Żyje w mieszkaniu użyczonym. Płaci 300 zł miesięcznie

Olga zaszła w ciążę jeszcze w domu dziecka. Po wyjściu z placówki nie mogła liczyć na matkę, z którą nie miała kontaktu. Jak wielu innych wychowanków, zamieszkała w mieszkaniu użyczonym. - Początki były dla mnie straszne: było tak pusto i cicho... Nie byłam do tego przyzwyczajona - opowiada. W takim samym mieszkaniu żyje też Klara.

Klara w mieszkaniu użyczonym Olga w swoim mieszkaniu użyczonym
Źródło zdjęć: © WP

Siedmiopiętrowy blok na warszawskiej Woli, usytuowany w pobliżu miejscowego domu pomocy społecznej, przedszkola i sporego parku, góruje nad otaczającą go znacznie niższą zabudową. Jako jedyny w najbliższej okolicy najwidoczniej od lat nie był odnawiany, wyróżniając się na tle pomalowanych na żółto i bladoróżowo osiedlowych budynków.

Na piętro, gdzie od niespełna roku mieszka 19-letnia Olga*, wchodzi się przez brudną, pomazaną klatkę schodową. Gdy czekam pod jej mieszkaniem, mój wzrok przyciągają torby z ubraniami i karton z czymś, co przypomina sztuczną choinkę, ustawione pod drzwiami sąsiada.

Rafał Zawierucha o swoim dzieciństwie. Jego rodzice założyli rodzinny dom dziecka.

W chwili, gdy rozmawiamy, Olga jest jedną z ponad 50 wychowanków warszawskich domów dziecka, którzy mieszkają w mieszkaniach użyczonych. W sumie miasto dysponuje 23 takimi lokalami. To 20- lub 30-kilkumetrowe mieszkania, w których mogą zamieszkać wychowankowie pieczy zastępczej po jej opuszczeniu. W lokalach mieszkają zwykle po dwie osoby i są objęte wsparciem Warszawskiego Centrum Pomocy Rodzinie.

- Standardowo wychowankowie zatrzymują się w mieszkaniach użyczonych na 18 miesięcy, ale bywa, że mieszkają w nich dwa lub trzy lata, dopóki dostaną mieszkanie socjalne - mówi Wirtualnej Polsce Agnieszka Oracz-Zawistowska, zastępczyni dyrektora WCPR. - Celem jest przygotowanie do samodzielnego zamieszkania poza systemem pieczy. Chcemy też w ten sposób ograniczyć ich powroty do domów rodzinnych.

Dla niektórych taki powrót wiąże się bowiem z zamieszkaniem w środowisku patologicznym, bez wsparcia i perspektyw. Są też i tacy, którzy po prostu nie mają gdzie wrócić.

Dom dziecka lepszy niż rodzinny

- Gdy miałam dziewięć lat, mama uciekła do partnera i już do nas nie wróciła. Ja i moi dwaj mali bracia zostaliśmy pod opieką dziadka. Miał wtedy dwie prace i nie było szans, aby mógł się nami zaopiekować. Musiał zadzwonić po opiekę społeczną - wyjaśnia Olga, niespokojnie kręcąc się na krześle.

To drobna brunetka z dyskretnymi tatuażami i oczami mocno pociągniętymi czarnym eyelinerem. Włosy ma gładko zaczesane do tyłu, a długie paznokcie pomalowane jasnym lakierem. Mówi miękkim, delikatnym głosem, który zmienia się, gdy opowiada o biologicznej mamie.

Mówi o niej "moja rzekoma matka". Do dziś nie utrzymują kontaktu. Ojca nie zna. Po latach dowiedziała się, że bił mamę. Definitywnie rozstali się, gdy przyłapała go na zdradzie w ich własnym mieszkaniu. Z domu pamięta biedę i zagubioną matkę, szukającą pocieszenia w ramionach nieodpowiednich partnerów. Rodzinę utrzymywał dziadek.

- O tym, że wraz z braćmi trafię do domu dziecka, dowiedziałam się, gdy byłam w szpitalu ze względu na padaczkę. Chłopcy siedzieli już w samochodzie, kiedy ja żegnałam się z dziadkiem. Płakałam, ale wiedziałam, że nie ma innego wyjścia - opowiada Olga.

W domu dziecka rodzeństwo dostało osobny pokój. Dziewięcioletnia Olga usłyszała od wychowawców, że przecież jest dzieckiem i nie musi zajmować się małymi braćmi. To była dla niej nowość, bo w domu rodzinnym notorycznie przewijała i karmiła chłopców. Z własnej woli, by pomóc matce.

