Na świecie już się zaczęło. Oto jak AI niszczy relacje z innymi ludźmi
- Ludzie posiadają pewne właściwości, których nie mają roboty, ale być może to, co w człowieku wyjątkowe i najbardziej ludzkie, przestaje nam się jawić jako szczególnie atrakcyjne - mówi dr hab. Maciej Musiał.
Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski: Mężczyzna bierze ślub z robotem - tego typu sensacje co jakiś czas pojawiają się w mediach. Zjawisko nawiązywania więzi z technologicznym tworem wydaje się jednak dużo bardziej powszechne. Sieć World przeprowadziła ankietę na temat aplikacji randkowych na ponad 90 tys. respondentów z całego świata. Wynika z niej, że co czwarta osoba flirtuje z botem.
Dr hab. Maciej Musiał, profesor w Zakładzie Filozofii Kultury na Wydziale Filozoficznym Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autor książki "Enchanting Robots: Intimacy, Magic and Technology": Warto zauważyć, że zjawisko polegające na nadawaniu artefaktom technicznym cech ludzkich i nawiązywania z nimi więzi nie jest nowe. Już w latach 60. informatyk Joseph Weizenbaum stworzył czatbota ELIZA, którego użytkownicy twierdzili, że doświadczyli z nim głębokiej rozmowy porównywalnej do konwersacji z najlepszym przyjacielem. Dzisiejsze czatboty i roboty są znacznie bardziej zaawansowane, ale mechanizm pozostał ten sam – animizujemy i antropomorfizujemy nieożywione przedmioty, przypisując im właściwości takie jak uczucia i intencje.
Teraz technologia jest jednak na zupełnie innym poziomie. Cały czas towarzyszą nam asystenci głosowi, inteligentne oprogramowania, czatboty, z którymi rozmawiamy na każdy możliwy temat. Istne szaleństwo!
Z pewnością rozwój techniki przynosi wiele nowych okoliczności, ale akurat tendencja do animizowania i antropomorfizowania nieożywionych przedmiotów jest zjawiskiem, które towarzyszy ludziom od bardzo dawna i jest, w pewnym sensie tego słowa, naturalne. Świetnie ilustrują to badania psychologii rozwojowej dotyczące dzieci oraz analizy antropologii kulturowej dotyczące tzw. społeczności pierwotnych. Obie te grupy przejawiają tendencję do animizowania i antropomorfizowania rozmaitych obiektów: od zabawek i mebli w przypadku dzieci do strumyków i kamieni w przypadku społeczności pierwotnych.
Wynika to z faktu, że nasze mózgi posiadają właściwość reagowania na pozór życia jak na życie. Ta właściwość ukształtowała się jako ewolucyjny mechanizm adaptacyjny przez tysiące lat, gdy nasi przodkowie żyli na sawannie – fundamentalnie korzystniej było wówczas np. zobaczyć drapieżnika tam, gdzie go nie było, niż przeoczyć jego faktyczną obecność. Skoro zatem ludzie "od zawsze" przejawiają tendencję do animizowania i antropomorfizowania przedmiotów, to w zasadzie nie ma niczego zaskakującego w tym, że przejawiają ją również w stosunku do artefaktów technicznych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jeżowska przyznaje: "Lubię flirtować, ale zapomniałam, jak się to robi"
Chcemy dostrzegać to, co ludzkie w każdym aspekcie. A maszyny zaprojektowane są tak, aby nam to ułatwić.
Niekoniecznie jest to kwestia chcenia, ale mechanizmów, które są w pewnej mierze niezależne od naszej woli i świadomości. Dobrze ilustruje to badanie, w którym pokazywano ludziom robota symulującego cierpienie. Choć informowano, że robot niczego nie czuje, bo nie ma wrażliwości na ból ani świadomości, to mózgi badanych osób (skanowane za pomocą rezonansu magnetycznego) uruchamiały obszary odpowiedzialne za empatię. Mechanizmy animizacji i antropomorfizacji są w nas zatem w pewnym sensie zaprogramowane i nie mamy nad nimi pełnej kontroli.
Niektórzy idą jednak o krok dalej. Nie tylko odczuwają empatię, ale zaczynają darzyć robota lub czatbota uczuciem. Choć rozumiem już mechanizm działania, nie jestem w stanie pojąć jednak powodu.
Wydaje się, że wynika to w znacznej mierze z faktu, iż współcześnie mamy coraz większe oczekiwania wobec relacji, co sprawia, że coraz trudniej znaleźć osobę, która z jednej strony będzie spełniała nasze oczekiwania, a z drugiej strony będzie posiadała oczekiwania, które my potrafimy i chcemy zaspokoić. Dla przykładu chcemy częstych, intensywnych i łatwo dostępnych pozytywnych przeżyć. Ludzie czasami nam ich dostarczają, ale niekiedy jest wręcz przeciwnie. Natomiast robot będzie nam ich dostarczał cały czas. Nigdy nie rozboli go głowa, nie będzie w złym nastroju.
