GwiazdyBez nich nie znalazłby się na szczycie. Żony Stephena Hawkinga

Bez nich nie znalazłby się na szczycie. Żony Stephena Hawkinga

Bez nich nie znalazłby się na szczycie. Żony Stephena Hawkinga
Źródło zdjęć: © East News
Paulina Ermel
14.03.2018 09:03, aktualizacja: 14.03.2018 11:27

Jane Wilde poznał podczas studiów w Cambridge. Trwała przy nim 30 lat. W 1995 roku poślubił opiekującą się nim pielęgniarkę Elaine Mason. I choć Stephen Hawking ostatnie naście lat życia był sam, to dzięki kobietom swojego życia zaszedł tak daleko.

Dla obcych geniusz, jeden z najwybitniejszych umysłów na świecie, profesor matematyki i fizyki teoretycznej, i kosmolog. Bliskim pokazywał zupełnie inną twarz – twarz osoby, którą choroba zmieniła nie do poznania. Tę drugą znała jego żona Jane Wilde.

Poznali się na studiach w Cambridge, na które zdecydował się po tym, jak przestał wystarczać mu Oxford. Wówczas Stephen prócz genialnego umysłu, przejawiał także smykałkę do różnego rodzaju aktywności fizycznych. Jeździł konno, wiosłował. To wtedy podstępna choroba dała o sobie znać – Stephen stracił równowagę, spadł ze schodów, uderzył się w głowę. W wieku 21 lat zdiagnozowano u niego stwardnienie zanikowe boczne. Było to tuż przed ślubem, a lekarze dawali Hawkingowi 2-3 lata życia. "Mocno się pokochaliśmy. Świetnie się razem bawiliśmy i głęboko wierzyliśmy, że uda nam się wygrać z chorobą, która powoli go dopadała" – wspominała Wilde przed premierą filmu dokumentalnego, który opowiada o wybitnym naukowcu. Hawking wpadł w depresję, a swój kiepski stan psychiczny próbował zwalczyć alkoholem. Małżeństwo z koleżanką ze studiów i jego pierwszą miłością w 1965 roku stało się punktem zwrotnym. Zapytana o to, dlaczego zdecydowała się poślubić mężczyznę, któremu dawano niewielkie szanse na przeżycie więcej niż trzech lat, Jane odpowiedziała: "Były to czasy w cieniu broni atomowej, więc i tak wszyscy mieli raczej niewielką oczekiwaną długość życia".

Obraz
© imgur

Stwardnienie zanikowe boczne to choroba neurodegeneracyjna, która może doprowadzić do całkowitego paraliżu. Tak też stało się z Hawkingiem – stopniowo tracił władzę nad kończynami i głosem. 11 lat po postawieniu diagnozy nie był w stanie samodzielnie wstać z łóżka. A jego mowę byli w stanie zrozumieć tylko ci, którzy byli z nim naprawdę blisko. Było ciężko, ale starał się nie poddawać. I to także dzięki żonie. W 1985 roku podczas pobytu w Genewie – pojechał tam na konferencję naukową – zachorował na zapalenie płuc. Pozornie niegroźną chorobę prawie przypłacił życiem. Wydolność płuc, która już i tak była ograniczona, gwałtownie się zmniejszyła i Stephen musiał przejść tracheotomię. W jej wyniku stracił zdolność mowy i do końca życia porozumiewał się ze światem zewnętrznym za pomocą syntezatora mowy. Wprowadzał do niego wypowiedzi za pomocą wirtualnej klawiatury.

Ten uśmiech

Pierwsza żona Hawkinga znała jego prawdziwą twarz. Ona trwała przy nim w momentach, kiedy geniusz umysłu przegrywał z fizycznym niedołęstwem. I choć nie było lekko, Jane opiekowała się nim przez 30 lat. Uwielbiała jego "piękne oczy i zawadiacki uśmiech". Ciało czasem zawodziło, ale magnetyczne spojrzenie pozostało na zawsze.

Rodzice Stephena ostrzegali 19-letnią wówczas Jane przed przyszłością z chorym mężem. W biografii "Music to Move the Stars: A Life with Stephen" przypomniała, co powiedział jej ojciec naukowca: "Życie naszego syna, a twojego męża, będzie krótkie, tak jak jego zdolność do sprostania mężowskim obowiązkom. Musicie szybko mieć dzieci".

Stwardnienie zanikowe boczne spowodowało, że Hawking był sparaliżowany, ale zachował możliwość płodzenia dzieci. Para doczekała się aż trójki – dwóch synów i jednej córki. Z licznych biografii astrofizyka wynika także, że seksualność była dla niego jednym z najważniejszych aspektów życia. Mówi się o tym, że naukowiec regularnie korzystał z barów ze striptizem i z klubów dla swingersów.

Obraz
© Twitter

Jane Wilde nie miała lekko. Nie chciała słuchać rodziców Stephena i szybko z żony zamieniła się także w jego pielęgniarkę. Zajmowała się wszystkimi obowiązkami domowymi, a do tego opiekowała się Hawkingiem – myła go, ubierała. Myślała, że da radę, ale wielokrotnie towarzyszyły jej myśli samobójcze. I nie o chorobę męża chodziło. "Podczas wszelkich konferencji podekscytowani fizycy zbierają się w małych grupkach, a ich żony stają się osobami drugiej kategorii" – pisała w pamiętniku. Czuła się przy nim jak pracownik, a nie jak kobieta. Mimo plotek o tym, że ukojenia szukała w ramionach innego mężczyzny – muzyka Jonathana Jonesa, Jane zapewnia, że była wierna kalekiemu mężowi. Aż do momentu, kiedy ten zostawił ją dla pielęgniarki Elaine Mason.

Drugie małżeństwo

Pamiętacie film "Teoria wszystkiego", w którym Hawking pokazany jest przede wszystkim jako cierpiący na okrutną chorobę mężczyzna? Była tam scena, w której naukowiec wraz z pielęgniarką Elaine Mason przeglądał czasopismo erotyczne. Odtwórca głównej roli – Eddie Redmayne – chciał pokazać, że Hawking był nie tylko wybitnym naukowcem, ale też facetem, który miał swoje potrzeby.

To właśnie Elaine poślubił niedługo po rozwodzie z Jane. O drugim małżeństwie Stephena Hawkinga było głośno w mediach. Prasa donosiła, że naukowiec nie raz padał ofiarą… przemocy domowej. Choć ten zaprzeczał, po ślubie zaczęły pojawiać się u niego dziwne obrażenia – złamana ręka czy pokaleczona twarz. Winę świeżo upieczonej małżonki Stephena potwierdzały także inne pielęgniarki, które się nim zajmowały. W 2004 roku "Daily Mail" cytował oskarżenia jego ówczesnej opiekunki: "Elaine wyzywała swojego męża od kalek, kąpała go w zbyt gorącej wodzie i pozwalała, aby leżał w mokrym od moczu ubraniu". Początkowo policja nie reagowała. Aż do pamiętnego razu, kiedy Hawking został na wiele godzin na pełnym słońcu – skończyło się odwodnieniem i poparzeniami, które na policję zgłosiła jego córka Lucy. Jednak z braku dowodów sprawę umorzono, a leżący w szpitalu naukowiec bronił swojej żony. Para była razem do 2006 roku.

Obraz
© Getty Images

Zaawansowana choroba i niepełnosprawność nie przeszkodziły Hawkingowi w odkrywaniu tajników nauki. Stephenowi dawano 2-3 lata życia, ale z wyjątkowo przewlekłą formą ALS, przeżył ponad 50. Jeszcze 5 lat temu mówił, że nie boi się śmierci. Choć miał świadomość, że każdy dzień może być jego ostatnim, korzystał z każdej sekundy, jaka była mu dana. Odszedł 14 marca 2018 roku w wieku 76 lat.