- Te dziewięć lat w domu dziecka wspominam bardzo dobrze. To był mój prawdziwy dom. Nigdy się go nie wstydziłam. Znajdował się naprzeciwko mojej szkoły, więc wszyscy wiedzieli, gdzie mieszkam. Miałam lepiej niż niejedno dziecko mieszkające z rodzicami - mówi, uśmiechając się lekko.

Przyznaje jednak, że sprawiała problemy wychowawcze. Wsparciem był dla niej dziadek, który przyjeżdżał co weekend i spełniał dziecięce zachcianki. Trwało to krótko: zmarł po niecałych dwóch latach. Na pomoc mamy nie miała co liczyć. Przez dziewięć lat w domu dziecka nigdy po nią nie wróciła.

- Raz zadzwoniła i powiedziała, że postara się nas odzyskać. I tyle. W moich oczach zrezygnowała z nas z dniem, kiedy uciekła z domu do partnera. Po prostu się poddała - Olga zaciska usta. - Teraz jest dla mnie obcą osobą. Nic do niej nie czuję i nie chcę mieć z nią kontaktu.

"Początki w tym mieszkaniu były dla mnie straszne"

W wieku 18 lat Olga poznała chłopaka. Dawid był jej równolatkiem. W przeszłości stracił rodziców, przez krótki czas mieszkał w domu dziecka. Poznali się na jednej z plenerowych imprez. Zwróciła na niego uwagę, bo zarzucił jej na ramiona swoją kurtkę, gdy zrobiło się chłodno.

Ich relacja nie trwała długo, gdy Olga odkryła, że jest w ciąży. Nadal mieszkała w domu dziecka. Mimo wsparcia wychowawców z kolejnych miesięcy pamięta głównie lęk o przyszłość. Jak poradzi sobie z niemowlęciem bez pomocy rodziny? Gdzie pójdzie? Z czego będzie żyć?

Ciąża przebiegała książkowo do siódmego miesiąca. Na początku maja Olga dostała krwotoku. Maja urodziła się jako wcześniak dwa miesiące przed terminem. Niedługo po narodzinach związek Olgi z Dawidem się rozpadł. Gdy pytam o szczegóły, zawstydza się i odwraca głowę, choć wcześniej nie spuszczała ze mnie oczu. Długo krąży wokół tematu, zanim wyjawia, że go zdradziła.

- Wróciłam z córką do domu dziecka. Zajęłyśmy osobny pokój. Początkowo jakoś dzieliliśmy się z Dawidem opieką: zajmował się nią w weekendy, bo ja wtedy uczyłam się w szkole branżowej na fryzjerkę i dorabiałam sobie, sprzątając. W pracy poznałam mężczyznę… no i stało się - opowiada.

Wtedy też dostała wiadomość od matki. Ta za pośrednictwem krewnej przekazała, że gratuluje Oldze córki i że jeśli chce, mogłyby się spotkać. Olga odmówiła. - Nie widzę tej kobiety w swoim życiu. Gdyby naprawdę chciała się spotkać, zrobiłaby to dawno temu - ucina.

Po urodzeniu dziecka czuła, że czas na kolejny krok w stronę samodzielności. Złożyła dokumenty o mieszkanie użyczone. Po kilku miesiącach oczekiwania mogła wprowadzić się do odnowionego lokum na warszawskiej Woli. Cieszyła się, choć długo nie mogła przyzwyczaić się do nowej sytuacji.

- Początki w tym mieszkaniu były dla mnie straszne: było tak pusto i cicho... Nie byłam do tego przyzwyczajona. W domu dziecka wciąż ktoś przy mnie był, a tu nagle zamieszkałam sama, tylko z córeczką - mówi, omiatając wzrokiem pokój.

Olga z córeczką w mieszkaniu użyczonym
Olga z córeczką w mieszkaniu użyczonym © WP

To kawalerka z malutką odgrodzoną szybą kuchnią. W pokoju zajęty jest każdy kąt - głównie rzeczami małej Mai: pod ścianą stoją jej łóżeczko i wózek, jest kilka zabawek, suszy się pranie. Na szafie widzę gondolę, a w nią wciśnięte nosidełko. Przy suficie rozwieszone lampki. Wieszał je Dawid, ale Olga żałuje, że go poprosiła, bo zbyt mocny klej sprawił, że teraz nie da się ich odkleić. Odpadają wraz z tynkiem.

