Nie miała nawet 30 lat, gdy została wdową. "Codziennie chodzę na jego grób"
- Do dziś myślę o tym, co mogłam jeszcze zrobić, jak zadziałać. Przez to moja córka wychowuje się bez ojca. Dlatego codziennie chodzę z nią na jego grób - mówi Joanna, która została wdową w młodym wieku. Cecylia pożegnała męża ponad trzy lata temu. - Najgorszy był dla mnie dzień pogrzebu - wspomina.
01.11.2024 06:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Pożegnanie ukochanej osoby jest bardzo trudnym doświadczeniem dla każdego. Dla Joanny i Cecylii, które straciły mężów w młodym wieku, było wyjątkowo ciężkim. Nie skończyły nawet 30 lat, kiedy zostały wdowami. Dziś same, z małymi dziećmi, próbują ułożyć życie na nowo. Joanna od niecałego roku. Cecylia - od ponad trzech lat.
- Mój mąż zmarł dziewięć miesięcy temu. Miesiąc po tym, jak urodziła się nasza córeczka. Codziennie chodzę z nią na jego grób. Nie potrafię się z tym pogodzić - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Joanna Paczkowska.
Urodziła dziecko i straciła męża
Joanna i jej mąż byli parą przez dziesięć lat. Małżeństwem niecałe dwa lata. Kiedy dowiedzieli się o tym, że Joanna jest w ciąży, nigdy nie czuli większego szczęścia. Ich córeczka od samego początku była kochanym dzieckiem. Bardzo wyczekiwanym.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- Mieliśmy wrażenie, że tak naprawdę dopiero zaczynamy nasze wspólne życie. Dopiero z nią staniemy się prawdziwą rodziną - mówi Joanna.
Gdy była w szóstym miesiącu ciąży, u jej męża zdiagnozowano problemy z krzepliwością krwi. Nic nie wskazywało jednak na to, że diagnoza zakończy się dla nich tragedią.
- Lekarz powiedział, że nie należy się martwić. Przepisał leki, które miały pomóc. Nie myśleliśmy o tym za wiele, bo żyliśmy moją ciążą. Gdybym wiedziała, że to tak się skończy, myślałabym tylko o zdrowiu mojego męża - opowiada.
Kiedy ich córka przyszła na świat, byli razem jedynie miesiąc. Joanna podkreśla, że to był najszczęśliwszy czas w ich życiu. Dopóki nadszedł dzień, który odmienił wszystko. Tego dnia zmarł jej mąż. Powodem były powstałe w kończynach zakrzepy.
- Reakcja była szybka, ale nie było szansy, by go uratować. Do dziś myślę o tym, co mogłam jeszcze zrobić, jak zadziałać. Przez to moja córka wychowuje się bez ojca. Dlatego codziennie chodzę z nią na jego grób. Żeby wiedziała, gdzie jest i kim był jej tata. Chociaż wiem, że jeszcze tego nie rozumie - mówi Joanna.
Jej bliscy uważają, że "powinna iść do przodu".
- Ich zdaniem to złe, że odwiedzam tak często grób męża. Myślę, że liczą na to, że szybko dojdę do siebie i będę żyć dalej. Że jakoś o tym "zapomnę" - dodaje.
Obecnie jest w terapii, która pomaga jej pogodzić się ze stratą męża. Podkreśla, że jej myśli wypełnia jednak tylko to, żeby w tym trudnym momencie dbać o córkę. Nie chce, aby ktokolwiek pomagał jej "stawać na nogi". Wie, że musi poradzić sobie z tym sama.
"Wiek może być katalizatorem zmian w dalszym życiu"
Jak tłumaczy psycholożka Zuzanna Księżyk, zarówno młodym, jak i starszym wdowom może być tak samo ciężko poradzić sobie ze stratą ukochanych mężów.
- Wiek może być tu katalizatorem zmian w dalszym życiu. Na intensywność i długość przeżywanej żałoby większy wpływ mogą mieć takie aspekty jak jakość relacji z byłym już partnerem, obecność wsparcia społecznego podczas przeżywania żałoby sytuacja życiowa, zdrowotna i zawodowa kobiety w momencie przeżywania żałoby czy chociażby fakt posiadania dzieci - mówi.
- Na każdą osobę i każdą relację należy patrzeć bardzo indywidualnie, uwzględniając wszystkie te i inne aspekty podczas radzenia sobie z tego rodzaju przeżyciem - dodaje w rozmowie z Wirtualną Polską.