Robot oferuje nam również uwagę, atencję, które są dziś niezwykle pożądane, a zarazem deficytowe: robot zawsze znajdzie czas, by nas wysłuchać i nie będzie wówczas zerkał na ekran smartfona. Oczywiście ludzie posiadają pewne właściwości, których nie posiadają roboty, ale być może to, co w człowieku wyjątkowe i najbardziej ludzkie, przestaje nam się jawić jako szczególnie atrakcyjne – być może nasze oczekiwania kształtują się w taki sposób, że efektywniej zaspokajają je roboty niż ludzie.
Przerażające.
Dodajmy, że zastępowanie ludzi przedmiotami w ramach bliskich i zażyłych relacji nie wymaga wcale zaawansowanej techniki. Bardzo dobrze obrazuje to film dokumentalny "Guys and Dolls" z 2007 roku. Opowiada on o mężczyznach, którzy żyją w związkach z lalkami, twierdząc, że wolą lalki niż ludzi. Jeden z nich posiada kilka lalek, a jednocześnie pozostaje w związku z żywą osobą. Kiedy kobieta dowiaduje się o lalkach, stawia mężczyznę przed wyborem: albo ona, albo lalki. Dylemat zostaje rozstrzygnięty na korzyść lalek, a ich właściciel stwierdza, że gdyby kobieta była tą jedyną, to zaakceptowałaby sytuację. Być może mamy tu po prostu do czynienia ze zjawiskiem, które jest i pozostanie marginalne, a być może jest ono zwiastunem nowej normy.
To chyba najbardziej mroczna wersja przyszłości.
Warto zauważyć, że ta przyszłość jest w pewnej mierze teraźniejszością. Już teraz powszechne są zjawiska, które stanowią przejaw preferowania relacji z techniką zamiast relacji z ludźmi. Na przykład według badań wielu ludzi częściej patrzy w ekrany swoich smartfonów niż na twarze najbliższych im osób. W pewnym więc sensie technika już stała się dla nas ważniejsza niż drugi człowiek.
Nagle okazuje się, że czatbot wie o moim życiu więcej niż partner czy najlepszy przyjaciel. Pytanie – jakie będą tego konsekwencje?
To zależy kogo zapytać. Nawiązywanie bliskich więzi z techniką ma zarówno wielu przeciwników, jak i zwolenników. Ci drudzy uważają, że roboty mogą być przydatne dla osób, które są samotne, ale nie z własnego wyboru, oferując im pewien rodzaj kontaktu i bliskości. Poza tym taka relacja mogłaby być swoistą terapią i treningiem kompetencji komunikacyjnych, dzięki którym osoba, która na przykład do tej pory była bardzo nieśmiała, nabiera odwagi, by nawiązać więź z inną osobą.
Najbardziej radykalni zwolennicy relacji z robotami podkreślają natomiast, że jeśli będziemy woleli relacje z robotami zamiast relacji z ludźmi, to znaczy to po prostu, że te pierwsze są dla nas bardziej korzystne, a tymi drugimi nie trzeba się przejmować. Jednocześnie starają się zmienić kryteria autentyczności relacji i przekonywać, że – w dużym skrócie i uproszczeniu – to, czy obiekt naszych uczuć naprawdę posiada właściwości takie jak emocje, wolną wolę czy świadomość, jest niemożliwe do ustalenia, a zatem nieważne. W związku z czym, w gruncie rzeczy, liczy się tylko to, co widzimy (w jaki sposób dany obiekt się zachowuje) i co czujemy (w jaki sposób odbieramy dany obiekt).
Co mówią w takim razie przeciwnicy?
Przede wszystkim zwracają uwagę na fakt, że relacje z robotami, czatbotami i innymi nieożywionymi przedmiotami są nieautentyczne, ponieważ obiekty te nie posiadają cech takich jak świadomość, emocje czy wolna wola. Zatem osoba wchodząca w bliską relację z robotem ulega szkodliwej dla niej samej iluzji. Ponadto, przeciwnicy bliskich więzi z techniką zwracają uwagę, że technika zniszczy nasze relacje z innymi ludźmi. Po pierwsze obawiają się, że jeśli zaczniemy traktować roboty jak ludzi, to ludzi zaczniemy traktować jak roboty, w pewnej mierze analogicznie do osób, które przenoszą przemocowe scenariusze z gier komputerowych lub pornografii do realnego świata.
Po drugie prognozują, że oduczymy się nawiązywania relacji międzyludzkich, zatracimy zdolność porozumienia się z drugim człowiekiem. Również w tym przypadku mamy do czynienia z procesami, które już w pewnej mierze zachodzą: istnieją badania, które sygnalizują, że nastolatkowie potrafią porozumiewać się z rówieśnikami za pomocą komunikatorów, ale nie radzą sobie z rozmową twarzą w twarz.
Rozmawiała Agnieszka Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski