Condoleezza Rice - na straży supermocarstwa
Bez której George W. Bush być może nie znalazłby miejsca w historii w rozdziale, w którym się zapisał
Przyjaciele i współpracownicy nazywają ją "Condie", prasa "księżniczką-wojowniczką" lub "stalową lady". Mają na myśli tę samą, czarnoskórą doktor nauk politycznych, bez której George W. Bush być może nie znalazłby miejsca w historii w rozdziale, w którym się zapisał.
Condoleezza Rice jest pierwszą czarnoskórą kobietą, która została sekretarzem stanu w USA. Funkcję tę pełniła za czasów prezydentury George’a W. Busha, w latach 2005-2009. Za jego poprzedniej kadencji była przewodniczącą Narodowego Komitetu Bezpieczeństwa. O jej kompetencjach, a także ogromnej wiedzy przewyższającej zasób wiadomości prezydenta Busha (Juniora), krążyły liczne dowcipy. Na przykład o tym, jak Condie stara się wytłumaczyć Bushowi, że nowym liderem Chin został polityk o imieniu "Hu". "Who?" - pyta Bush. "Hu" - odpowiada Rice. "To właśnie chciałbym wiedzieć, who?" - próbuje dociec swego prezydent. Innym razem rozlegały się śmiechy w reakcji na żarty o pytaniach Busha kierowanych do prezydenta Brazylii, czy w kraju też mają czarnych. W każdym razie wiadomo było, że Condoleezza spędza z głową Stanów Zjednoczonych wiele czasu, tłumacząc mu zawiłości polityki międzynarodowej, a także kto jest kim i jaki ma wpływ na sytuację na świecie.
Dziewczyna z Bombingham
Droga Condoleezzy Rice do wysokich stanowisk w administracji państwowej zaczęła się w rodzinnej Alabamie, w mieście Birmingham, które w wyniku brutalnych ataków było nazywane potocznie "krwawym Bombingham". Urodziła się 14 listopada 1954 roku, czyli w czasach niebezpiecznych dla czarnoskórej ludności Stanów Zjednoczonych. Po latach wspominała, że gdyby patrolujący nocą ulice ojciec nie nosił ze sobą karabinu, prawdopodobnie nie żyłby już od dawna. Ekstremiści z Ku-Klux-Klanu przeprowadzali wiele brutalnych ataków. Uzbrojeni biali często jeździli w nocy po osiedlach zamieszkałych przez Afroamerykanów, strzelając w powietrze i podpalając samochody. W 1963 roku Condoleezza uczestniczyła w zajęciach szkółki niedzielnej, kiedy w sąsiednim kościele baptystów podłożono bombę. Wybuch zabił cztery osoby, w tym przedszkolną koleżankę Condie.
Condie urodziła się jako jedyna córka wielebnego Johna Rice’a oraz nauczycielki muzyki Angeleny Rice. Ojcu było bliżej poglądami do Partii Demokratycznej, jednak rasistowskie komentarze urzędnika w lokalu wyborczym, który nie chciał dopuścić czarnoskórego obywatela do oddania głosu sprawiły, że Rice opowiedział się za Partią Republikanów, która nie stosowała tak brutalnych praktyk. Przekonania, którymi kierowali się Republikanie, stały się tymi, które John wpajał swojej córce. Nie były one popularne wśród czarnoskórej społeczności. Tylko około dziesięciu procent Afroamerykanów popierało Republikanów. Stąd, kiedy George W. Bush zaangażował do swojego sztabu wyborczego Condoleezzę mówiono, że zrobił to, by przypodobać się czarnoskórym wyborcom, dla których był po prostu „rasistą z Teksasu”.
