Nie, nie je­stem. Cho­ciaż nie uwa­żam, aby me­ne­dże­ro­wa­nie part­ne­ro­wi by­ło czymś nie­wła­ści­wym. W na­szym przy­pad­ku nie ma jed­nak ta­kiej po­trze­by, a po­za tym le­piej, kie­dy każ­de z nas bę­dzie ro­bi­ło swo­je. Wspól­ne ży­cie i wspól­na pra­ca to ogrom­ne wy­zwa­nie, któ­re­mu są w sta­nie spro­stać nie­licz­ni. Dzi­siaj nie mia­ła­bym na­wet na to cza­su. Zbyt wie­le mam swo­ich za­jęć, sa­ma od kil­ku lat mam me­ne­dżer­kę. (śmiech)

Je­steś z tych, co uczą się na błę­dach. Czy wiesz już na pew­no, ja­kich nie po­wtó­rzysz?

Przez wie­le lat mia­łam wy­ide­ali­zo­wa­ny, ro­man­tycz­ny ob­raz mi­ło­ści: ty ży­jesz dla mnie, ja dla cie­bie. Wiem już, że tak się nie da. Le­piej, gdy każ­dy ży­je dla sie­bie i dzie­li się z dru­gą oso­bą tym, czym chce. Z Ma­cie­jem, po­za wspól­ny­mi zna­jo­my­mi, ma­my rów­nież wła­snych. Każ­de z nas ma swój świat za­wo­do­wy, dzie­li­my się tym, na co ma­my ocho­tę. To da­je oso­bi­stą wol­ność, nie­za­leż­ność. Faj­ne uczu­cie.

Czy­li ra­zem, ale osob­no?

Ra­czej tro­chę osob­no, ale ra­zem.

Ale w ar­ty­stycz­nych kli­ma­tach też od­na­la­złaś się z po­wo­dze­niem. By­cie żo­ną Ce­za­re­go Pa­zu­ry to świet­na prze­pust­ka do show­-biz­ne­su. Mam ra­cję?

Mo­że tak, ale nie za­bie­ga­łam ni­gdy o pra­cę w tej bran­ży. Już po kie­run­ku mo­ich stu­diów – pra­wo, po­dy­plo­mo­we stu­dia me­ne­dżer­skie MBA – wi­dać chy­ba, że da­le­ko mi by­ło do show­-biz­ne­su. Wspie­ra­li­śmy się wza­jem­nie ja­ko mał­żon­ko­wie, ale za­wo­do­wo każ­de z nas mia­ło od po­cząt­ku ja­sno okre­ślo­ne prio­ry­te­ty. Po­za tym każ­dy me­dal ma dwie stro­ny. Po­zaplu­sa­mi są też mi­nu­sy by­cia żo­ną sław­ne­go mę­ża. Nie za­wsze moż­na być spon­ta­nicz­nym, wie­lu rze­czy trze­ba so­bie od­mó­wić, a ro­bić spo­ro ta­kich, na któ­re nie ma się ocho­ty.

Na udział w „You can dan­ce” chy­ba mia­łaś ocho­tę?

Wcze­śniej re­ali­zo­wa­łam re­por­ta­że o Ukra­inie dla „Dzień do­bry TVN”. W przy­pad­ku „You can dan­ce” mia­łam mnó­stwo obaw, ale ni­gdy w naj­mniej­szym na­wet stop­niu nie ża­ło­wa­łam swo­jej de­cy­zji. Od­kąd się­gam pa­mię­cią, lu­bi­łam wy­zwa­nia. Kie­dy po­wsta­wał „Sztos”, za­pro­po­no­wa­no mi kie­ro­wa­nie fir­mą pro­du­cenc­ką. By­łam mło­dą dziew­czy­ną i pew­nie dla­te­go się na to po­rwa­łam. Mi­mo że wie­lu rze­czy uczy­łam się od pod­staw i by­wa­ło cięż­ko, sze­fu­ję jej już trzy­na­sty rok. Po­trze­bu­ję i lu­bię mieć al­ter­na­ty­wę.

Bo da­je ci to nie­zbęd­ne po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa?

