Tak oszukują nas producenci żywności
Lubisz kalmary krojone w krążki? Uważaj, bo być może twój przysmak nie ma nic wspólnego z owocami morza. Okazuje się, że producenci często chcą zaoszczędzić, krojąc w ten sposób… świńskie odbytnice.
18.11.2013 | aktual.: 18.11.2013 15:56
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Lubisz kalmary krojone w krążki? Uważaj, bo być może twój przysmak nie ma nic wspólnego z owocami morza. Okazuje się, że producenci często chcą zaoszczędzić, krojąc w ten sposób… świńskie odbytnice. Co gorsza, kontrolowanie takiej podejrzanej żywności jest bardzo utrodnione. Komisja Europejska ostrzega, że w branży spożywczej przybywa oszustów. Proceder ciężko wykryć, kary są za niskie, za to chęć zarobienia na nieświadomych klientach coraz większa.
Sprawę nagłośniła niemiecka europosłanka Esther de Lange w rozmowie z redakcją „Spiegla”. – Handel przygląda się kalmarom. Są obecnie na 9. miejscu wśród najczęściej podrabianych produktów – stwierdziła.
Europosłanka przedstawiła na forum Parlamentu Europejskiego raport z ramienia komisji ochrony środowiska, zdrowia publicznego i bezpieczeństwa produktów spożywczych. Dokument zawiera ostrzeżenie przed nasilającymi się oszustwami na rynku spożywczym. Choć nie potwierdzono jeszcze doniesień na temat podrobionych "kalmarów", to warto zwrócić uwagę na fakt, że nawet handlowcy są zainteresowani sprawą. Wydaje się bowiem, że oszukiwani są nie tylko konsumenci, ale również sam handel.
Gigantyczny przekręt
Oszukane „kalmary” to tylko wierzchołek góry lodowej. Na liście najczęściej fałszowanych produktów znajdują się też: oliwa z oliwek, ryby, produkty ekologiczne, mleko, zboża, miód, syrop klonowy, kawa, herbata, przyprawy, wino i soki owocowe.
Podrabia się zarówno rzeczy codziennego użytku, jak i dobra luksusowe. Inspekcja Handlowa przeprowadziła jakiś czas temu badania, z których wynika, że aż 1/3 żywności z tzw. wyższej półki może mieć inny skład niż deklarowany na opakowaniach. Przykładowo pasztet z dzika był tak naprawdę z drobiu, a makaron czterojajeczny zawierał 1,5 jajka na kilogram mąki.
Równie często podrabiane są produkty, które kupujemy na co dzień. Legendarne jest już wypełnianie wędlin wodą, azotanami solanki, żelatyną, białkiem sojowym, konserwantami, itp. Zwykle szynki znajdujące się na sklepowych półkach mają niewiele wspólnego z prawdziwym mięsem. Powinni na nie uważać szczególnie alergicy i osoby cierpiące na nietolerancję glutenu.
W tanich konserwach w ogóle nie ma mięsa, pojawiają się za to mielone odpady poubojowe, żelatyna, pulpa mięsa IV gatunku i masa innych chemicznych substancji.
Masło jest dość drogie w produkcji, często więc dodaje się do niego oleje roślinne. Niestety to, co powstaje, to już mieszanka tłuszczów, a nie oryginalny produkt.
Poza tym konsumenci powinni uważać na piwo z promocji. Często jest to mieszanina alkoholu z wodą z cukrem, z dodatkiem sproszkowanej żółci bydlęcej dla zachowania goryczy. Producenci zwykle sprytnie podrabiają opakowania markowych piw.
Ciężkie do wykrycia
Całkiem niedawno dziennikarze wykryli, że do produktów żywnościowych dodawana była sól przemysłowa zamiast spożywczej. Producenci, nawet takie giganty jak Tesco czy Auchan, nie mieli pojęcia o tym, że sprowadzają trefny towar. Sprawa została nagłośniona na całą Polskę.
Tak samo było kilka lat temu z wędlinami i mięsem sprzedawanym w supermarketach. Okazało się, że pracownicy fundują im „drugie życie”, faszerując saletrą potasową i zmywając pleśń. Również wtedy wybuchła wielka afera, która zmusiła sprzedawców do większej dbałości o świeżość produktów.
Skoro zatem wszyscy interesują się sprawą, to dlaczego na półkach sklepowych wciąż pełno jest podejrzanej żywności? Okazuje się, że łańcuch obrotu produktami spożywczymi nie wymaga rejestracji handlowców czy pośredników. W efekcie nikt naprawdę nie wie, jakie firmy i ile z nich działa na naszym rynku.
Kto ma to wszystko kontrolować? Tego też nie wiadomo. Co prawda odpowiednie przepisy tworzone są w Brukseli, ale kontrola ich wdrożenia odbywa się w krajach UE, nie ma więc mowy o żadnym ogólnoeuropejskim nadzorze.
- Oszukana żywność nie stanowi zagrożenia dla zdrowia, ale podważa zaufanie konsumenta – zaznacza Esther de Lange. – Problem w tym, że ustawodawstwo w Europie jest tak rozdrobnione, iż pozostaje dość miejsca na oszustwa w produkcji żywności.
Winny kryzys?
Producenci żywności często żerują na tym, że jakości towarów nie da się sprawdzić, a urzędnicy nie mają na to czasu. Konsument natomiast nie ma szans na odróżnienie produktów ekologicznych od GMO czy makaronu czterojajecznego od dwujajecznego.
Specjaliści są zdania, że za fatalną sytuację na rynku produktów żywnościowych w dużej mierze odpowiada kryzys. Producenci próbują jak najbardziej ciąć koszty, zastępując drogie składniki ich wybrakowanymi odpowiednikami i dodając do jedzenia chemikalia poprawiające ich wygląd i wydłużające datę ważności.
Z kolei jednostki administracyjne, które powinny kontrolować jakość towarów, nie mają dostatecznej liczby pracowników, żeby przebadać cały rynek. W łańcuchu produkcji istnieje mnóstwo luk, które dopuszczają fałszowanie produktów.
Jedyną pociechą może być fakt, że większość tych oszustw nie stanowi niebezpieczeństwa dla naszego zdrowia. Jednak i tutaj pojawiają się wyjątki. Kontrolerzy żywności znajdowali już bowiem na przykład metanol w napojach alkoholowych, czego przykładem jest słynna afera z Czech.
Jedyną szansą na to, żeby konsumenci nie musieli się bać tego, co jedzą, jest wprowadzenie bardziej restrykcyjnych przepisów. Na zmianę w zachowaniu producentów nie ma bowiem co liczyć.
Tekst: Sylwia Rost
(sr/mtr), kobieta.wp.pl