Wszechobecny w Alabamie rasizm zaszczepił w Condie chęć walki z przeciwnościami losu oraz potrzebę bycia lepszą od innych. Jej rodzice wspierali swoją córkę na każdym kroku. Zaczęło się od rozwijania umiejętności gry na fortepianie, którą dziewczynka rozpoczęła w wieku trzech lat. Muzyka była miłością jej rodziców, zresztą hołdem dla niej jest samo imię Condoleezzy, które pochodziło od włoskiego terminu muzycznego "con dolcezza", oznaczającego granie "ze słodkością". Zanim nauczyła się czytać, znała już nuty. Na piętnaste urodziny dostała w prezencie od rodziców fortepian Steinway. Do dziś czerpie wiele przyjemności z gry na tym instrumencie, zasiadając przy nim w każdej wolnej chwili. Uwielbiała także jazdę figurową na łyżwach, nawet marzyła, by zostać profesjonalną łyżwiarką. Marzenia te przewyższały ambicje wielu czarnoskórych dziewczynek, które często nie mogły sięgnąć wyżej niż do zawodu kucharki lub sprzątaczki. Rodzice Condie zapisali ją do szkółki łyżwiarskiej. Już jako dorosła kobieta, Rice
zaskoczyła gapiów zebranych wokół jednego z moskiewskich lodowisk, gdzie z łatwością wykonywała piruety i skoki z obrotami. Mimo wielu zainteresowań i zajęć dodatkowych, nie pozostawiała w tyle nauki. Do dziewiątej klasy musiała chodzić do szkoły przeznaczonej jedynie dla czarnoskórych dzieci, w której radziła sobie doskonale i przynosiła wysokie stopnie. Później rozpoczęła naukę w liceum dla dzieci różnych ras. Uczyła się języka francuskiego i hiszpańskiego. Rodzice wpoili jej to, że uczy się dla zdobycia wiedzy, a nie samej przyjemności. Podejście takie ma do dziś.
Wysokie stopnie, a także bystrość i inteligencja Condoleezzy, zaowocowały przeskoczeniem edukacji szkolnej o dwie klasy. Tym samym dziewczyna już w wieku piętnastu lat była gotowa do podjęcia nauki na uczelni wyższej. Jako dziewiętnastolatka ukończyła uniwersytet w Denver. Zainspirowana swoim wykładowcą i byłym czeskim dyplomatą, Josefem Korbelem (ojcem przyszłej sekretarz stanu w administracji Billa Clintona, Madeleine Albright), zainteresowała się polityką zagraniczną. Wyjątkowo ciekawe wydały jej się sprawy Związku Radzieckiego.
Po drodze do Białego Domu
Sowietologia nie była popularną nauką wśród kobiet, a tym bardziej czarnych. Tymczasem Condoleezzę pochłonęły intrygi i walka o władzę w Moskwie. Jej pasja zaprowadziła ją na stanowisko wykładowcy prestiżowego uniwersytetu w Stanford, gdzie dostrzegł ją generał Brent Scowcroft. Były to czasy rządów George’a H. W. Busha (seniora), burzliwe dla sowieckiego imperium, które właśnie się rozpadało. Scowcroft sprowadził Rice do Narodowej Rady Bezpieczeństwa, gdzie objęła posadę specjalistki do spraw ZSRR i Europy Wschodniej. Otoczenie prezydenta doceniło charyzmatyczną Condoleezzę, której wiedza i inteligencja szły w parze z uporem i zdecydowaniem. Zadziwiała mężczyzn swoją znajomością potencjału nuklearnego ZSRR, a także doskonale analizowała radziecką strategię w Afganistanie. Jej analizy były tak dobre, że Scowcroft często pokazywał je prezydentowi, który w całości zdawał się na informacje udzielane mu przez Rice.
Obecność Rice w otoczeniu Republikanów wzbudzała zainteresowanie i zdziwienie. Powołując się na biografię Condoleezzy Rice napisaną przez Antonię Felix, Condoleezza mogła zostać tak samo liberalną republikanką, jak i konserwatywną demokratką. Jednak to Scowcroft zaproponował jej stanowisko, które przyjęła i pozostała lojalna Partii Republikanów.
Po dwuletniej przygodzie z polityką, gdy do władzy doszli Demokraci, Rice wróciła na zachodnie wybrzeże Stanów Zjednoczonych, gdzie zasiadła w radzie nadzorczej koncernu naftowego Chevron Corporation. Jej imieniem nazwano jeden ze zbiornikowców należącej do firmy. W 1993 roku została pierwszą kobietą-rektorem Uniwersytetu Stanforda. Jedną z zasadniczych decyzji na nowo piastowanym urzędzie było zwolnienie wielu pracowników, bez porozumienia się z uniwersyteckimi komitetami. Wywołało to niechęć i zdziwienie środowiska uniwersyteckiego.