Za­pew­ne tak. Plan B na ży­cie za­wsze jest wy­ba­wie­niem, gdy wa­li się do­tych­cza­so­wy świat. A je­śli jesz­cze masz w za­na­drzu plan C i D, to jesz­cze więk­sza jest szan­sa, że któ­ryś z nich wy­pa­li. Dla­te­go z chę­cią ro­bię kil­ka rze­czy w tym sa­mym cza­sie i cią­gle my­ślę o no­wych. Zgod­nie z za­sa­dą z mo­ich ro­dzin­nych stron: „Kto nie ry­zy­ku­je, ten nie pi­je szam­pa­na”.

Mo­że po­win­ny­śmy tę za­sa­dę prze­nieść na związ­ki z męż­czy­zna­mi? Gdy się coś wa­li, ma­my w od­wo­dzie trzy­ma­ne­go do­tąd na dy­stans kan­dy­da­ta?

(śmiech) No nie, w sfe­rze związ­ków emo­cjo­nal­nych le­piej te­go nie sto­so­wać. Za­zwy­czaj, kie­dy się z kimś zwią­zu­je­my, wie­rzy­my, al­bo mo­że chce­my wie­rzyć, że to mi­łość po grób. A to, że cza­sa­mi ży­cie pi­sze in­ny sce­na­riusz, to już zu­peł­nie in­na hi­sto­ria.

Ale ty wy­szłaś z ży­cio­we­go za­krę­tu nie­mal… gład­ko?

No, te­raz prze­sa­dzasz. Nie chcę już do te­go wra­cać, ale to był naj­trud­niej­szy okres w mo­im ży­ciu. Nie by­łam ko­bie­tą uwie­szo­ną na ra­mie­niu męż­czy­zny, re­ali­zo­wa­łam wła­sne am­bi­cje. W tam­tym mo­men­cie za­wa­li­ło mi się pry­wat­ne ży­cie, ale resz­ta trwa­ła i po­ma­ga­ła prze­trwać ka­ta­stro­fę. Wiesz, na­wet jak stra­cisz jed­ną no­gę, je­steś w sta­nie stać pro­sto. Cho­ciaż jest trud­niej i bo­li.

Co by­ło ku­lą, któ­rą pod­par­łaś się na ży­cio­wym za­krę­cie?

Pra­ca i bli­scy. My­ślę, że nie je­stem tu ja­kimś wiel­kim wy­jąt­kiem. Czę­sto wspo­mi­nam rów­nież o zba­wien­nej si­le jo­gi. Po­za tym znasz mnie tro­chę, mam wro­dzo­ną po­trze­bę zba­wia­nia ca­łe­go świa­ta i za­wsze znaj­dę so­bie za­ję­cie. Cią­gle z tym wal­czę i wiem już, że nie moż­na po­ma­gać, kie­dy ktoś o to wy­raź­nie nie po­pro­si. Wy­da­je się to oczy­wi­ste, ale, nie­ste­ty, dla mnie dłu­go nie by­ło. Nie za­wsze też uda­wa­ło mi się za­cho­wy­wać rów­no­wa­gę po­mię­dzy da­wa­niem a bra­niem, a ona mu­si być!

No, ale tak pra­wie ni­gdy nie jest.

Trze­ba się te­go do­ma­gać! Uczyć się aser­tyw­no­ści. Ja już po­tra­fię od­mó­wić, gdy żą­da się ode mnie zbyt wie­le lub gdy mam in­ne pla­ny. Al­bo kie­dy zwy­czaj­nie mi się nie chce. A wy­cho­wa­no mnie zu­peł­nie ina­czej. Na Ukra­inie wpa­ja się dziew­czyn­kom go­to­wość po­świę­ca­nia się dla in­nych, przede wszyst­kim dla mę­ża. W cza­sie woj­ny wy­mor­do­wa­no więk­szość męż­czyzn, dla­te­go ci, któ­rzy się ucho­wa­li, by­li na wa­gę zło­ta. Z mo­jej obec­nej per­spek­ty­wy ko­bie­ta peł­ni­ła tam ro­lę słu­żą­cej oj­ca, mę­ża, sy­na. Nie chcę być ofia­rą sys­te­mu, w któ­rym się wy­cho­wa­łam, bo sys­tem był cho­ry. Dziś czu­ję się od nie­go wol­na.

