Blisko ludziBzdury i fakty o antykoncepcji

Bzdury i fakty o antykoncepcji

O antykoncepcji, niepłodności, znikających embrionach i o tym, do czego w przyszłości będzie służył seks opowiada ginekolog Katarzyna Kozioł.

Bzdury i fakty o antykoncepcji
Źródło zdjęć: © AFP

02.01.2007 | aktual.: 30.05.2010 18:51

O antykoncepcji, niepłodności, znikających embrionach i o tym, do czego w przyszłości będzie służył seks, w rozmowie z Olgą Woźniak mówi ginekolog dr Katarzyna Kozioł.

Pani pomaga niepłodnym parom mieć dzieci, a tymczasem politycy chcą oszczędzić pani pracy.

- Słyszałam. W trosce o to, by nie przybywało osób mających kłopoty z płodnością, chcą zakazać używania środków antykoncepcyjnych.

Mają rację?

- Jeśli chodzi im o środki hormonalne, to absolutnie nie. To najskuteczniejszy i najbezpieczniejszy sposób antykoncepcji. Może być stosowany przez młode kobiety, które jeszcze nie rodziły, bo nie powoduje żadnych trwałych następstw. Po odstawieniu takich środków szybko wraca płodność. Oczywiście muszą być one używane pod nadzorem lekarza i nie mogą być dostępne bez recepty. Co więcej, czasem antykoncepcję hormonalną stosuje się w celach leczniczych.

W jakich sytuacjach?

- Na przykład przy leczeniu niepłodności.

To pewien paradoks...

- Polega to na tym, że na jednym z etapów leczenia niepłodności pobudzamy organizm kobiety, by uwolnił kilka komórek jajowych naraz. Zanim to zrobimy, dobrze jest wyciszyć jej produkcję hormonów, by stymulacja była skuteczniejsza.

A jakie są inne choroby, w których pomagają hormonalne środki antykoncepcyjne?
- Choćby zespół policystycznych jajników, wskutek którego kobieta nieregularnie miesiączkuje. Powinno się jej regulować cykl owulacyjny i te leki świetnie się do tego nadają. Zaniedbanie tego naraża kobietę na działanie nieprawidłowych ilości hormonów. To zaś skutkuje rozrostami w macicy, a w konsekwencji nieraz i nowotworami.

Czyli antykoncepcja hormonalna nie szkodzi, a czasem nawet pomaga?

- Jeśli spełnionych jest kilka warunków: środki hormonalne mogą być stosowane u kobiet, które przynajmniej dwa lata już miesiączkują. Wcześniej mogą zaburzać oś podwzgórze-przysadka-jajnik, czyli wpływać na prawidłowe funkcjonowanie jajników. No i trzeba mieć na względzie przeciwwskazania do stosowania tych środków, które oczywiście istnieją. Trochę inaczej wygląda sprawa z inną metodą antykoncepcji, jaką są wkładki wewnątrzmaciczne.

Są mniej skuteczne?

- Bardzo skuteczne, ale mogą się z nimi wiązać pewne powikłania. Dlatego ich stosowanie zaleca się kobietom, które już rodziły.

Co się może stać?

- Wkładki mogą przyczyniać się do stanów zapalnych, które nieleczone mogą doprowadzić nawet do problemów z płodnością.

A dużo osób cierpi dziś na niepłodność?

- Bardzo wiele i coraz więcej. Szacuje się, że około 20% w wieku rozrodczym ma kłopoty z poczęciem dziecka. Ale u podstaw tego problemu naprawdę nie leżą środki antykoncepcyjne.

To co?

- Warunki życia: stres, zanieczyszczenie środowiska, praca w szkodliwych warunkach. Znakiem czasów jest to, że coraz trudniej dziś znaleźć dawców nasienia. Bo mężczyźni, którzy nawet uważają się za zdrowych, mają coraz mniej plemników, a do tego one coraz słabiej się ruszają. Bardzo niewielu panów jest w stanie spełnić warunki dawcy.

Dlaczego tak jest?

- Przyczyny męskiej niepłodności mogą być wrodzone, to na przykład zaburzenia w budowie narządów - niedrożność dróg wyprowadzających nasienie. To może być też efekt przebytych stanów zapalnych, może powikłanie po chorobach wieku dziecięcego, na przykład po śwince. Ale coraz częściej to po prostu wynik złych warunków pracy - tak się dzieje choćby u kierowców czy w zawodach, w których panowie narażeni są na przegrzewanie jąder. Także mężczyźni pracujący w kontakcie z chemikaliami i szkodliwymi substancjami nie mają się najlepiej. Swoje robią też dodatki chemiczne i hormonalne do żywności, a także zwykłe detergenty, na przykład płyny do zmywania, które mają w składzie substancje o budowie podobnej do hormonów żeńskich, w związku z tym mogą zaburzać produkcję plemników u mężczyzn.

A niepłodność kobiet?

