Żłobki znów na tapecie
Polskie dzieci są zaniedbywane. Spędzają większość dnia w żłobkach, a powinny przecież przebywać z rodzicami. No dobra, głównie z mamami. Tymczasem siedzą z obcymi osobami po 8-10 godzin dziennie, podczas gdy rodzice – no dobra, mamy – robią ich kosztem karierę. Gorzej niż u nas jest tylko w Portugalii.
15.12.2014 16:23
Polskie dzieci są zaniedbywane. Spędzają większość dnia w żłobkach, a powinny przecież przebywać z rodzicami. No dobra, głównie z mamami. Tymczasem siedzą z obcymi osobami po 8-10 godzin dziennie, podczas gdy rodzice – no dobra, mamy – robią ich kosztem karierę. Gorzej niż u nas jest tylko w Portugalii.
Takie wieści obiegły ostatnio media. Wszystko to wynik opublikowanego przez „Dziennik Gazetę Prawną” raportu organizacji Eurydice, która zajmuje się analizą systemów edukacyjnych w Europie. Okazuje się, że nasze maluchy siedzą w żłobkach średnio 39 godzin tygodniowo. I to są rzeczywiście straszne dane.
Dziwi mnie tylko jedna rzecz. Czy ktoś sprawdził, ile polskich dzieci męczy się w żłobkach? Bo z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że ta instytucja to miejsce dla szczęściarzy. Dostanie się do państwowego żłobka graniczy z niemożliwością. Nie znam nikogo, kto by z tej instytucji skorzystał, to takie rodzicielskie El Dorado. Miejsc mało, kolejki koszmarne, prawdopodobieństwo dostania się - malutkie.
Czemu to okropne miejsce, nazywane „przechowalnią” dla dzieci, jest obiektem marzeń wielu rodziców, a właściwie głównie matek?
Bo to ich jedyna szansa na powrót do pracy. Nie mówimy tu o pracy upragnionej, wymarzonej, pełnej wyzwań, pozwalającej pokonywać kolejne szczeble kariery, spełniać się zawodowo. Mówię tu o jakiejkolwiek pracy. O miejscu do zarabiania pieniędzy, które pozwoli dorzucić się do domowego budżetu, który przy jednej tylko pensji miesięcznie często nie wystarcza na podstawowe wydatki.
Dla wielu matek żłobek to upragniona nagroda. Bo miejsce w żłobku to towar reglamentowany. Dostanie się do takiej instytucji jest jeszcze trudniejsze niż do państwowego przedszkola. Wiem, bo próbowałam.
Zapisałam syna jak miał około 7 miesięcy. Po kilku miesiącach zaczęłam się dopytywać, dowiedziałam się, że jak coś się zwolni, to zadzwonią. Czas mijał, ja płaciłam opiekunce, kasa topniała, w końcu udało się znaleźć miejsce w żłobku prywatnym. A to też nie zawsze jest proste.
Jest jeszcze jeden problem. Z jednej strony suszy nam się głowę, że za często zostawiamy dzieci z innymi i pędzimy za kasą. A z drugiej obrywamy, bo jednak próbujemy wyhamować i rodzicielskie obowiązki spełniać.
Bo są tacy pracodawcy, którzy na hasło „mama małych dzieci” dostają alergii, wywracają oczami, rzucają uwagi, jak to takim pracownikom trudno coś powierzyć, bo ciągle ich nie ma, bo zwolnienia lekarskie, bo grypy, przeziębienia, jasełka, Dzień Matki i tym podobne nieobecności.
A teraz jeszcze wali się nam po oczach raportem, który przedstawia los około 4-5 procent maluchów z Polski, bo reszta o żłobku nigdy nie usłyszy.
Najgorsze jest to, że na skutek problemów z dostaniem się do takich instytucji jak żłobek czy przedszkole sami rodzice często zaniżają swoje oczekiwania wobec takich placówek i cieszą się z tego, że w ogóle udało się ich dziecko gdzieś zapisać. Właśnie dlatego często postrzegane są jako przechowalnie dzieci, a nie miejsca, które mogą im pomóc się rozwinąć twórczo, nauczyć czegoś czy po prostu ciekawie spędzić czas.
Pewnie fajnie byłoby czasami powybrzydzać, pokręcić nosem i poprzebierać w ofertach, ale rodzice wiedzą, że na miejsce ich malucha czeka zawsze kilku chętnych, więc człowiek często odpuszcza. Bo brakuje mu opcji.
Zanim zagryzą mnie tutaj mamy idealne, które opiszą swój bajeczny czas spędzony z dzieckiem w domu, dodam tylko, że wiele mam pracujących pewnie chętnie podzieliłaby ten los, ale nie mają takiej możliwości.
Dlatego tego typu raporty działają na mnie jak płachta na byka. To nie tak, że mamy bez serca z przyjemnością oddają swoje pociechy obcym pod opiekę. One po prostu nie mają innej alternatywy. Chciałabym doczekać europejskiego raportu na ten temat. Obawiam się, że na tym polu to i Portugalia może nas wyprzedzić.
(ma)/(kg), kobieta.wp.pl