Sta­nę­łaś już na obu no­gach?

Tak, ale po­ru­szam się ostroż­nie. Stra­ci­łam tro­chę na spon­ta­nicz­no­ści, zy­ska­łam na ro­zu­mie. Prze­sta­łam pla­no­wać i skła­dać de­kla­ra­cje, bo w ży­ciu nie ma nic sta­łe­go, wszyst­ko jest na chwi­lę. Da­łam so­bie pra­wo do zmia­ny zda­nia. Czer­pię przy­jem­ność z co­dzien­no­ści. Je­stem chy­ba więk­szą ego­ist­ką i le­piej mi z tym. Do­pie­ro nie­daw­no dotar­ło do mnie, że prócz licz­nych obo­wiąz­ków mam też pra­wo do czy­stej przy­jem­no­ści. To jest do­pie­ro przy­jem­ność! (śmiech) No i wciąż mam ma­rze­nia.

Jest wśród nich pra­gnie­nie zo­sta­nia ma­mą? Biz­nes kwit­nie, me­dial­na ka­rie­ra rów­nież, no i bio­lo­gia po­ga­nia. My­ślisz o dziec­ku?

Od daw­na chcia­łam zo­stać ma­mą. Nie mia­łam ła­twe­go ży­cia, du­żo spraw zło­ży­ło się na to, że do tej po­ry nie uro­dzi­łam dziec­ka. Mam po­czu­cie, że to wła­ści­wy mo­ment, ale też nie chcę się z te­go tłu­ma­czyć ani ni­cze­go przy­spie­szać. Kie­dy pa­trzę na Ma­don­nę, któ­ra pierw­sze dziec­ko uro­dzi­ła w wie­ku 41 lat, wiem, że i tak zde­cy­du­je los. A je­śli fak­tycz­nie oka­za­ło­by się, że za póź­no dla mnie na dziec­ko, po­zo­sta­je za­wsze ad­op­cja. No i nie za­po­mi­naj, że ma­cie­rzyń­stwo nie jest mi ob­ce. Cho­ciaż nie je­stem bio­lo­gicz­ną ma­mą Ana­sta­zji, wy­cho­wy­wa­łam ją wspól­nie z Czar­kiem od czwartego ro­ku ży­cia aż do peł­no­let­no­ści. Ona dla mnie jest cór­ką, ja dla niej ma­mą. Za­wsze by­ły­śmy so­bie bli­skie. Dzi­siaj Na­st­ka jest do­ro­słą, sa­mo­dziel­ną ko­bie­tą, ale w na­szej re­la­cji nic się nie zmie­ni­ło.

Nie masz chwi­la­mi po­czu­cia, po­rów­nu­jąc się do ró­wie­śni­czek, że prze­ży­łaś już ze dwa ży­cia?

(śmiech) Fak­tycz­nie, cza­sa­mi tak my­ślę. Prze­ra­ża mnie to, bo jest coś faj­ne­go w na­iw­no­ści dziec­ka, ale z dru­giej stro­ny, lu­bię swo­ją do­ro­słość. Tak zo­sta­łam wy­cho­wa­na, mo­je dzie­ciń­stwo by­ło ma­ło bez­tro­skie. By­łam zbyt od­po­wie­dzial­na jak na swój wiek, ale przy tym sza­le­nie ży­wio­ło­wa. Nie chcę, aby za­brzmia­ło to jak uża­la­nie się nad so­bą. W ta­kim kra­ju ży­łam, ta­kie by­ły do­świad­cze­nia mo­jej ro­dzi­ny, ogrom­nej, li­czą­cej nie­mal 200 osób. Na Ukra­inie to nor­mal­ne. Jak po­li­czyć wszyst­kie ciot­ki, wuj­ków, ku­zy­nów, ty­lu nas jest. A co waż­niej­sze – wszy­scy są ze so­bą bli­sko. Za­brzmi dziw­nie, jak po­wiem, że mam ku­zyn­ki w wie­ku mo­jej ma­my. W związ­ku z tym ich dzie­ci, nie­rzad­ko star­sze, mó­wią do mnie „cio­ciu”. Jak wi­dzisz, z sa­mych ro­dzin­nych opo­wie­ści moż­na już ­czer­pać nie la­da mą­drość.

