Spór o edukację zdrowotną. Ministra mówi, że wszystko jest w porządku
Wciąż głośno jest o nowym szkolnym przedmiocie, czyli edukacji zdrowotnej. Kwestia edukacyjna przekształciła się w też w polityczną. - Nawet w części środowisk prawicowych pojawiają się głosy poparcia - podkreśla wiceszefowa MEN Katarzyna Lubnauer. Dyrektorka szkoły studzi ten optymizm.
Ministerstwo Edukacji Narodowej wyznaczyło dzień 25 września jako ostatni moment na wypisanie dziecka z uczestnictwa w edukacji zdrowotnej, czyli nowego przedmiotu szkolnego, wprowadzonego od września 2025 r. Nim jeszcze odbyła się pierwsza lekcja, wokół tego, czego mają się w jego ramach uczyć dzieci, rozpętała się burza. Głos zabierali politycy, komentatorzy bieżących wydarzeń, a ostro krytykujący pomysł list duszpasterski, wzywający do bojkotowania zajęć, wysłał do katolików episkopat.
Wirtualna Polska zapytała wiceministrę edukacji Katarzynę Lubnauer o to, jakie głosy docierają do resortu na temat edukacji zdrowotnej. Oddaliśmy także głos Danucie Kozakiewicz, dyrektorce jednej z warszawskich szkół podstawowych.
- Zarówno edukacja zdrowotna, jak i edukacja obywatelska mają dobrą opinię, jeśli chodzi o podstawę programową - przynajmniej wśród tych, którzy rzeczywiście się z nią zapoznali. W przypadku edukacji zdrowotnej warto zauważyć, że - poza głosami sprzeciwu motywowanymi ideologicznie lub politycznie - nie budzi ona większych kontrowersji wśród osób, które miały okazję się z nią zapoznać i publicznie się wypowiadać - zaznacza Lubnauer.
Sonda o edukacji zdrowotnej dla WP
I dodaje: Nawet w części środowisk prawicowych pojawiają się głosy poparcia. Pozytywnie na temat edukacji zdrowotnej wypowiadali się m.in. Tomasz Terlikowski czy Błażej Kmieciak, były przewodniczący komisji ds. przeciwdziałania pedofilii za rządów PiS. Żadnych zagrożeń nie dostrzega w niej także o. Paweł Gużyński. Dużo bardziej sceptyczna jest w swoich ocenach Kozakiewicz.
- My mamy wrażenie, że ten projekt został świetnie opracowany na etapie przygotowania podstawy programowej. Naprawdę nie mamy żadnych uwag. Te zarzuty, które słyszymy tam od różnych środowisk, mówiące o tym, że to jakaś deprawacja, że jakieś dziwne rzeczy się dzieją, są nie do obronienia po przeczytaniu i dokładnym zapoznaniu się z podstawą programową. Wyraźnie widać, że jest to po prostu nieprawda. Podstawa programowa jest bardzo dobra, jest dostosowana do wieku i percepcji dzieci, ale tu się kończą moje zachwyty, bo zaczyna się kwestia organizacji - mówi wprost dyrektorka szkoły.
"To dopiero początek"
- Można powiedzieć, że to dopiero początek funkcjonowania tych przedmiotów. Z czasem dowiemy się więcej o tym, jak są one faktycznie realizowane w szkołach i jak są odbierane przez nauczycieli - tłumaczy Wirtualnej Polsce Katarzyna Lubnauer. - Już 11 uczelni w całej Polsce prowadzi podyplomowe studia przygotowujące nauczycieli do prowadzenia edukacji zdrowotnej. W pierwszej edycji bierze udział 580 osób, a planujemy kolejne. Są to głównie uczelnie medyczne lub posiadające collegia medicum. Równolegle Ośrodki Doskonalenia Nauczycieli organizują szkolenia i konferencje, by zapewnić kadrze odpowiednie przygotowanie merytoryczne. A na ZPE są scenariusze lekcji i przykładowe programy nauczania - dodała. Zauważmy jednak, że w skali kraju 580 osób to nie jest duża liczba.
- Obecnie jesteśmy w trakcie dopuszczania do użytku podręczników do edukacji zdrowotnej. Warto przypomnieć, że w polskim systemie edukacji to nie ministerstwo tworzy podręczniki, lecz wydawnictwa. Obecnie procedujemy dopuszczenie dwóch podręczników dla szkół ponadpodstawowych - mówi WP Lubnauer.
Jak zaznacza, "wbrew medialnym doniesieniom, nauczyciele nie są pozostawieni sami sobie". - Przygotowaliśmy obszerny zestaw materiałów dostępnych dla nauczycieli i uczniów zarówno na Zintegrowanej Platformie Edukacyjnej, jak i na stronie internetowej ministerstwa, w zakładce "Edukacja zdrowotna". Materiały te zostały opracowane na zlecenie Ośrodka Rozwoju Edukacji przez doświadczonych ekspertów - zapewnia wiceministra.
"Zostaliśmy postawieni w trudnej sytuacji"
Faktycznie na stronach wskazanych przez ministrę znajdują się przykładowe scenariusze lekcji na różnych poziomach kształcenia. Są one przygotowane profesjonalnie i ciekawie. Jednak to wciąż, zdaniem dyrektorki szkoły podstawowej, za mało.
- Jako dyrektorzy i szkoły zostaliśmy postawieni w dosyć trudnej sytuacji, ponieważ ten przedmiot nie został wprowadzony w odpowiedniej kolejności postępowania zgodnej z prawidłowym wprowadzaniem przedmiotów. Zaczęto w pewnym sensie od środka, a nie od początku - wyjaśniła Danuta Kozakiewicz.
- Najpierw należało dobrze przyszykować kadry, czyli uwierzyć w to, że zawód nauczyciela wymaga dobrego przygotowania i pozwolić pracownikom szkoły nauczycielom już pracującym ukończyć studia podyplomowe, które przygotowują do prowadzenia kolejnego przedmiotu. Trwają 1,5 roku. Na 11 uczelniach takie właśnie studia podyplomowe zostały utworzone. Przygotują one ponad pół tysiąca nauczycieli, ale szkół w Polsce jest przecież znacznie więcej - podkreśla nauczycielka.
I dodaje: - Dyrektorzy próbowali zastąpić te studia przy pomocy kursów, które pojawiły się na rynku, ale niestety są one bardzo różnej jakości. Mimo to szkolimy naszych nauczycieli, gdzie się da. Częściowo można polegać na osobach, które uczyły WDŻ, bo są bardzo dobrze przygotowane, ale jest ich za mało. Będą więc uczyć osoby, które nie do końca i nie do każdej tematyki są przygotowane - mówi Danuta Kozakiewicz. - Widzimy bardzo dużo rzeczy, które przekraczają znacząco możliwości szkoły. Oczywiście zrobimy wszystko, co można, żeby jak największą grupę dzieci zachęcić, żeby jak najwięcej dostarczyć wiedzy, bo to jest przecież wiedza i kompetencje dotyczące zdrowia dziecka, a przecież nie ma większej wartości - zaznacza.
- Przedmiot wprowadzono jako nadobowiązkowy. Z tego powodu trzeba go umieszczać na pierwszej lub ostatniej lekcji, a to powoduje, że dzieci wybierają na przykład dłuższy sen, albo wolą wcześniej wyjść ze szkoły. Rezygnują zatem nie ze względów idelogiczno-politycznych, tylko z powodu życiowej wygody i dużej liczby zajęć dodatkowych - mówi Danuta Kozakiewicz.
- Nam szkoda, że nie jest to przedmiot obowiązkowy, że go tak strasznie upolityczniono i zideologizowano. Jest nam przykro, że zmarnowano olbrzymią szansę. Nie można jednak tylko narzekać. Róbmy wszystko, żeby uratować wartość, która w tym przedmiocie tkwi, czyli pracujmy zespołowo przy tych tematach, które są trudne, pozyskujmy osoby, które mogą nam pomóc. To nie jest łatwe, bo nie każda pani pielęgniarka zgodzi się na poprowadzenie zajęć na przykład o dojrzewaniu w 15 klasach w szkole 2 razy, czyli 30 godzin bez żadnego dodatkowego wynagrodzenia - podkreśla dyrektorka szkoły.
Polityka wkracza do szkół?
Lubnauer mówi, że do ministerstwa docierają informacje, że niektórzy rodzice wypisują dzieci z zajęć z powodów ideologicznych – jak miało to miejsce w przypadku prezydenta Nawrockiego. - Zdarza się też, że dzieje się to pod wpływem Kościoła, który - nie wiadomo, dlaczego - sprzeciwia się edukacji zdrowotnej. A przecież w ramach tego przedmiotu uczymy m.in. jak asertywnie reagować w sytuacjach przemocy, jak stawiać granice dotyczące własnego ciała, czy jak rozpoznać i zgłosić tzw. zły dotyk. Trudno zrozumieć, dlaczego Kościół w swoim liście na temat edukacji zdrowotnej posługuje się nieprawdą. Nie chce walczyć z pedofilią - wylicza Katarzyna Lubnauer.
- Dzieci często nie wiedzą, jakie sytuacje mogą stanowić zagrożenie i co powinny wówczas zrobić. Dlatego w ramach edukacji zdrowotnej poruszamy też tematy cyberbezpieczeństwa, zdrowego odżywiania, aktywności fizycznej czy szeroko rozumianej profilaktyki zdrowotnej. Dziś rano słuchałam historii dziewczyny, która – nie wiedząc, jak zareagować na wyczuty w piersi guzek - przypadkowo obejrzała filmik w sieci i dzięki niemu przeprowadziła samobadanie. To pokazuje, jak ważna jest holistyczna edukacja zdrowotna - zarówno dla dziewcząt, jak i chłopców - podkreśla wiceszefowa resortu edukacji.
Twierdzi, że q wielu szkołach dochodzi do sytuacji, w których dzieci zostają wypisane z zajęć, ale po rozpoczęciu roku, widząc ich wartość - np. zajęcia o zdrowym odżywianiu czy stylu życia - same chcą w nich uczestniczyć. - Szkoły zgłaszają, że wielu rodziców później wycofuje swoją wcześniejszą decyzję - mówi Lubnauer.
- Mam nadzieję, że za rok będzie już to przedmiot obowiązkowy i będzie można pracować inaczej. Podcięło mi trochę skrzydła, jak usłyszałam wypowiedź byłej pani minister Zalewskiej, która wybrzmiała mniej więcej tak: "jak wrócimy, to ten przedmiot zniknie". Zrobiło mi się przykro, bo włożymy dużo pracy, a zdrowie dziecka i tak zejdzie na dalszy plan, ustępując miejsca polityce, która znów wejdzie do szkół i to nawet nie w butach, tylko wręcz w buciorach, rozwalając coś, co mogłoby być wielką wartością ponad podziałami. Mam ogromną prośbę do polityków. Jeśli zbliżacie się do szkoły, myślcie o dzieciach, a nie o wyborcach - podsumowuje Danuta Kozakiewicz.
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.