Ma 28 lat, od roku jest wdową. Po słowach ciotki puściły jej nerwy

Weronika miała 27 lat. Dorota - 31. Z powodu nieszczęśliwych wypadków obie w młodym wieku zostały wdowami. Z dnia na dzień musiały poradzić sobie nie tylko ze stratą mężów, ale i komentarzami, które tylko pogarszały ich stan. - "Taka młoda i już wdowa", "I co ty teraz zrobisz?". - Miałam dość - oznajmia Dorota.

Młode wdowy mają dość "użalania"
Młode wdowy mają dość "użalania"
Źródło zdjęć: © Adobe Stock
Aleksandra Lewandowska

Są młode i dopiero co wyszły za mąż. Razem z ukochanymi powoli budują wspólną przyszłość, którą przerywa tragedia - śmierć. Z dnia na dzień zostają młodymi wdowami, niekiedy z małymi dziećmi. Muszą poradzić sobie nie tylko ze stratą, ale także dalszym życiem, które początkowo je przeraża. Choć oczekują wsparcia ze strony najbliższych, często słyszą słowa, które dodatkowo je dobijają.

- Po śmierci Pawła myślałam, że to koniec. Miałam jedną wielką pustkę w głowie. Przecież dopiero co świętowaliśmy naszą czwartą rocznicę ślubu, a jego już nie było. Myślałam o naszej córce, która jest jeszcze za mała, żeby mogła go zapamiętać - opowiada w rozmowie z WP Kobieta Dorota, która została wdową w wieku 31 lat.

"Taka młoda i już wdowa"

- Doskonale pamiętam ten dzień. Nagle zadzwonił brat Pawła z informacją, że mój mąż miał wypadek samochodowy, że nie żyje. Kiedy to usłyszałam, czułam, jakbym przeżywała jakiś najgorszy sen. W mojej głowie pojawiło się mnóstwo pytań. "Jak to nie żyje? Przecież godzinę temu jedliśmy razem śniadanie", "Co ja teraz zrobię? Co powiem córce?" - wspomina Dorota.

Mówi, że nie wie, co było dla niej najgorsze. Wiadomość o nagłej śmierci męża, świadomość, że właśnie została sama z malutką córką - czy organizacja pogrzebu i przeżywanie żałoby.

- Pogrzeb Pawła był strasznym przeżyciem. W momencie, w którym liczyłam na wsparcie najbliższych mi osób, słyszałam to, czego nie chciałam słyszeć. "Taka młoda i już wdowa", "I co ty teraz zrobisz?". Miałam dość. Chciałam zamknąć się w domu z dzieckiem i z nikim nie rozmawiać. Te słowa mi nie pomagały - zaznacza w rozmowie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Jakby to miało jakieś znaczenie"

Dorota dodaje, że po śmierci Pawła denerwowała ją w szczególności jedna rzecz - to, że każdy podkreślał, że straciła go w tak młodym wieku.

- Jakby to miało jakieś znaczenie. Kochałam i wciąż kocham mojego męża. Niezależnie od tego, ile miałabym lat, odczuwałabym jego stratę tak samo. Od jego śmierci minęły nieco ponad cztery lata, a ja dalej czuję, że nie do końca się pozbierałam - stwierdza.

Jej przemyślenia potwierdza psycholożka Zuzanna Księżyk, która tłumaczy, że zarówno młodym, jak i starszym wdowom może być równie ciężko poradzić sobie ze stratą męża.

- Wiek może być tu katalizatorem zmian w dalszym życiu. Na intensywność i długość przeżywanej żałoby większy wpływ mogą mieć takie aspekty, jak jakość relacji z byłym już partnerem, obecność wsparcia społecznego podczas przeżywania żałoby, sytuacja życiowa, zdrowotna i zawodowa kobiety w momencie przeżywania żałoby, a także fakt posiadania dzieci. Na każdą osobę i relację należy patrzeć bardzo indywidualnie, uwzględniając wszystkie te i inne aspekty podczas radzenia sobie z tego rodzaju przeżyciem - zauważa w rozmowie z WP Kobieta.

"Nie chcę płakać, chcę żyć dalej"

Weronika* miała 27 lat, kiedy straciła męża - również w wypadku samochodowym. Swoją historią podzieliła się na jednej z kobiecych grup w mediach społecznościowych.

"Cześć, nazywam się Weronika. Mam 28 lat i od roku jestem wdową" - napisała.

