Młodzież w kryzysie bezdomności. "Zawsze przyczyną jest dom"
- Na ulicy jestem od sześciu lat - mówi 23-letni Szymon. Przez ten czas zdążył się dowiedzieć, że kryzys bezdomności wśród młodzieży wygląda inaczej niż powszechnie się uważa. Mają telefony, czyste ubrania. Zdarza się, że pomieszkują u znajomych, ale często śpią w altankach, pustostanach, czy nocnych autobusach. Chociaż oficjalne statystyki mówią, że kryzysu bezdomności doświadcza około 800 młodych ludzi w skali całego kraju, organizacje pozarządowe nie mają wątpliwości. To dane nieaktualne i zdecydowanie zaniżone.
13.11.2022 | aktual.: 13.11.2022 14:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Październikowe popołudnie. Przyjeżdżam do Domu dla Młodzieży doświadczającej bezdomności, prowadzonego przez warszawską Fundację po DRUGIE. Organizacja działa od wielu lat, ale Dom jest ich nowym projektem. Wita mnie jeden z opiekunów i od razu pokazuje, jak się urządzili. W domu jest pięć pokojów. Są bardzo przytulne i czyste.
- To są warunki konieczne - mówi. W Domu jest ciepło - dosłownie i w przenośni. Oglądam jeszcze łazienki i spiżarnię, w której kończy się remont.
Po kilku minutach przyjeżdża prezeska organizacji, Agnieszka Sikora, która jest tu prawie codziennie. - Zobaczcie, kto ze mną jest - mówi. Do Domu wchodzi młody chłopak. To 19-letni Damian. Z pomocy fundacji korzystał już jakiś czas temu, ale nie poradził sobie. Nie był w stanie utrzymać żadnej pracy. - To jest bardzo młody człowiek. Niedawno skończył 19 lat. Żal, żeby był na ulicy. Pomyśleliśmy, że w jego przypadku trzeba znaleźć inne rozwiązanie. Postanowiliśmy nie zaczynać od aktywizacji zawodowej, ale od diagnozy i terapii. Chcemy sprawdzić, co stanęło na przeszkodzie, że ten inteligentny chłopak nie był w stanie znaleźć i utrzymać pracy - mówi Agnieszka Sikora.
Bez domu
Siadamy w kuchni, czyli tak zwanym sercu domu. To tutaj młodzież uczy się, jak mieszkać, jak gotować, jak funkcjonować. - Ten Dom jest pierwszym etapem współpracy z młodym człowiekiem. Kiedy ma dach nad głową, możemy dokonać diagnozy jego sytuacji. Zobaczyć, czy jest gotowy do tego, żeby coś zrobić. Młodzież może tu przepracować pewne rzeczy. Skończyć terapię, podjąć pracę, wrócić do szkoły - wyjaśnia prezeska Fundacji po DRUGIE.
Oficjalne statystyki dotyczące kryzysu bezdomności pochodzą z 2019 roku. Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej podaje, że w Polsce z tym problemem borykają się 784 młode osoby. - To są statystyki stare, przedpandemiczne i przedwojenne. Liczba młodych osób w kryzysie bezdomności bardzo się zmieniła i będzie się zmieniała. Jest wojna, jest inflacja, drożyzna. Coraz więcej jest młodych osób, które potrzebują wsparcia, bo nie radzą sobie finansowo. Średnio, każdego roku z naszej pomocy korzysta około trzystu osób. Nie liczę telefonów i maili, które otrzymujemy z całej Polski. Biorąc pod uwagę, że tylko do jednej organizacji zgłasza się tyle osób, ta liczba 784 jest bardzo niedoszacowana. Trudno obliczyć, ile młodzieży tak naprawdę zmaga się z kryzysem bezdomności, bo często tego po niej nie widać - wyjaśnia Agnieszka Sikora.
"Zawsze przyczyną jest dom"
Od rozmowy odrywa nas na chwilę Wiktoria. Wróciła do domu po dniu spędzonym na mieście. Wita się ze mną, Agnieszką i opowiada o tym, co się jej dzisiaj przydarzyło. W Domu dla Młodzieży doświadczającej kryzysu bezdomności mieszka od ponad dwóch tygodni.
- Jestem po trzech próbach samobójczych. Po jednej z nich zadzwoniłam do mopsu. Przekierowali mnie do Fundacji po DRUGIE. To był moment, w którym zobaczyłam światełko. Uwierzyłam, że coś może się zmienić. Pisałam do pani Agnieszki przez rok. Czasami pojawiałam się w fundacji, jak było naprawdę źle. Nie miałam co jeść, nie miałam w czym się kąpać. Ale nie mogła mnie złapać. Aż do teraz. Nie wiem, co by się ze mną stało, gdybym tu nie trafiła. Może bym umarła gdzieś na ulicy.