Przestrzenią Olgi jest tu głównie toaletka. Na lusterku przykleiła kilka samoprzylepnych karteczek z motywującymi hasłami: "Jestem mądra!", "Jestem cudowną mamą i osobą!", "Jestem super!". - Powtarzam je sobie codziennie - komentuje nieśmiało.

Zapiski Olgi
Zapiski Olgi © WP

Gdy pytam, gdzie by się podziała, gdyby nie pomoc miasta, odpowiada, że prawdopodobnie coś by wynajęła. Ma jednak małe dziecko i zarabia dorywczo 2,5 tys. zł na rękę, więc byłoby to trudne. Poza skromną pensją żyje z 800+ i świadczenia 1200 zł związanego z kontynuacją nauki, wypłacanego przez WCPR. Za mieszkanie użyczone płaci jedynie 300 zł miesięcznie. Nie musi opłacać rachunków.

- Jestem tu od roku. Dobrze mi się mieszka, mam fajnych sąsiadów. Musiałam ich do siebie przekonać, bo wcześniej mieszkało tu dwóch chłopaków, którzy ciągle imprezowali. W końcu ich wyrzucono, a lokal trzeba było odnowić, bo strasznie śmierdziało, wszędzie walały się butelki - opowiada Olga.

- Minusem jest to, że to nie jest w pełni moja przestrzeń. To tylko taki przystanek przed dalszym dorosłym życiem - wzdycha.

Olga w mieszkaniu użyczonym
Olga w mieszkaniu użyczonym © WP

20 osób na jedno miejsce

Przystanek, o który w wielu mniejszych miastach i miasteczkach jest bardzo trudno. Jak podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską Milena Domańska, prezeska Fundacji Mały Duży Człowiek, która wspiera dzieci mieszkające w domach dziecka oraz usamodzielniającą się młodzież, młodzi ludzie muszą zwykle czekać na takie mieszkanie w długich kolejkach.

- Działamy w 10 województwach i np. w łódzkim do takich mieszkań, zwanych powszechnie treningowymi, są ogromne kolejki, czeka nawet 20 osób na jedno miejsce. Nic dziwnego, skoro domów dziecka jest 16, a mieszkań tylko 18. Młody człowiek wychodzi z placówki i nie wie, gdzie się podziać, bo na mieszkanie socjalne musi czekać koło roku, a na treningowe - kilka miesięcy. Wiele osób wraca do rodziny biologicznej lub próbuje przeczekać u znajomych. To bardzo złe posunięcie, bo nie są jeszcze gotowi do samodzielnego życia, wpadają w sidła używek i imprez - opowiada.

- Z jednej strony mieszkań jest za mało, z drugiej - panuje bałagan: nie wiadomo, ile jest takich lokum na terenie Polski, brakuje porozumień między województwami, by kierować dzieciaki tam, gdzie mieszkania są nierozdysponowane. To ogromny problem - dodaje.

Znikąd pomocy

Około 10 km w linii prostej od mieszkania Olgi na warszawskiej Pradze-Południe mieszka 21-letnia Klara*. Dziewczyny się nie znają, choć ich życiowe perypetie mają wiele punktów wspólnych. Do mieszkania użyczonego Klara trafiła ponad dwa lata temu.

Gdy otwiera mi drzwi, czuję mocny zapach przypominający kadzidełka. Atmosfera jest lekko napięta. Klara zaprasza do kuchni i proponuje wodę. Wchodząc do środka, zauważam karteczkę przyklejoną do drzwi. Zapisano na niej podział obowiązków.

- Razem ze mną mieszkają jeszcze dwie dziewczyny. Najmłodsza sporo bałagani. Jestem pedantką i denerwowało mnie, że wciąż sprzątam, a jest bałagan. Stąd te kartki - odpowiada, gdy o nie pytam.

Klara zawiesiła na drzwiach rozpiskę z dyżurami
Klara zawiesiła na drzwiach rozpiskę z dyżurami © WP

Siadamy przy wąskim, przytwierdzonym do ściany stoliku. Klara wyjaśnia, że zamieszkała w tym mieszkaniu jako pierwsza. Po niej wprowadziła się kolejna dziewczyna. Zaprzyjaźniły się. Po czasie dołączyła trzecia.

