Blisko ludziPolska zawsze wierna, czyli jak katolik walczy z katolikiem

Polska zawsze wierna, czyli jak katolik walczy z katolikiem

Polska zawsze wierna, czyli jak katolik walczy z katolikiem
Źródło zdjęć: © 123RF.COM
Katarzyna Chudzik
07.02.2018 21:43, aktualizacja: 08.02.2018 11:00

Ponad 100 tysięcy osób w ciągu ośmiu dni podpisało petycję Polonia Semper Fidelis o nierozerwalności małżeństwa. Podpisani nie życzą sobie pozwolenia na przyjmowanie komunii tym członkom Kościoła, którzy się rozwiedli i żyją w nowych związkach.

Jeśli wydaje ci się, że dla fanatycznego katolika największym wrogiem jest muzułmanin lub ateista, to masz rację - wydaje ci się. Ponad 100 tysięcy polskich katolików uważa, że Kościół w Europie "sieje zamęt i antymałżeńską ideologię". Teraz wymagają od polskich biskupów potwierdzenia dotychczasowej narracji w tej kwestii, mimo że w Europie tendencje są zgoła inne

- Dla mnie to jest skandal. Jestem praktykującą katoliczką i rozwiodłam się kilkanaście lat temu z wyłącznej winy i woli męża. Nie chciałam mu robić problemów z rozwodem, bo po co być z kimś, kto mnie nie kocha? - opowiada Magda. Kiedy kilka lat temu znowu się zakochała, wiedziała, że pewnie nigdy do komunii nie przystąpi. Ale tliła się w niej iskierka nadziei - że w Kościele coś ruszy, a hierarchowie kościelni w końcu zaczną traktować wiernych jak ludzi i przestaną zmuszać ich do cierpienia za błędy. Zwłaszcza cudze.
.
Magda miała wsparcie znajomych, również wierzących. A kiedy wyrozumiały Franciszek został papieżem, popłakała się ze szczęścia. Tym bardziej zaskoczyła ją petycja. - Przecież to są świeccy. Nie rozumiem, jak mogą być tak zacietrzewieni, żeby wręcz prosić o dodawanie współwyznawcom problemów - mówi.
Tym bardziej, że - jak mówi Marcin Wójcik, dziennikarz, który przez pięć lat uczęszczał do seminarium duchownego - przyjęta praktyka przyjmowania komunii świętej nie jest dogmatem. - To nie jest prawo boże, lecz prawo kościelne. Jutro może wypowiedzieć się w tej sprawie papież i znieść tę praktykę, tak samo jak w każdej chwili może znieść celibat księży - mówi w rozmowie z WP. Przekonuje, że to, co według polskich prawicowych publicystów jest herezją, w Niemczech niedługo może stać się normą. To właśnie za granicą na Odrze i Nysie biskupi wystosowali list pasterski, w którym oficjalnie dopuścili osoby rozwiedzione, żyjące w ponownych związkach, do przyjmowania komunii. Tamtejszy Kościół dostrzegł skalę problemu i postanowił sobie przypomnieć, że jest "powszechny", a nie tylko dla wybranych. Polscy katolicy rzucili się w obronie dotychczasowej praktyki, pisząc otwarcie, że robią to w imię wartości, jakimi są rodzina i ojczyzna.

Dlaczego to, co jest grzechem w jednym miejscu na ziemi, w innym już nim nie jest?

Jak wynika z badań Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego, w 2016 roku w niedzielnych mszach w Polsce uczestniczyło 36,7 proc. zadeklarowanych katolików, co oznacza, że co tydzień w kościołach pojawia się ponad 13 milionów ludzi. Tylko dwa miliony z nich regularnie przyjmuje komunię.

Powodem rozczarowania religią lub instytucją odpowiedzialną za jej PR jest m.in. fakt, że w Polsce rozwodzi się kilkadziesiąt tysięcy par rocznie, a spora część z nich wchodzi później w związki nieformalne (lub formalne w literze prawa polskiego, nie kościelnego), co automatycznie wyklucza ich z możliwości "pełnego uczestnictwa w mszy", czyli przyjmowania komunii. - Osoby rozwiedzione często same odwracają się od Kościoła. Po co mają się garnąć do instytucji, która ich potępia i odrzuca? - pyta Marcin Wójcik. Tymczasem nie tylko w Niemczech, ale również we Francji i Irlandii Kościół staje się coraz bardziej otwarty.

Małżeństwo bez seksu

Jak mówi Marcin Wójcik, "polskie organizacje przykościelne" starają się być nie tyle świętsze od papieża, co nawet ponad nim. - Moim zdaniem Kościół w Polsce ma teraz większe, dogłębne problemy, i na tym powinien się skupić. W ciągu ostatnich dwóch lat dwa miliony ludzi przestało chodzić na msze. Na tym bym się skupił i nad tym zastanowił - mówi Wójcik.

Jego zdaniem najstarsza instytucja w naszym kręgu kulturowym, która przetrwała do dziś skupiła się za bardzo na literze własnego prawa, aniżeli na Ewangelii. Wskazuje jednak, że jeśli rozwodnikowi bardzo zależy, to nawet w Polsce nie zawsze wyklucza się jego pełne uczestnictwo w mszy. Mowa o białych małżeństwach, czyli rozwodnikach, którzy wstępują w nowy związek i mają prawo przystępować do komunii, w zamian za wyrzeczenie się aktywności seksualnej. Zazwyczaj występuje wśród starszych ludzi, którzy nie mają już takich potrzeb seksualnych jak wcześniej. – To jest kwestia do ustalenia między spowiednikiem, a wiernym. Każdemu przyglądam się z osobna, każdy ma inne motywacje. Jeśli z jakichś powodów wierny nie może zawrzeć formalnego związku, to może poczynić wobec spowiednika pewne zobowiązania, a ten ma prawo dopuścić go do komunii – tak tłumaczy to ksiądz Grzegorz Kudlak.

Zdarza się tak, że w małych miejscowościach, gdzie wszyscy się znają, małżeństwa rozwodników ustalają z proboszczem, że na msze będą chodzić do innej parafii - po to, by nie wywoływać niepotrzebnych kontrowersji. To swego rodzaju tajemnica między księdzem i parą. Nie jest to sytuacja idealna, ale niewątpliwie lepsza od biurokratycznego podejścia, które mówi, że prawo jest prawem i basta. - Wiem, że istnieje taka możliwość, ale uważam, że seks w miłości jest ważny, ja po prostu go potrzebuję. Mój partner również. Poza tym nie wydaje mi się, żebym robiła coś złego względem Boga. Żyję najlepiej jak potrafię - mówi Magda.

Kiedyś zmieniało się wiarę na ewangelicyzm, żeby się rozwieść, a później wrócić na łono kościoła katolickiego

Rozwód niemal zawsze jest tragedią i traumą, przez psychologów porównywaną do tej, która powstaje po śmierci współmałżonka. Marginesem są osoby, które biorą ślub z założeniem, że najwyżej się rozwiodą. Ale skoro ustalono już, że rozwodnik po spowiedzi może komunię przyjmować, to czy ułożenie sobie życia na nowo, po – często nieodwracalnej – traumie powinien go z przyjmowania tego sakramentu wykluczać? Tak myślą ci, którzy podpisali petycję. – Małżeństwo to odpowiedzialność – tłumaczy Radosław Pazura, który firmuje petycję swoim wizerunkiem.

I trudno się z nim nie zgodzić. Niestety prawdą jest, że małżeństwo Magdy nie rozpadło się z woli obu stron. I zaryzykowałabym stwierdzenie, że takich sytuacji jest znakomita większość. Kościół jednak w powody rozstania nie wnika. - Z wyznania wiary wynika, że Kościół jest "powszechny", czyli - jak mi się zdaje - dla ludzi. A ludzie dziś żyją w świecie, który zmienił się od rewolucji kulturalnej w 1968 roku i rozwody nie są dla nich niczym złym. Lepsze to, niż hipokryzja tzw. rozwodu po polsku, który się przed wojną praktykowało, a który polegał na tym, że się zmieniało wiarę na ewangelicyzm po to, żeby przeprowadzić rozwód, by później wrócić na łono kościoła Katolickiego – tłumaczy mi znajomy katolik.

I choć polski Kościół chciałby, żeby każda rozwódka zakładała czarną woalkę, a rozwodnik koronę cierniową, to rozpoczęcie życia na nowo jest sprawą naturalną. Furtką dla tych, dla których komunia jest istotna, jest unieważnienie małżeństwa. - To rozwiązanie nie tylko dla tych, których współmałżonek choruje psychicznie albo utaił ważną prawdę o sobie. Czasem wystarczy brak dojrzałości emocjonalnej jednego z partnerów czy udowodnienie, że decyzja o ślubie była podjęta pochopnie - mówi mi jeden z redaktorów katolickiego czasopisma.

Pogarda dla słabszych w miejsce miłowania bliźniego

Polski Kościół wymaga zmiany - to nie ulega wątpliwości. Ale to nie on naciska na odbieranie praw swoim wiernym - to świeccy katolicy próbują innym narzucić pewien sposób postępowania. Niektórzy z nich mają poczucie wyższości - chyba wydaje im się, że ze względu na brak statusu rozwodnika, są nieskazitelni. Dla słabszych w Kościele nie ma miejsca. To oni chcieliby petycją Polonia Semper Fidelis wymusić na polskim Kościele potwierdzenie twardego stanowiska w sprawie komunii dla rozwodników w nowych związkach. Prawo kościelne (jeszcze) nie jest prawem państwowym. Nic im nie grozi, więc nie działają w swojej obronie. Stoi za tym tylko duma z własnej siły i pogarda dla słabości innych. Co nijak się nie ma do nauki Kościoła i "miłowania bliźniego jak siebie samego".
To podobno najważniejsze przykazanie. I choć rozumiem, że rodzina i ojczyzna są dla podpisujących petycję ważne, to tkwienie w rodzinie wyłącznie w imię kościelnych zasad, a nie miłości i szacunku, niszczy ją chyba bardziej niż rozwód. Taka osoba jest przecież skrajnie nieszczęśliwa, a co za tym idzie - unieszczęśliwia innych. Natomiast argumentu o ojczyźnie nie przyjmuję w ogóle - dla dobra Ojczyzny płaćmy podatki i pomagajmy sobie nawzajem, ale nie zakazujmy innym życia w zgodzie ze sobą.

Poza tym szkoda, że żadna petycja w sprawie nieudzielania komunii mordercom, gwałcicielom i pedofilom jakoś nigdy nie powstała.