Jest wśród nich ja­kiś nie­zwy­kły życiorys?

Tak, na przy­kład mo­jej bab­ci. Mia­ła na imię Po­li­na, Po­la, prze­ży­ła ty­le, że moż­na by jej ży­ciem ob­dzie­lić jesz­cze ze dwie oso­by. Jej opo­wie­ści no­szę w so­bie ca­ły czas. Wy­war­ły na mnie du­ży wpływ. Bab­cia uro­dzi­ła się w 1906 ro­ku, prze­ży­ła I woj­nę świa­to­wą, re­wo­lu­cję paź­dzier­ni­ko­wą, woj­nę czer­wo­nych z bia­ło­gwar­dzi­sta­mi, cza­sy po­twor­ne­go gło­du, ja­kie­go dzi­siaj na­wet nie je­ste­śmy w sta­nie so­bie wy­obra­zić. Po­wsta­niu ZSRR na Ukra­inie to­wa­rzy­szył tzw. gło­do­mór – lu­dzie je­dli wszyst­ko – od ko­rze­ni ro­ślin po lu­dzi. Bab­cia wy­szła za mąż, ma­jąc 16 lat, uro­dzi­ła dzie­wię­cio­ro dzie­ci, prze­ży­ło pię­cio­ro. Mo­ja ma­ma przy­szła na świat w 1943 ro­ku, kie­dy to dzie­ci po­rzu­ca­no w oba­wie, że i tak nie prze­ży­ją. Ale bab­cia nie chcia­ła na­wet o tym sły­szeć. Dzia­dek zgi­nął rok póź­niej. Mo­żesz so­bie wy­obra­zić, co mu­sia­ła przejść. Kie­dy to wspo­mi­nam, wsty­dzę się, że po­tra­fię na­rze­kać na nie­istot­ne spra­wy. To
by­ła pro­sta, ale bar­dzo mą­dra ko­bie­ta. Mia­ła twar­de za­sa­dy, dla ca­łej mo­jej ro­dzi­ny by­ła au­to­ry­te­tem.

Mo­że po niej odzie­dzi­czy­łaś tę we­wnętrz­ną si­łę?

Moż­li­we. Bab­cia na­uczy­ła mnie, że czło­wiek jest w sta­nie prze­żyć wszyst­ko. Sa­mi nie po­dej­rze­wa­my się o to, ile je­ste­śmy w sta­nie znieść. We­dług za­sa­dy: „Co cię nie za­bi­je, to cię wzmoc­ni”. Je­stem te­go do­brym przy­kła­dem. By­łam wy­cho­wy­wa­na w dys­cy­pli­nie, ja­kiej już się nie sto­su­je. Mo­ja sio­stra zmar­ła, zo­sta­łam więc je­dy­nacz­ką, wo­kół któ­rej sku­pi­ły się ma­rze­nia i ocze­ki­wa­nia ro­dzi­ców. Jak wi­dzisz, wszyst­ko w nas ma ja­kiś po­czą­tek w prze­szło­ści.

Czy­ta­łam, że wła­śnie bu­du­jesz dom za 1,5 mln?

Nie bu­du­ję, dom zo­stał ku­pio­ny. Wła­śnie kończymy w nim re­mont. Cie­szę się, że w koń­cu mam coś swo­je­go, bo ostat­nie la­ta spę­dzi­łam w wy­na­ję­tych miesz­ka­niach.

W wy­na­ję­tych? By­łaś sku­tecz­nym me­ne­dże­rem eks­mę­ża, zbu­do­wa­li­ście dom, nie­je­den. Nie umia­łaś wy­ko­rzy­stać tej wie­dzy przy po­dzia­le wspól­ne­go do­rob­ku?