Zanim Klara zamieszkała na praskim osiedlu, przez cztery lata żyła w domu dziecka. O swojej przeszłości mówi niechętnie, na pytania odpowiada krótkimi zdaniami. Dopytując, dowiaduję się, że choć w jej domu rodzinnym źle się działo, długo nikt nie chciał jej pomóc.

- Tata przez długi czas mojego dzieciństwa przebywał w więzieniu, głównie za oszustwa. Wychodził, wracał do nas, znów trafiał za kartki i tak w kółko. Mama sobie nie radziła, rozstała się z ojcem i miała różnych partnerów. Zaczęła pić, biła mnie i brata, zabierała jedzenie, odcinała ciepłą wodę, wyrzucała nas z domu… - wylicza.

Niecałe dwa lata starszy brat Klary uciekał z domu. W końcu trafił do pogotowia opiekuńczego za handel narkotykami. - Zostałam sama z matką i wtedy cała jej złość skupiła się na mnie - opowiada.

Krzyków i oznak przemocy trudno było nie zauważyć. Ktoś musiał w końcu powiadomić opiekę społeczną, bo Klara, choć była wtedy jeszcze dzieckiem, wspomina, że do domu zaglądali pracownicy socjalni. Najczęściej nie wchodzili do środka - matka Klary udawała, że nikogo nie ma i nie otwierała drzwi.

- Kiedyś nawet poskarżyłam się sąsiadowi, co mama mi robi. Poprosiłam go o pomoc, by gdzieś to zgłosił. Nie zrobił tego. Nie wiem dlaczego, może bał się konsekwencji? - mówi.

13-letnia wówczas Klara czuła, że nie wytrzyma dłużej życia w strachu. W poszukiwaniu pomocy o sytuacji w domu powiedziała w szkole. Następnego dnia do placówki przyjechała policja i psycholog. Zabrali ją na komendę, a z niej trafiła do pogotowia opiekuńczego.

Zaczęła uciekać, wagarować, sięgać po używki. Zmieniła się. Jak przyznaje, do domu dziecka trafiła po trzech miesiącach "ze złą opinią". - Bałam się. Czekało mnie nowe miejsce, inni wychowawcy, nieznajome dzieciaki - opowiada.

Zamieszkała w pokoju z trzema innymi dziewczynami. Było jej ciężko, ale nie tęskniła za domem. - W głębi siebie cieszyłam się, że trafiłam do domu dziecka. Miałam namiastkę normalności i nie musiałam się bać powrotu do domu, drżąc, co tym razem się stanie - wyjaśnia.

W domu dziecka matka odwiedziła ją raz, po roku od zamieszkania. Była pijana. - Wcześniej próbowała dzwonić, ale nie chciałam z nią gadać. Obwiniała mnie o to, że wylądowałam w domu dziecka. Miałam jej za złe to, co mi zrobiła - mówi.

Klara w swoim pokoju w mieszkaniu użyczonym
Klara w swoim pokoju w mieszkaniu użyczonym © WP

"Fantazja jest nieograniczona"

Z czterech lat w placówce Klara wspomina wzloty i upadki: buntowanie się, wizyty u psychologa, trudne relacje z jedną z koleżanek z pokoju i toksyczny związek z chłopakiem, który nią manipulował i bił. W końcu trafił do więzienia za handel narkotykami.

- Z domu dziecka wyszłam w dniu 18. urodzin. Spakowałam się, miałam przyjęcie i czekałam na przyjazd mamy. Lepiej nam się wtedy układało, bo była trzeźwa, skończyła terapię - wspomina.

Uzgodniły, że Klara będzie dokładać się do rachunków. Jeszcze się uczyła i pracowała dorywczo, a z WCPR dostawała 1000 zł świadczenia za naukę. Do rodzinnego budżetu mogła też wnieść pokaźną sumę związaną z uzbieranymi przez lata pieniędzmi z 800+.

- Mama wciąż zwiększała kwotę, którą mam dokładać. W końcu dawałam więcej, niż miałam dla siebie. Czułam się wykorzystywana, wybuchały awantury. Kłóciła się ze mną i swoim partnerem. Miałam już tego dość - wspomina.

W łazience każda z dziewczyn ma swoją szufladę
W łazience każda z dziewczyn ma swoją szufladę © WP

Znów znalazła się w sytuacji przypominającej tę sprzed lat. Chciała uciec, ale nie wiedziała dokąd. W końcu zamieszkała z bratem i jego nową rodziną. Dzięki jego pomocy zatrudniła się jako pomoc dla osób starszych - w weekendy odwiedzała ich w mieszkaniach, wspierała w codziennych czynnościach.