Wiktoria pochodzi z wielodzietnej rodziny. Bardzo szybko zaczęła utrzymywać się sama. W wieku 18 lat samodzielnie wynajmowała mieszkanie na warszawskim Mokotowie. - Byłam kelnerką w klubie ze striptizem. Handlowałam narkotykami. Zarabiałam duże pieniądze, ale wydawałam je na narkotyki. Nie potrzebowałam wtedy niczyjej pomocy - wspomina.
Pewnego dnia przyszło do niej pismo z sądu. Dowiedziała się, że ma ojca, który siedzi w więzieniu. Nawiązała kontakt i zaczęła dla niego pracować. Coraz bardziej uzależniała się od niego i od narkotyków. Kiedy rok temu skończył odsiadkę, wprowadziła się do niego. - Przez pierwsze trzy miesiące było w miarę okej, bo tylko pił. Upijał się i spał. Zaczęliśmy ćpać razem. Potem rozpoczęło się piekło. Więził mnie w domu, bił. Zamykał mnie bez dostępu do jedzenia. Miałam tylko narkotyki i alkohol. Latem wylądowałam w szpitalu z połamanymi żebrami. Uciekłam od ojca do swojej znajomej - mówi.
Pomieszkiwała u niej miesiąc. Każdy dzień wyglądał tak samo. Każdego dnia się upijała. Nie miała wzorców. Nie wiedziała, że można inaczej.
- Zawsze przyczyną kryzysu bezdomności jest dom. Bardzo rzadko pojawia się na ulicy ktoś, kto miał fajny dom. Coraz częściej pojawia się u nas młodzież, która nie pochodziła w cudzysłowie z patologicznego domu, czyli matka pije, ojciec w więzieniu. Ale występowała w tym domu przemoc. Rodzice nie mieli czasu, byli zapracowani. Nie widzieli, że z dzieckiem coś złego się dzieje - tłumaczy Agnieszka Sikora.
A dzieje się źle coraz częściej. Z roku na rok pogarsza się stan zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży. - Nie mówimy tylko o depresji czy nerwicy. Coraz częściej przychodzą do nas osoby z objawami psychotycznymi. Często te zaburzenia są łączone z zażywaniem substancji psychoaktywnych, dopalaczy. Te problemy się mnożą i są naprawdę bardzo, bardzo trudne. Ale jak ktoś chce zawalczyć o siebie, u nas dostaje szansę - dodaje.
Ciągła kombinacja
Szansę dostał też 23-letni Szymon. Do Fundacji trafił prosto z ulicy - Miesiąc temu przyszedłem do siedziby fundacji podłączyć telefon do ładowania. Tam jedna z pań zajmujących się młodzieżą opowiedziała mi o Domu dla Młodzieży w kryzysie bezdomności. Powiedziała, że się do niego nadaję - opowiada.
Na ulicy jest od sześciu lat. Czasami udawało mu się znaleźć tymczasowe schronienie, ale zdarzało się, że było to niemożliwe. - Uciekłem z domu, miałem wtedy 16 lat. Źle się działo. To nie jest tak, że ja te sześć lat spędziłem pod mostem. Ale zdarzało się, że spałem na pustostanie - mówi.
Agnieszka wspominała, że po młodzieży kryzysu bezdomności bardzo często nie widać. Dzieje się tak, bo potrafią swój problem zaskakująco dobrze markować. - To nie jest pan z brodą, który grzebie w śmietniku, jak stereotypowo myślimy. Nasza młodzież jest dobrze ubrana. Często ma markowe ciuchy. Nie jest jeszcze zdrowotnie zniszczona. Chociaż zdarza się, że trafiają do nas osoby bardzo zaniedbane, to jest grupa trudna do wychwycenia. Są bardzo mobilni. Dzisiaj są w Warszawie, jutro będą w Katowicach. Na chwilę wyjadą za granicę, będą pomieszkiwać u znajomych - tłumaczy prezeska fundacji.
U znajomych skorzystają z pralki. W miejskiej łaźni czy noclegowni wezmą prysznic.
- Ludziom się wydaje, że osoba bezdomna to taka, która śmierdzi. Większość młodych osób bezdomnych żyjących na ulicy to są osoby, których nie poznasz. Myją się, golą, chodzą w czystych ubraniach - mówi Szymon. - U mnie to wyglądało tak, że ciągle kombinowałem. Chwilę u znajomych, chwilę w hostelu. Co jakiś czas wyjeżdżałem do Niemiec, do Holandii, odkładałem pieniądze i wracałem. Ale to jest ciągłe życie bez stabilizacji. To wszystko się kumuluje. Najgorsza jest niepewność. Ale dopóki się jest pod wpływem używek, to ta niepewność maleje.
