Wdowy po zmarłych górnikach słyszą po tragedii: "Co pani tutaj chciała?"
- Rzeczywistość wygląda tak, że miesiąc po pogrzebie zapomina się o wdowach, zostawia je same sobie. A jak któraś zajdzie do kopalni, to pytają: co pani tutaj jeszcze chciała? - opowiada Agata Kowalczyk, przewodnicząca Stowarzyszenia Wdów i Sierot Górniczych.
Piotr Parzysz, Wirtualna Polska: Jak wygląda pomoc, której udzielacie wdowom?
Agata Kowalczyk: Jesteśmy zwykłym stowarzyszeniem, więc nie wspieramy finansowo, ale zawsze docieramy do rodzin i pomagamy w załatwieniu wszelkich formalności. Rozumiemy wdowy bez słów, bo przeżyłyśmy to samo, więc jesteśmy dla nich, służymy ramieniem. Nie każda kobieta po takiej tragedii ma siłę wstać z łóżka.
Pogrzeb górnika przygotowuje kopalnia, płaci za niego, natomiast my pomagamy w papierologii, zabiegamy o uregulowanie kwestii finansowych i zabezpieczenie bytu po śmierci męża. Występujemy też do Urzędu Marszałkowskiego o jednorazową zapomogę w kwocie 10 tys. zł dla sierot górniczych. Mamy psychologów i swojego mecenasa, który pomaga w sprawach prawnych. Współpracujemy z Fundacją Rodzin Górniczych, dzięki której bliscy otoczeni są opieką. Dzieciaki wyjeżdżają na kolonie, zimowiska i mogą pobierać stypendia szkolne. Staramy się zapewnić wdowom opiekę duchową, organizujemy bezpłatne pielgrzymki do Rzymu. Zabiegamy też o obecność na pogrzebach biskupów. Jesteśmy jedną wielką rodziną.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
80. rocznica wyzwolenia Auschwitz. "Żyliśmy w nadziei, że musimy to przetrwać"
Wdowy chętnie przyjmują pomoc, czy zdarza się, że odmawiają?
Bywa, że same się do nas zgłaszają albo przychodzi ktoś z rodziny. Czasami musimy do nich docierać poprzez kopalnię. Każda kobieta inaczej przeżywa tragedię, więc potrzebny jest czas, nim otworzy się na współpracę. Na Facebooku mamy ich 300, natomiast młodych wdów w potrzebie, które mają po 30, 40 lat, jest około 150.
Pani straciła męża górnika 12 lat temu. Z czym najtrudniej poradzić sobie na początku?
Mnie osobiście udało się przepracować tragedię, natomiast ostatnio jedna z wdów pisała, że ludzie podchodzą na ulicy i zagadują, klepią po ramieniu i mówią, że wszystko będzie dobrze. A nie będzie. Dziewczyny potrzebują spokoju, mają małe dzieci, które nie rozumieją, co się stało. Muszą znaleźć sposób, jak powiedzieć im o tragedii. A ludzie potrafią komentować i pytać, ile to wdowa pieniędzy wzięła po śmierci męża.
Górnikami są również pani synowie. Do życia w strachu o bliską osobę można się przyzwyczaić?
Są momenty, że się o tym nie myśli, ale jak tylko jest wypadek w kopalni, wszystko staje przed oczami. Jeden syn pracował na powierzchni, ale ostatnio dowiedział się, że likwidują jego kopalnię i przenoszą do innej. Powiedziałam mu: "Bartek, może weźmiesz odprawę i zajmiesz się czymś innym?", ale odpowiedział, że chce iść na dół, na szybowego. Byłam w szoku. "Chyba cię pogięło. Tyle lat pracowałeś na przeróbce, miałeś spokojną głowę, a teraz chcesz iść na dół?". Powiedział tylko, że mógłby wtedy wcześniej przejść na emeryturę. Co ja mogę? Są dorośli, martwię się cały czas.
Co ciągnie mężczyzn do górnictwa, skoro to tak niebezpieczny zawód? Wypadki w kopalniach zdarzają się notorycznie.
Stała praca i zarobki. Czy takie, jak powinny być, nie mam pojęcia. Moi chłopcy pracują już bardzo długo. Mam trzech synów - jeden do kopalni poszedł zaraz po śmierci męża, drugi pracował z nim na tym samym oddziale, a trzeci, który ma 28 lat, odszedł, gdy dopadła go depresja. 10 lat po pogrzebie męża zaczął to odreagowywać. Pomógł mu psychiatra i psycholog, który stwierdził, że już "wypracował" się na kopalni. Pracuje teraz gdzie indziej.
Czy kopalnie dbają o wdowy, pamiętają o nich i wspierają?
Rzeczywistość wyglądać tak, że miesiąc po pogrzebie o wdowach się zapomina, są zostawione same sobie. A jak któraś zajdzie do kopalni, to pytają: co pani tutaj jeszcze chciała?
Otrzymała pani jakieś wsparcie psychologiczne ze strony kopalni?
W dzień, w którym zginął mąż, przyszedł lekarz z dyrektorem i psychologiem. To było wszystko. Poradziłam sobie sama. W niektórych kopalniach jest jednak niepisana zasada, że gdy zginie górnik, żona lub córka mogą iść do pracy na stanowisko administracyjne. I wiele kobiet z tego korzysta. Nic innego się nie należy. Nie ma już Barbórek dla dzieci, paczek, wyjazdów na kolonie czy zimowiska.
Czy po tragediach wdowy otrzymują zadośćuczynienie od zarządów kopalni?
Jeżeli doszło np. do wybuchu metanu i kopalnia nie chce nic wypłacić, bo uważa, że nastąpiło to w wyniku działania natury, sprawa ląduje w sądzie. I zazwyczaj jest wygrana. Sama cztery lata walczyłam o sprawiedliwość. Prawie każda wdowa ubiega się o odszkodowanie, bo nawet jeśli dostanie je z kopalni, należy jej się jeszcze kolejne za poniesione straty i pogorszenie warunków bytowych. Prawie wszystkie wdowy z Pniówka i Zofiówki mają sprawę w sądzie. Ostatnia tragedia w kopalni Knurów-Szczygłowice też nie była z winy górników.
Tych wypadków w górnictwie jest sporo, nie ma pani wrażenia, że nic się tam nie zmienia, nie są wyciągane wnioski?
Też tak myślę. Dopiero co świętowaliśmy Barbórkę, a już mamy nową tragedię. Myślę, że na dole niewiele się robi w kwestiach poprawy bezpieczeństwa. Górnicy biorą nadgodziny, pracują w soboty i niedziele, chcąc też zabezpieczyć finansowo byt rodziny albo dopracować do emerytury.
Mam nadzieję, że w końcu przestaną być zaklejane metanomierze, czyli czujniki wykrywające metan (Procedura ta zakłamuje odczyt. Jak mówił "Faktowi" Zbigniew Domagała ze związku Sierpień 80 w KWK "Halemba-Wirek", dochodzi do tego, bo "liczy się węgiel, a nie człowiek. Kopalnia ma wyrobić normę. Dyrekcja, prezesi mają być zadowoleni" - przyp. red.). Niestety, to się jeszcze zdarza, ale jest nie do udowodnienia. Na pewno sporo jest do poprawy również w kwestii przestrzegania procedur.
Rozmawiał Piotr Parzysz, Wirtualna Polska
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!