- Mieliśmy mało miejsca. Nie było mnie stać na wynajem, więc zaproponował, żebym złożyła wniosek o mieszkanie użyczone. Udało się już po miesiącu - kiwa głową i dodaje, że nie spodziewała się, że będzie to możliwe tak szybko.

Dzięki temu, że w mieszkaniu użyczonym zatrzymała się jako pierwsza z trzech dziewczyn, mogła sobie wybrać jeden z dwóch pokoi. Zdecydowała się na mniejszy, jednoosobowy. Gdy mnie do niego zaprasza, zwracam uwagę na jego ascetyczny wręcz wystrój: stoi tu tylko łóżko, lustro i jedna szafeczka z kosmetykami. Na parapecie Klara postawiła kilka roślin, a na ścianie zawiesiła obraz i kilka lampek.

Oprowadza mnie też po pokoju koleżanek. Są tu dwa łóżka, duży stół i sporo porozkładanych przedmiotów. Balkon, na którym rozwieszono lampki, wychodzi na plac zabaw.

Klara w pokoju współlokatorek
Klara w pokoju współlokatorek © WP

Dziewczyny płacą za mieszkanie po 250 zł miesięcznie i muszą stosować się do jasno określonych zasad: żadnych zwierząt, nocowania znajomych, imprez ani przychodzenia pod wpływem. Mimo tych ograniczeń Klara przyznaje, że dobrze się jej tu mieszka. Wkrótce jednak czeka ją przeprowadzka - niedaleko, w obrębie tej samej dzielnicy. Otrzymała mieszkanie socjalne. Gdy rozmawiamy, trwa w nim jeszcze remont.

- To tylko jeden pokój z kuchnią, dokładnie 27,7 metra, ale mieszkanie jest ładne, wysokie, z przedpokojem. Muszę je umeblować, ale mam już wyposażenie łazienki - z dumą pokazuje zdjęcia na telefonie. - Na początku pewnie będzie mi ciężko, bo będę całkiem sama - dodaje.

"Wychowankowie domów dziecka wpadają w różne kłopoty"

Teraz może jeszcze liczyć na Magdalenę Węcławiak, specjalistkę pracy z rodziną, która dogląda wychowanków pieczy zastępczej w mieszkaniach użyczonych. Węcławiak ma pod opieką dziewięć mieszkań w trzech warszawskich dzielnicach, w których żyje w sumie 18 osób - w tym dwie mamy z dziećmi. Jedną z nich jest Olga i jej córeczka Maja.

- Klara świetnie sobie radzi, choć oczywiście ma swoje problemy. Gdy zamieszka sama, będzie musiała unikać środowisk, które ciągną ją w dół - mówi.

Węcławiak nawiązuje do nałogu Klary, o którym dziewczyna wspomniała w rozmowie ze mną mimochodem. Zdradziła wtedy między wierszami, że w poprzednim roku zakończyła półroczną terapię uzależnień. Gdy pytam o szczegóły, odpowiada półsłówkami. Z tych urywanych odpowiedzi układam całość.

Narkotyki miała od znajomych. Miękkie i twarde. Jedna ze współlokatorek zauważyła, że coś jest z nią nie tak. Dopytywała. W końcu uzależnienie było już tak zaawansowane, że Klara sama zgłosiła się na odwyk. O swojej sytuacji powiedziała Węcławiak przez telefon.

- Nie zdziwiło mnie to, bo po wielu latach pracy z młodzieżą wiem, że wychowankowie domów dziecka wpadają w różne kłopoty - mówi specjalistka pracy z rodziną i przyznaje, że niektórym trzeba nawet wypowiedzieć umowę wynajmu mieszkania, choć nawet wtedy wychowanek nie pozostaje sam.

- Fantazja jest nieograniczona: bywa, że nadużywają alkoholu, urządzają imprezy, przestają chodzić do szkoły, do pracy, zaczynają się problemy z opłatami za mieszkanie… Jeśli nie pomagają rozmowy i prośby, regulamin jest notorycznie łamany, to nie mamy wyjścia - mówi.

- Raz np. odwiedziłam jednego wychowanka: był pijany, do mieszkania nie dało się wejść przez bałagan. Rozmawialiśmy wielokrotnie, miał się zgłosić na leczenie, ale nic to nie pomogło, w dodatku źle wpływało na jego współlokatora. Rozwiązaliśmy z nim umowę - dodaje.

