„Pretty Woman” kończy 25 lat. Dlaczego wciąż wierzymy w tę bajkę?
Historia młodziutkiej Julii Roberts, która na ekranie z panienki lekkich obyczajów przeobraża się w ukochaną przystojnego bogacza Richarda Gere'a to opowieść o Kopciuszku, która od 25 lat nie chce się zestarzeć.
Historia młodziutkiej Julii Roberts, która na ekranie z panienki lekkich obyczajów przeobraża się w ukochaną przystojnego bogacza Richarda Gere'a to opowieść o Kopciuszku, która od 25 lat nie chce się zestarzeć.
Tydzień temu na planie amerykańskiego programu „Today” świętowano 25-lecie kultowego filmu „Pretty Woman”. Aktorzy Julia Roberts, Richard Gere, Hector Elizondo, Laura San Giacomo i reżyser Garry Marshall spotkali się w studio, żeby porozmawiać o jednej z najbardziej kultowych komedii romantycznych wszechczasów, której fabuła do złudzenia przypomina baśniowego „Kopciuszka”.
Dlaczego mało prawdopodobna opowieść o prostytutce, która uwodzi biznesmena, wciąż wzrusza? „Pretty Woman” ma w sobie wszystko, co każe nam tęsknić do niewinnych i naiwnych lat 90. – do Ameryki czasów optymizmu, rozwoju i sukcesu, do Polski – czasów ambicji, karier i transformacji. Vivian, której Edward kupuje coraz to nowe ubrania, nosi welurowe kreacje w kolorze szminki, sukienki w groszki (nawet Magda M. miała podobne, prawda?), albo perfekcyjne „małe czarne” z aksamitką (taką sukienkę każda z nas chciała mieć w podstawówce). Do pracy zakłada lakierowane kozaki do połowy uda, o których również skrycie marzymy.
Jednak powrót słodkiej, choć przyprawionej grungem, mody lat 90. to nie wszystko. Która z nas nie marzy o czasach, w których chodziło się na wyścigi konne, oglądało opery i jadło kolacje w ekskluzywnych restauracjach? I co najważniejsze, która z nas nie tęskni za mężczyzną z prawdziwego zdarzenia – odpowiedzialnym, pewnym siebie i dojrzałym? Richard Gere z „Pretty Woman” nie ma nic wspólnego z neurotycznymi hipsterami, którzy zaludniają komedie romantyczne AD 2015. Edward Lewis wie, czego chce: kobiety i kariery. Nie waha się, nie zwleka z wyznaniem uczuć i jest stuprocentowym dżentelmenem. Nie tworzy z Vivian partnerskiego związku. Jest starszy, zarabia więcej i chce, żeby należała tylko do niego.
Cokolwiek by nie powiedzieć o Julii-Kopciuszku-Vivian, do feministek się nie zalicza. Oczywiście, potrafi znaleźć wyjście z niemal każdej sytuacji, jednak z największych tarapatów ratuje ją mężczyzna. To on oferuje jej nowe życie, to on uczy ją „jak się zachować” oraz pokazuje jej świat. Dzisiaj poprawne politycznie filmy rzadko pokazują nam związki oparte na tak drastycznych dysproporcjach: klasowych, majątkowych i zawodowych. A jednak, tak jak od setek lat uwielbiamy bajki o księżniczkach, tak od ćwierć wieku płaczemy na filmie o prostytutce i biznesmenie. Wzrusza nas mądry, silny i samodzielny mężczyzna, którego my kobiety uczymy uczuć. Ale mało to genderowe, prawda?