Wyzwiska, łańcuszki i obgadywanie. Polskie dziewczynki toną na komunikatorach
- Najwyższy czas pozbyć się złudzenia, że komunikatory to coś niewinnego - mówi Sylwia Szwed. Fundacja Kosmos dla Dziewczynek, której jest prezeską, opublikowała raport "Dziewczynki i komunikatory", który powinien dać dorosłym do myślenia.
Ewa Podsiadły-Natorska, WIrtualna Polska: Co dzieje się na komunikatorach, z których korzystają polskie dziewczynki?
Sylwia Szwed, prezeska fundacji Kosmos dla Dziewczynek: Dzieje się dużo. Wszystko zaczęło się od debaty dziewczyńskiej w Poznaniu, której partnerem jest Fundacja Deloitte, a na którą zaprosiłyśmy dziesięcio- oraz jedenastolatki z całej Polski. Podczas rozmów okazało się, że praktycznie wszystkie dziewczynki używają komunikatorów - tylko jedna nie miała telefonu z dostępem do internetu. A przecież zgodnie z prawem minimalny wiek do korzystania z komunikatorów i mediów społecznościowych to 13 lat.
Wśród polskich dziewczynek rządzi WhatsApp, przez który każdego dnia przepływa rzeka treści – aż do przebodźcowania. Jedna z dziewczynek po tym, jak przez godzinę nie zaglądała do telefonu, miała dwieście nieodczytanych wiadomości. Wiele z nich przychodzi późnym wieczorem albo w nocy. Dziewczynki z tego powodu są stale w pewnym napięciu i oczekiwaniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pasja jest kobietą". Wiktoria Nowak ma 23 lata, a już szkoli menadżerów. "To łamanie stereotypów"
Nie mogą się odłączyć?
Nie. Wszystkie przyznały, że nie mają wyboru – muszą z komunikatorów korzystać, bo w przeciwnym razie nie będą wiedziały, co dzieje się w ich klasie, nie będą mogły podtrzymywać relacji, a nawet przyjaźni. To pewnego rodzaju przymus: jeśli mnie tam nie będzie, to zostanę wykluczona, mówią. W naszej debacie wzięła udział dziewczynka, która jest przewodniczącą klasy. Ona akurat komunikatora nie ma, wobec czego jej rówieśnicy uznali, że jest słabą przewodniczącą, bo nie wie, czym żyje klasa.
Ale komunikator może też służyć wymianie przydatnych informacji…
To prawda. Na WhatsAppie są niektórzy nauczyciele, którzy przekazują uczniom ważne informacje. Można więc zapytać, dlaczego się czepiamy, prawda? Nauczyciele to jednak promil wszystkich użytkowników. Błędem jest myślenie, że komunikatory są neutralne i bezpieczne – a tak właśnie uważa większość rodziców. Plagą komunikatorów są grupy, do których zaprasza się anonimowe osoby, bo ktoś wymyślił challenge, żeby zebrać tysiąc osób. To w wielu przypadkach osoby obce, często dużo starsze, dorosłe.
Rodzice powinni mieć świadomość, że z ich córką czy synem poprzez komunikator może się skontaktować zupełnie przypadkowa osoba. To jednak nie wszystko. Normą jest wrzucanie na komunikator zdjęć z podpisem: oceń mnie/ją w skali od 0 do 10 - tzn. oceń wygląd albo to, czy mnie/ją lubisz. Z naszych rozmów z dziewczynkami wynika, że to dla nich za dużo, nie radzą sobie z tym, czują, że jakaś ich granica zostaje przekroczona.
Z waszego raportu wynika też, że wciąż popularne są tzw. łańcuszki, które doskonale pamiętam z czasów szkolnych. Jedna z dziewczynek przyznała: "Wkurzają mnie w łańcuszkach groźby, że jak nie wyślesz, to będziesz miała siedem lat pecha, stracisz przyjaciół i tak dalej".
O tak. Albo "Wyślij tę wiadomość do 20 albo 30 osób, bo jak tego nie zrobisz, to twoja mama umrze w ciągu 3 dni". Włos się od tego jeży na głowie. Dziewczynki z jednej strony wiedzą, że to żart, ale z drugiej strony niepokoi je to. Nazywamy to rodzajem szantażu emocjonalnego, z którym dziewczynki muszą poradzić sobie same, a nie wiedzą, jak to zrobić. Zwróciły także uwagę, że na komunikatorach znika jakaś bariera, dużo łatwiej się pokłócić albo obrazić. I że ludzie na komunikatorach się zmieniają, stają się inni. Robią rzeczy, których w realnym świecie by nie zrobili.
Kiedy na komunikatorach dziewczynki czują się najbezpieczniej?
Kiedy rozmowy odbywają się w niewielkich grupach wśród osób, które dobrze znają. Jedną z trudniejszych jest natomiast sytuacja, kiedy okazuje się, że w danej grupie uczestniczy cała klasa poza jedną osobą.
Co najbardziej panią wstrząsnęło podczas debaty?
Chyba to, że dziewczynki czują się w cyberświecie opuszczone przez dorosłych. Same przyznają, że przydałby im się dorosły opiekun, który odcedzałby treści przydatne od negatywnych. Sęk w tym, że na komunikatorach, z których korzystają nasze dzieci, nie istnieje żadna netykieta. Dlatego nasz raport powstał w formacie pdf, w wersjach dla dzieci i dorosłych – można go pobrać z naszej strony, wydrukować i przedyskutować z synem lub córką albo zanieść do szkoły.
Przypomniał mi się cytat z raportu: "Miałam ostatnio taką sytuację z koleżanką, która odeszła z naszej klasy i szkoły, że nazywała naszą wychowawczynię debilem, ale potem jedna z koleżanek pokazała to mamie i ona zadzwoniła do jej rodziców".
To znowu pokazuje, że komunikatory żyją własnym życiem i że nigdy nie wiadomo, czy nic z nich nie wypłynie na zewnątrz. Za sprawą komunikatorów dochodzi do wykluczenia, gnębienia, obgadywania, a nawet przemocy. Według najnowszego raportu Instytutu Cyfrowego Obywatelstwa również aż 69 proc. dzieci będzie narażonych na jedną z form przemocy seksualnej w sieci. To, co nas jeszcze zmartwiło, to fakt, że w większości przypadków to jest "komunikacja niskokaloryczna".
Mnóstwo młodych osób rozmawia ze sobą w sposób niedbały – popełnia błędy albo rozpoczyna wypowiedź i jej nie kończy. W grupach jest też mnóstwo wypowiedzi typu: "Hej, hej, cześć, cześć, siemka, siemka". Dziewczynki spędzają godziny na wysyłaniu sobie takich treści. Nic więc dziwnego, że współczesne dzieci i młodzież nie potrafią znieść ciszy albo komunikować się twarzą w twarz.
Ostatnimi dniami Polska żyje sprawą 11-letniej Patrycji, która została odnaleziona w mieszkaniu 24-letniego mężczyzny. Media donoszą, że poznali się przez internet.
Sytuacja Patrycji jest skrajna, ale jeszcze raz apeluję. Jako rodzice jesteśmy zobowiązani do tego, żeby sprawdzać, z kim i jak się komunikują nasze dzieci w internecie. Musimy mieć świadomość, że poprzez komunikatory z naszymi córkami mogą mieć kontakt zupełnie obce osoby dorosłe. Osoby ze złymi intencjami i planami. Obudźmy się.
Zapytam więc po boomersku: gdzie są rodzice?
Naiwnie wierzą, że komunikatory to nic złego. Wielokrotnie od innych rodziców słyszałam: "Boję się, że jeśli zabiorę jej telefon, to ona nie będzie miała koleżanek". Staliśmy się zakładnikami nowoczesnych technologii. Nasz raport powstał po to, abyśmy zwrócili większą uwagę na to, co nasze dzieci robią w sieci. Tak, zaglądajmy na komunikatory, tak, sprawdzajmy, z kim i o czym rozmawiają nasze dzieci. I nie, nie pozwalajmy im tam być poniżej 13. roku życia. Umawiajmy się z rodzicami, w jaki sposób nasze dzieci mogą się komunikować innymi kanałami.
Problem wydaje się jednak bardziej złożony, bo jak zweryfikować wiek dziecka, skoro wystarczy jednym kliknięciem potwierdzić, że ma się powyżej 13 lat…
To już zadanie dla firm Big Tech, aby wprowadziły skuteczniejsze metody weryfikacji danych osobowych nieletnich. Sama deklaracja nie wystarczy. W niektórych krajach – np. we Francji, Australii czy w wybranych stanach USA – za nieweryfikowanie danych osobowych dzieci nakładane są potężne kary finansowe. Polska pod tym względem to wciąż Dziki Zachód, dlatego liczę na wspólnotę odpowiedzialnych dorosłych, którzy wpłyną na systemowe regulacje.
A co pani sądzi o kontroli rodzicielskiej w telefonach czy komputerach?
Zdecydowanie popieram. Bardzo ciekawe jest to, że dzieci tych limitów wręcz potrzebują, mocno to wybrzmiało podczas naszej debaty. Dziewczynki zwróciły jednak uwagę, że limitów potrzebują również dorośli. Jedna z nich powiedziała: "Chciałabym, żeby tę dyskusję słyszała moja mama, żeby ona również mniej korzystała z telefonu".
"Dziewczynki i komunikatory", autorka raportu: Agnieszka Wójcińska, partner raportu: Fundacja Deloitte.