Takie interwencje zdarzają się jednak sporadycznie. Najczęściej praca Węcławiak z młodzieżą skupia się na wsparciu w codzienności: pomoc w przygotowaniu dokumentów, uzyskaniu ubezpieczenia, opieki medycznej. - Najtrudniejsze jest dla nich gospodarowanie budżetem. Żeby starczyło pieniędzy. Bywa, że pół miesiąca stołują się w restauracjach, a drugie pół głodują - mówi.

Magdalena Węcławiak, specjalistka pracy z rodziną z WCPR
Magdalena Węcławiak, specjalistka pracy z rodziną z WCPR © WP

Olga twierdzi, że nie ma marzeń

Klara przyznaje, że żyje z dnia na dzień. Czeka na przeprowadzkę. Jej głównym planem jest skończenie szkoły i rozpoczęcie studiów. Marzy o pedagogice z resocjalizacją, "bo jako dziecko sama obracała się w nieciekawym środowisku". Na co dzień pracuje w piekarni na dwie zmiany. Stara się nie przesadzać z nadmiarem zajęć, bo jej zdaniem to stres i zbyt dużo pracy sprawiły wcześniej, że popadła w narkomanię.

Olga pracuje, sprzątając biura. W opiece nad dzieckiem wspomaga ją znajoma. Nie za pieniądze, bo Olgi nie byłoby stać, by płacić jej regularnie. W ramach podziękowania stawia koleżance jedzenie. Czeka, aż mała zostanie przyjęta do żłobka.

Olga w mieszkaniu użyczonym
Olga w mieszkaniu użyczonym © WP

Plany ma ambitne: chciałaby wrócić do szkoły branżowej i zaliczyć ostatni semestr, a później iść na studia. Rozważa psychologię, kosmetologię i AWF. Chciałaby zapewnić córce byt, którego nie zapewniła jej własna matka. Gdy pytam ją o marzenia, uśmiecha się i spuszcza wzrok.

- Nie mam żadnych. Trzymam się swoich planów, bo one mają szansę na realizację, ale jeśli miałabym jakieś wskazać, to chciałabym zamieszkać z córką w domu z ogrodem i mieć odpowiedniego partnera, który stworzy z nami rodzinę. Takie proste, życiowe marzenia - mówi.

* Imiona bohaterek zostały zmienione na ich prośbę

Marta Słupska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Zachwyciła w balowej sukni. Co za klasa
Zachwyciła w balowej sukni. Co za klasa
W takiej sukni przyszła na imprezę "M jak miłość". Postawiła na głęboki dekolt
W takiej sukni przyszła na imprezę "M jak miłość". Postawiła na głęboki dekolt
Sąsiad przykleił mu kartkę do okna. Treść wywołała oburzenie
Sąsiad przykleił mu kartkę do okna. Treść wywołała oburzenie
Wiążą wstążkę na torbie. Tak kobiety wysyłają sygnał
Wiążą wstążkę na torbie. Tak kobiety wysyłają sygnał
Uciekły z USA po wygranej Trumpa. Teraz chcą wrócić, bo im zimno
Uciekły z USA po wygranej Trumpa. Teraz chcą wrócić, bo im zimno
Podano jej 21 zastrzyków. Tak Brazylijka wygląda po nieudanej operacji
Podano jej 21 zastrzyków. Tak Brazylijka wygląda po nieudanej operacji
Pokazała, ile dostanie od państwa. Pisarka nie ukrywa oburzenia
Pokazała, ile dostanie od państwa. Pisarka nie ukrywa oburzenia
Jest po rozwodzie. Oto co powiedziała o miłości
Jest po rozwodzie. Oto co powiedziała o miłości
Wiesz, z czego powstaje skóra ekologiczna? Ekspertka alarmuje
Wiesz, z czego powstaje skóra ekologiczna? Ekspertka alarmuje
Pracuje w Kauflandzie. Pokazał, co dostał na święta od pracodawcy
Pracuje w Kauflandzie. Pokazał, co dostał na święta od pracodawcy
Curving niszczy związki. Ofiary długo nie wiedzą, co się dzieje
Curving niszczy związki. Ofiary długo nie wiedzą, co się dzieje
"Nadal dostaję groźby". Krystian wyjawił prawdę o kulisach "ŚOPW"
"Nadal dostaję groźby". Krystian wyjawił prawdę o kulisach "ŚOPW"
MOŻE JESZCZE JEDEN ARTYKUŁ? ZOBACZ CO POLECAMY 🌟