- To często zaburzenia w owulacji na różnym tle, nierzadko związane ze stresem. Pod jego wpływem następuje w organizmie kobiety zwiększone wydzielanie prolaktyny - hormonu, który może zaburzać czynności jajników i rozregulować cykl miesięczny. Innymi przyczynami są także powikłania stanów zapalnych i inne choroby o nieznanej etiologii, na przykład endometrioza, którą coraz częściej rozpoznaje się u niepłodnych kobiet.

No to wiemy już, że antykoncepcja ma niewielki wpływ na naszą płodność. Ale czy może zaszkodzić, jak się już jest w ciąży? Czy wpływa na rozwój płodu?

- Nikt nie bierze przecież środków hormonalnych, będąc w ciąży! Gdy stosuje się regularnie hormonalne środki antykoncepcyjne, szansa na zajście w ciążę jest minimalna. Niebezpieczne dla ciąży są leki, w tym hormonalne, przyjmowane głównie w okresie, gdy kształtują się organy wewnętrzne płodu, czyli w około szóstym-ósmym tygodniu ciąży.

A jeśli jednak nastąpi uszkodzenie zarodka z powodu jakichś czynników, zanim zagnieździ się on w macicy?

- To się nie zagnieżdża, obumiera i organizm kobiety go wydala. To się zresztą z przyczyn naturalnych zdarza znacznie częściej, niż kobiety sobie to uświadamiają. To, że nie każdy zarodek jest w stanie dać ciążę, widzimy też, robiąc zapłodnienie pozaustrojowe.

Myślałam, że szansa na ciążę w warunkach wspomaganych jest dość duża.

- W najlepszych klinikach to około 40%. Ale my podajemy do macicy kobiety dwa rozwijające się embriony. Gdy wprowadzi się tylko jeden, szanse spadają do dwudziestu paru procent. A organizm kobiety jest odpowiednio przygotowany, by przyjąć ciążę.

Dwa embriony? To ile jest z tego bliźniąt?

- 20%. 80% to ciąże pojedyncze.

Co się dzieje z resztą?

- Mniej więcej 50-60% embrionów, które powstają zarówno w warunkach naturalnych, czyli w organizmie kobiety bez wspomagania, jak i przy metodzie in vitro, prawdopodobnie nie jest w stanie prawidłowo się rozwinąć albo w trakcie ich podziału dochodzi do jakichś błędów. I wtedy natura sama je eliminuje. Przychodzi miesiączka i kobieta nawet nie wie, że w jej organizmie doszło do zapłodnienia.

Państwo nie badają embrionów przed wprowadzeniem ich do organizmu kobiety?

- Nie. Choć diagnostyka preimplantacyjna rozwija się na świecie. Przymierzamy się do tego, ale to trudne. Trzeba się do tego przygotować nie tylko medycznie, ale także - określić, w jakich sytuacjach można badać zarodki, a w jakich nie. W chwili obecnej przeprowadzamy nieinwazyjne badania kobiet w ciąży.

Zdarzyło się kiedyś, że już w ciąży wykryto wadę dziecka i kobieta decydowała się na aborcję?

- Nie przypominam sobie takiego zdarzenia.

A czy w naturalnych warunkach rodzi się tyle samo bliźniąt, ile w klinice leczenia niepłodności?

- O wiele mniej. To rzadkie przypadki. Choć dziś w erze USG zdarza się, że kobieta podczas pierwszego badania widzi na ekranie bliźnięta, a przy następnym badaniu okazuje się, że jeden embrion znikł. To podobna sytuacja jak przy zarodkach jeszcze niezagnieżdżonych. Któryś z embrionów nie jest w stanie prawidłowo sie rozwinąć. Przed erą USG matka w ogóle nie wiedziała, że były dwa. Bardzo rzadko zdarza się też, że bliźniak obumrze później, i wtedy zostaje po nim ślad - czasem to tylko niewielka cysta przytwierdzona do łożyska, a czasem spora struktura, zwana z racji wyglądu płodem papierowym.

Teraz mamy rząd nastawiony prorodzinnie, któremu z pewnością nie będzie przeszkadzało, że pomagają państwo ludziom mieć dzieci. Czy jest duże zapotrzebowanie na leczenie niepłodności?

- Zapotrzebowanie jest ogromne. Powstało wiele ośrodków tego typu i myślę, że nie ma już od tego odwrotu. Co pewien czas w mediach słyszy się wprawdzie różne dyskusje, ale co z tego dla nas wyniknie, zobaczymy, jak powstaną odpowiednie przepisy.

A jakie są teraz?

- Teraz nie ma przepisów. Nigdy nie było ich w Polsce. W krajach, w których stosuje się takie metody leczenia, są przepisy regulujące rozród wspomagany medycznie. My na nie wciąż czekamy.

To czym się państwo kierują w swojej działalności?

- Ustaleniami wewnętrznymi wzorowanymi na europejskich i istniejącymi ustawami. Działamy zgodnie z ustawą o zakładach opieki zdrowotnej...

...i z ustawą o ochronie życia poczętego?

- Tak.

Ta ustawa jest właśnie dyskutowana. Jest nawet pomysł zmiany konstytucji, by chronić życie "od momentu poczęcia". Czy takie zmiany jakoś by uderzyły w państwa działalność?