To nie by­ła kwe­stia umie­jęt­no­ści, a chę­ci. Cie­szy­łam się, że uda­ło się to za­ła­twić w po­lu­bow­ny spo­sób. My­ślę, że to naj­wła­ściw­sze okre­śle­nie. Wie­dzę praw­ni­czą wy­ko­rzy­stam gdzie in­dziej. Je­śli wszyst­ko pój­dzie zgod­nie z pla­nem, już nie­dłu­go po­dzie­lę się nią z te­le­wi­dza­mi TVN Sty­le. Chce­my zro­bić pro­gram, któ­ry po­mo­że zna­leźć naj­lep­sze roz­wią­za­nia dla trud­nych ży­cio­wych sy­tu­acji.

Dla wie­lu ko­biet je­steś uoso­bie­niem suk­ce­su. My­ślisz o so­bie w ten spo­sób?

(śmiech) Ni­gdy się nad tym nie za­sta­na­wia­łam. Gdy zna­jo­mi mó­wią mi, że od­nio­słam suk­ces, pa­trzę na nich ze zdzi­wie­niem, za­sta­na­wia­jąc się, co ma­ją na my­śli. Na pew­no mam sa­tys­fak­cję, że nie ba­łam się za­wal­czyć o sie­bie. Mi­mo trud­no­ści ta­kich, jak no­wy kraj i ję­zyk, skoń­czy­łam do­bre uczel­nie, mam pra­cę, lu­dzie uśmie­cha­ją się do mnie na uli­cy… Cie­szę się z te­go, więc chy­ba mo­gę po­trak­to­wać to wszyst­ko ja­ko pry­wat­ny suk­ces. Mo­że po­win­nam się cie­szyć moc­niej, gło­śniej? Ale kie­dy osią­gam wy­zna­czo­ny wcze­śniej cel, nie mam cza­su się tym na­cie­szyć, bo w tak zwa­nym mię­dzy­cza­sie ro­dzą się na­stęp­ne i na­stęp­ne. Tak zo­sta­łam „za­pro­gra­mo­wa­na”. W szko­le pod­sta­wo­wej i śred­niej by­łam pry­mu­ską, szy­ko­wa­ną przez na­uczy­cie­li na przy­szłą jej dy­rek­tor­kę, na stu­diach mia­łam sa­me piąt­ki. Uwa­ża­łam, że tak po­win­no być i już!

Wydanie internetowe

Źródło artykułu:
Wybrane dla Ciebie
Nie wszystkie kwiaty nadają się na cmentarz. Niektóre więdną już po nocy
Nie wszystkie kwiaty nadają się na cmentarz. Niektóre więdną już po nocy
Mówi o wojnie. "Gdzie są schrony? Bo ja widzę dziury"
Mówi o wojnie. "Gdzie są schrony? Bo ja widzę dziury"
Wsmaruj w kran. Po 5 minutach kamień odpadnie całymi płatami
Wsmaruj w kran. Po 5 minutach kamień odpadnie całymi płatami
Ewa Szykulska o stracie męża. "To była ostatnia rozmowa"
Ewa Szykulska o stracie męża. "To była ostatnia rozmowa"
Jacek Sasin zrzucił 50 kg. Nie ukrywa, jak tego dokonał
Jacek Sasin zrzucił 50 kg. Nie ukrywa, jak tego dokonał
Wrzuć do doniczki. Tylko wtedy storczyk obsypie się kwiatami
Wrzuć do doniczki. Tylko wtedy storczyk obsypie się kwiatami
Lansuje trend "no pants". Nie każdy odważyłby się na taki look
Lansuje trend "no pants". Nie każdy odważyłby się na taki look
Dziennikarka apeluje do fanów. Badajcie się, nie poddawajcie
Dziennikarka apeluje do fanów. Badajcie się, nie poddawajcie
Wyciekło ich zaproszenie na ślub. Mają do gości jedną prośbę
Wyciekło ich zaproszenie na ślub. Mają do gości jedną prośbę
Mało kto wiedział. "Rodziców zżerały problemy finansowe"
Mało kto wiedział. "Rodziców zżerały problemy finansowe"
Ponadczasowa elegancja w ziemistych tonach. Karolina Pisarek uwielbia takie stylizacje
Ponadczasowa elegancja w ziemistych tonach. Karolina Pisarek uwielbia takie stylizacje
Wykorzystaj domowy sposób. Mech zniknie z trawnika
Wykorzystaj domowy sposób. Mech zniknie z trawnika