Cecylia (imię zmienione na prośbę rozmówczyni), która pożegnała męża ponad trzy lata temu, wciąż walczy o to, by bliscy podchodzili do niej i do jej straty indywidualnie, a nie mówili: "poradzisz sobie, nie ty pierwsza i nie ostatnia".
- Mąż zginął 3,5 roku temu w wypadku samochodowym. Zderzył się z tirem. Zostałam sama z 2,5-letnią córeczką - mówi.
Do dziś wspomina ten dzień. To był dla niej ogromny szok. Nie umiała przyjąć do siebie, że jej męża już nie ma. Że została sama z małą córką. Że jej życie nie będzie już takie samo.
- Najgorszy był dla mnie dzień pogrzebu mojego męża. Byłam wtedy na silnych lekach od psychiatry, żeby móc to wytrzymać. Słuchanie wszystkich słów współczucia, kondolencji, wykończyło mnie. Myślałam tylko o tym, żeby wrócić do córki, żeby nikt już nic ode mnie nie chciał - opowiada Cecylia.
"Wszyscy tylko dzielili się wspaniałymi radami"
Cecylia od tamtej pory robi wszystko, by stanąć na nogi i móc wyprowadzić się od teściów. Ciężko jej było utrzymać siebie i córkę z niewielkiej pensji. Przed śmiercią męża zaczęli planować, że będą oszczędzać na budowę domu.
- Z naszego domu nic nie wyszło. Nie miałam pieniędzy. Zbieram je od trzech lat. Niedługo wyprowadzam się od teściów i wynajmuję mieszkanie, gdzie będę sama z córką. Chciałam odłożyć więcej, żeby mieć na jej żłobek, na codzienne potrzeby, może jakiś krótki wyjazd. Muszę zapewnić jej przyszłość - dodaje.
Mieszkanie z teściami i rozmowy z bliskimi nie pomagały jej w dojściu do siebie. Twierdzi, że była przez nich kontrolowana - czy przypadkiem się już z kimś nie spotyka. Od bliskich słyszała natomiast, że "powinna sobie kogoś znaleźć".
- Nikt nie zapytał, czego ja bym chciała. Czego bym chciała dla mojej córki. Wszyscy tylko dzielili się wspaniałymi radami - podsumowuje Cecylia.
Zdaniem Zuzanny Księżyk kwestia wchodzenia w związek po stracie drugiej osoby, nie jest prosta. Niektóre kobiety będą gotowe na to szybciej. Inne - znacznie później.
- Są kobiety, które bardzo długo będą bały się wejść w nową relację, takie, które szybciej będą chciały otrzeć łzy w ramionach innej bliskiej osoby, jak i takie, które nie wejdą już w kolejny związek. Wcześniejsze doświadczenia, zarówno relacyjne, jak i indywidualne będą miały wpływ na emocje i decyzje. Nie ma tu jedynego słusznego przepisu na poradzenie sobie ze stratą - mówi psycholożka.
Etapy żałoby
Zuzanna Księżyk tłumaczy, że książkowy proces żałoby składa się z czterech etapów. Pierwszym jest szok, niedowierzanie i wyparcie, bo trudno jest zaakceptować stratę. Drugim - tęsknota, smutek i żal, kiedy opłakujemy stratę i odczuwamy ból. Trzecim jest dezorganizacja i rozpacz, gdy pojawia się pomieszanie złości z bezradnością. Później następuje reorganizacja oraz akceptacja, gdy powoli zaczynamy żyć nowym życiem.
- Dobrze jest przeżyć te etapy, zanim wejdzie się w nową relację, ale tu znów wchodzą w grę indywidualne cechy każdej osoby i jej niepowtarzalnej sytuacji - zauważa.
- Warto pozwolić sobie na wszystkie pojawiające się uczucia i emocje, pamiętając, że każdy ból kiedyś się kończy, a po nocy przychodzi dzień. Warto rozmawiać o tym, co się stało, jakie są związane z tym uczucia z innymi bliskimi osobami, do których ma się zaufanie. Warto stratę opłakać. Czas przeżywanej żałoby może wynosić od kilku miesięcy do roku, czasem dłużej. Jeśli proces żałoby trwa dłużej niż rok, warto skorzystać z pomocy psychologicznej, ponieważ może to świadczyć o niewyrażonych uczuciach i emocjach, które "połknięte", "zamiecione pod dywan" zmieniły się w chroniczny stan przygnębienia, a nawet depresji - podsumowuje Zuzanna Księżyk.
Aleksandra Lewandowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.