- W naszą działalność to by nie uderzyło. My chronimy życie od samego poczęcia. Pociągnęłoby to za sobą zbyt poważne konsekwencje prawne. Dziś na przykład, gdy zagrożone jest życie ciężarnej kobiety i trzeba wybierać - ratuje się ją, a nie płód - a jak wówczas podejmowano by takie decyzje? Kogo by ratowano, skoro oba życia byłyby równoważne? No i jeśli zrównanoby status prawny embrionu z ludźmi urodzonymi, to mogłoby to doprowadzić do sytuacji, że na przykład taki zarodek, jeszcze nienarodzony mógłby dziedziczyć...

A czy wspomaganie rozrodu nie nakręca spirali niepłodności? Bo jeśli pomaga się mężczyźnie, który nie może mieć dzieci z przyczyn genetycznych, to czy jego potomstwo nie odziedziczy po nim tego problemu?

- Oczywiście, że może tak być. Ale są to pojedyncze przypadki. Przed leczeniem pary muszą poddać się badaniom genetycznym, aby wykluczyć dziedziczne przyczyny niepłodności, a jeśli takie występują, przedyskutować z lekarzem genetykiem wskazania do leczenia. Poza tym ogólnie płodność, szczególnie męska, spada. Dlatego niektórzy futuryści przewidują, że jeszcze kilka pokoleń i ludzie w ogóle mogą zatracić zdolność naturalnego rozmnażania. Wtedy seks będzie tylko dla przyjemności, a żeby mieć dziecko, będzie się szło do lekarza.

To ile jest dziś w Polsce dzieci urodzonych za pomocą metody in vitro?

- "Naszych" około czterech tysięcy. A są jeszcze inne kliniki. Może kilkanaście tysięcy? Rośnie powoli całkiem spory elektorat. I takich dzieci będzie coraz więcej. Stresu nam nie ubywa.

*Doktor Katarzyna Kozioł jest ginekologiem położnikiem. W warszawskiej klinice Novum zajmuje się leczeniem niepłodności.

Antyankieta

Kilkudziesięciu posłów PiS i LPR pracujących nad pakietem ustaw Narodowy Program Wspierania Rodziny umieściło w nim ustawę regulującą sprzedaż i używanie środków antykoncepcyjnych. A w niej zastrzeżenie, by na każdym opakowaniu prezerwatyw i pigułek antykoncepcyjnych pojawiły się przestrogi podobne do tych, które umieszczane są na papierosach. Głównymi orędownikami tych zapisów są poseł PiS Marian Piłka, posłanka LPR Anna Sobecka i kandydat LPR na prezydenta Warszawy Wojciech Wierzejski.

Antykoncepcja rozregulowuje organizm kobiety i prowadzi do niepłodności - alarmował w jednym z wywiadów Piłka. Ostrzegał też, że problem z niepłodnością ma w Polsce blisko milion kobiet. - Przecież antykoncepcja to tak samo duże zagrożenie jak narkotyki czy papierosy - dodawał. - Pigułki antykoncepcyjne powodują bezpłodność i powinno się ostrzegać przed ich stosowaniem.

Podobne poglądy ma posłanka Sobecka. Jeszcze podczas sejmowej debaty nad tym programem zaszokowała, mówiąc: - Niedopuszczalne jest szerzenie ideologii usprawiedliwiającej rozwody, antykoncepcję, sterylizację, prostytucję, pornografię, pedofilię czy różne zboczenia seksualne.(...) Ludzie zaś, którzy propagują antyrodzinne ideologie, winni odpowiadać za wykroczenie przeciw ludzkości. A "Gazecie Wyborczej" oświadczyła, że "wszystkie środki antykoncepcyjne są szkodliwe dla zdrowia". I: "Chirurgom lateks niszczy ręce, cóż dopiero z delikatniejszymi narządami".

Akceptując antykoncepcję i aborcję mężczyźni sami pozbawiają się męskości - ostrzegawczo cytuje Macieja Giertycha na swoim blogu politycznym Wierzejski. Jednak po wyborach, w których zdobył 0,3 procent głosów, był nieuchwytny, więc nie mógł bardziej szczegółowo ustosunkować się do tej kwestii.

Rząd zajmie się Narodowym Programem Wspierania Rodziny dopiero w przyszłym roku. Wtedy też zadecyduje, czy program wejdzie w życie i na jakiej zasadzie. Sam Sejm jednak przyjął już rezolucję w sprawie pilnego przygotowania i wprowadzenia w życie tego pakietu. Paweł Trzciński, rzecznik Ministerstwa Zdrowia, zapewnia: - Jeszcze nic o tym w ministerstwie nie wiemy, ale jeśli będzie taka dyspozycja sejmowa i rządowa, to na pewno ją wykonamy.

- Zapis o oznakowaniu środków antykoncepcyjnych znajdzie się na pewno w programie, razem z ulgami podatkowymi dla rodzin posiadających dzieci - upierał się Piłka. - Bo to, że są szkodliwe, jest tak bezdyskusyjne, jak fakt, że papierosy i alkohol szkodzą zdrowiu. Poseł Piłka twierdził, że swoich rewelacji o antykoncepcji dowiedział się z Internetu.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)