Do grupy poświęconej kobietom, które straciły mężów, dołączyła ze względu na potrzebę wsparcia od osób, które przechodzą przez to, co ona. W rozmowie oznajmia, że choć nigdy by się nie spodziewała, że znajdzie się w takiej sytuacji, "nie chce płakać, chce żyć dalej".

- Przepłakałam wiele miesięcy. Tygodniami leżałam w łóżku i nie potrafiłam zmusić się do tego, żeby wstać, wziąć prysznic, ubrać się, zjeść śniadanie. Nie czułam nawet głodu, nic nie czułam. Myślałam tylko o tym, jak bardzo mi go brakuje - opowiada Weronika.

- Z tych emocji nie pamiętam nawet dokładnie dnia jego pogrzebu. Tylko siedziałam, kiwałam głową na przywitanie i odpowiadałam "dziękuję". Czekałam, aż to się zakończy - mówi.

Aby pogodzić się ze stratą, Weronika zdecydowała się zapisać na terapię, która - jak stwierdza, przynosi pierwsze efekty. Rozmawiając z terapeutką czuje, że nie jest przez nikogo oceniana. Może podzielić się przemyśleniami, wspomnieniami czy uczuciami.

- To jedyna osoba, która się nade mną nie użala. Nie mówi mi, jaka jestem teraz "biedna", tylko naprawdę mnie słucha. Pomaga mi przejść przez ten najtrudniejszy czas - mówi.

"Jeszcze kogoś sobie znajdziesz"

- Ostatnio, podczas uroczystości rodzinnej, usłyszałam od mojej ponad 50-letniej cioci: "Jeszcze kogoś sobie znajdziesz". Na początku nie wiedziałam, jak na to zareagować. Po kilku minutach pojawiła się we mnie taka złość i niesmak, że jedyne co zrobiłam, to stamtąd wyszłam. Po śmierci męża nie potrafię jeszcze ułożyć sobie codziennego życia, a mam już myśleć o tym, czy "jeszcze kogoś sobie znajdę"? - oburza się Weronika.

Zuzanna Księżyk podkreśla, że wejście w nową relację po śmierci małżonka u każdej kobiety może przebiegać inaczej. Niektóre się na to zdecydują. Inne - pozostaną same.

- Żona, która była świadkiem długiego procesu choroby małżonka najprawdopodobniej inaczej zareaguje na śmierć, niż kobieta, która straciła męża w wyniku samobójstwa, a jeszcze inaczej w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Są kobiety, które bardzo długo będą bały się wejść w nową relację. Takie, które szybciej będą chciały otrzeć łzy w ramionach innej bliskiej osoby, jak i takie, które nie wejdą już w kolejny związek. Wcześniejsze doświadczenia, zarówno relacyjne, jak i indywidualne, będą miały wpływ na emocje i decyzje. Nie ma tu jednego słusznego przepisu na poradzenie sobie ze stratą - zaznacza.

Jak przepracować stratę i przejść żałobę?

Zuzanna Księżyk tłumaczy, że "książkowy" proces żałoby składa się z czterech etapów. Pierwszym z nich jest szok, niedowierzanie i wyparcie, które wiążą się z tym, że trudno jest zaakceptować stratę bliskiej osoby. Drugim - tęsknota, smutek i żal, które są związane z czasem opłakiwania straty i odczuwaniem bólu. Trzecim - dezorganizacja i rozpacz, kiedy złość miesza się z bezradnością. Czwartym natomiast, reorganizacja i akceptacja, w wyniku których zaczynamy żyć nowym życiem, bez utraconej osoby.

- Dobrze jest przeżyć wszystkie etapy zanim wejdzie się w nową relację, ale tu znów wchodzą w grę indywidualne cechy każdej osoby i jej niepowtarzalnej sytuacji - mówi.

- Warto pozwolić sobie na wszystkie pojawiające się uczucia i emocje, pamiętając, że każdy ból kiedyś się kończy, a po nocy przychodzi dzień. Warto rozmawiać o tym, co się stało, jakie są związane z tym uczucia z innymi bliskimi osobami, do których ma się zaufanie. Warto stratę opłakać. Czas przeżywanej żałoby może wynosić od kilku miesięcy do roku, czasem dłużej. Jeśli proces żałoby trwa dłużej niż rok, warto skorzystać z pomocy psychologicznej, ponieważ może to świadczyć o niewyrażonych uczuciach i emocjach, które "połknięte" czy "zamiecione pod dywan" zmieniły się w chroniczny stan przygnębienia bądź nawet depresji - podsumowuje w rozmowie.

*Imię zostało zmienione na prośbę rozmówczyni.

Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.

Źródło artykułu:WP Kobieta
premiumżałobaśmierć

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (226)