Kiedy trafił na ulicę, nie był uzależniony. Problem pojawił się z czasem i z czasem narastał. - Jak miałem jakiś przypływ pieniędzy, to wydawałem go na używki. Jak jesteś na ulicy, to żyjesz w ciągłym napięciu. Nie ma siły, żeby w inny sposób się tego pozbyć, niż coś wziąć. To mechanizm, który pojawia się u osoby uzależnionej. A na ulicy każdy jest uzależniony. Nie spotkałem osoby mieszkającej na ulicy bez żadnych nałogów. Nie ma opcji, żeby przepalić na trzeźwo to, co się dzieje - dodaje podopieczny fundacji. Słowa Szymona potwierdza Agnieszka Sikora, która również zauważyła taki mechanizm u młodzieży.
Tu jestem bezpieczna
W Polsce wciąż bardzo mało mówi się o kryzysie bezdomności młodzieży. Pytam Agnieszkę, jaka jest tego przyczyna. - Bo to wstyd - mówi. - Młodzież staje się bezdomna, bo system nawalił. Ktoś nie dostrzegł problemów, które były w rodzinie. Placówka opiekuńczo-wychowawcza nie dała sobie rady, rodzina zastępcza nie podołała. Nie chcę przez to mówić, że cały system jest zły i nieudolny. Ale tam, gdzie była nasza młodzież, nie było tego szczęścia. Rzadko wpływ ma na to jedno zdarzenie, zazwyczaj to proces, który zaczynał się jeszcze, kiedy byli dziećmi. Ostatecznie nikt nie zauważał problemu albo zauważał go za późno.
W Fundacji po DRUGIE zauważają i rozmawiają. Otwarcie i bez wykluczania. W Domu, który prowadzi organizacja, jest miejsce dla każdego, kto tej pomocy potrzebuje.
- W Domu mieszkają teraz dwie osoby transpłciowe. Są razem w pokoju. To jest świetne, że młodzież jest razem. Nawet jeżeli występują - a czasami tak się zdarza - jakieś trudności komunikacyjne, to uczą się, że funkcjonujemy razem, w jednym społeczeństwie. Problemem nie jest to, czy jesteś transpłciowy, czy jesteś gejem, czy jesteś hetero. Problemem jest to, że nie posprzątasz po sobie w kuchni. Przebywanie razem normalizuje pewne rzeczy - wyjaśnia prezeska.
Ale młodzież zamieszkująca w domu, musi stosować się do trzech głównych zasad. Dotyczą one każdego, bez wyjątku. Po pierwsze - trzeźwość i abstynencja. Druga zasada to szeroko rozumiana praca, a więc działanie na rzecz poprawy własnej sytuacji. I w końcu - rozmowa. - Chcemy wiedzieć, co się z naszą młodzieżą dzieje: gdzie wychodzą czy o której będą. Jak w domu. Oni nie doświadczali wcześniej tego, nie rozumieją, że komuś na nich zależy.
Tu uczą się relacji, funkcjonowania w społeczeństwie i życia bez strachu, który często towarzyszył im przez wiele lat. - Pierwszy raz od dziesięciu lat mam spokój, ciszę. Mogę się położyć i zasnąć bez strachu. To nie jest poczucie bezpieczeństwa, a bezpieczeństwo, którego nie doświadczyłam od 14. roku życia - tłumaczy Wiktoria.
Wystarczy zauważyć
Jak nie wykluczać? - pytam Agnieszkę. - Nie wiem. Ja też czasami mogłabym powiedzieć coś mniej dosadnie. Ale uważam, że człowiek musi mieć swoją godność i być traktowany z szacunkiem. Nawet, jeżeli jest na samym dnie. Nie wiem, czy tego można kogoś nauczyć. Można dziecku wpoić wartości, ale jak ktoś jest wychowywany w domu, w którym nazywany jest gnojem, szmatą, zerem, to czy będzie umiał z szacunkiem podchodzić do innych ludzi? Niektórzy pewnie tak, ale niektórym będzie bardzo, bardzo trudno, bo doświadczyli przemocy.
Dlatego potrzebna jest większa wyrozumiałość, wrażliwość i uważność. - Kiedy widzimy młodego bezdomnego człowieka w altance śmietnikowej, który tam spędza Święta Bożego Narodzenia, to jest to może trudne do udźwignięcia, ale warto to zauważyć. Jeżeli spotka się taką osobę, warto podejść, sprawdzić, czy wszystko jest okej. Wezwać straż miejską, policję, powiadomić ośrodek pomocy społecznej - dodaje.
Pomóc Fundacji po DRUGIE można też na wiele innych sposobów. Wesprzeć materialnie, ale także poświęcić trochę swojego czasu. - Czasami przyjść i zrobić z młodzieżą przetwory - mówi Agnieszka. I śmieje się, że na te przetwory to nie przychodzić hurtowo, bo dom jednak swoją pojemność ma. Kiedy mieszkańcy schodzą do kuchni, orientuje się, że nagle zrobił się wieczór. Powoli zbieram się do wyjścia, ale wiem, że do Domu Fundacji wrócę. Może nauczą mnie, jak robić przetwory. Albo grać w badmintona, bo chociaż obiecałam wspólną partyjkę, to obawiam się, że szans na wygraną nie mam.
Zapraszamy na grupę na Facebooku - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!