Przez cały okres pracy na Uniwersytecie Stanforda, pielęgnowała znajomość z klanem Bushów, która zaowocowała w przyszłości jej powrotem do świata polityki. Pozytywne rekomendacje otrzymane od ojca zachęciły prezydenckiego syna, George’a W. Busha, do zaangażowania Rice w swoją kampanię prezydencką. Po wygranej w wyborach, Bush bardzo często zabierał Condie w podróże służbowe, traktując ją jako jednego z najbliższych doradców. Ufał wiedzy Rice, która była nieporównywalnie większa od jego zasobów. Oferując jej posadę doradcy do spraw bezpieczeństwa, oddał jej niemal samodzielność w tworzeniu polityki zagranicznej.
Condoleezza Rice wykazała się nieprzeciętną lojalnością wobec prezydenta, którego samodzielnie przeszkoliła z zakresu struktur NATO i traktatów. Bush doceniał jej umiejętność skondensowania wiedzy, dzięki czemu nie musiał brnąć przez niekończące się dokumenty, serwowane mu przez innych doradców. Rice podkreśliła swoje kompetencje i zdolności do prowadzenia trudnych negocjacji podczas rozmów o tarczy antyrakietowej, a w 2001 roku dane było jej zmierzyć się z kwestiami terroryzmu, które stały się tematem numer jeden na całym świecie, po zamachach na World Trade Center. Rice charakteryzowała się realistycznym podejściem do spraw nuklearnych, łatwością w nawiązywaniu kontaktów i niezwykle silną osobowością. Nie zajęło jej zbyt dużo czasu wsunięcie się w krąg najbardziej zaufanych pracowników prezydenta, którym George W. Bush mógł powierzyć sprawy, w których nie czuł się komfortowo. Condoleezza była jedyną osobą, do której prezydent zwrócił się o radę w kwestii tekstu, który miał wygłosić po atakach 11 września
2001 roku. To ona też doradzała mu, jak ma się zachować i gdzie przebywać, by urząd prezydenta przetrwał. I także ona była jedyną osobą, która stała przy Bushu przez następne dni, bardzo ważne dla przyszłości kraju. A może też świata?
Busha i Rice połączyła być może głębsza więź niż tylko relacja zawodowa. Biografowie mówią o przyjaźni, a także ogromnym zaufaniu, którym szef obdarzał swoją podwładną. Była ona pierwszą osobą, do której dzwonił rano i ostatnią, z którą rozmawiał kończąc pracę. Jej styl pracy porównywany był do działalności Henry’ego Kissingera i Jamesa Bakera.
Zakupy z Condie
Po zakończeniu się prezydentury George’a W. Busha, Condoleezza Rice powróciła do pracy akademickiej, a także dołączyła do amerykańskiej, niezależnej organizacji Council on Foreign Relations (CFR), która zajmuje się szerokimi kwestiami związanymi z polityką międzynarodową i rolą w nich Stanów Zjednoczonych. Mimo wielu spekulacji, jakoby miała stanąć do wyborów jako kandydat na urząd prezydenta USA, nigdy tego nie zrobiła. Poparła wybór Hilary Clinton na stanowisko sekretarza stanu zachwalając byłą pierwszą damę słowami, że jest to osoba niezwykle inteligentna, która na pewno wykona swoją pracę dobrze. Cztery razy została uznana przez magazyn "Time" za jednego z najbardziej wpływowych ludzi na świecie. W podobnym rankingu, "Forbes" zamieścił ją na drugim miejscu. Nie zwraca uwagi na krytykę - wie, że taka wiąże się z jej wysokim stanowiskiem i radykalnymi decyzjami, które musiała podjąć. Dziś, pozbawiona tak ogromnej odpowiedzialności, którą wzięła na siebie wraz z wysokim stanowiskiem piastowanym w światowym
mocarstwie, Rice angażuje się w wiele kampanii społecznych. Wie, że jej głos się liczy. I prawdopodobnie, nigdy nie straci na wartości.
Condie nie ma męża ani dzieci. Uwielbia robić zakupy, zwłaszcza nałogowo kupuje buty. W sesjach zdjęciowych do magazynów kobiecych, zawsze nosi swoje własne ubrania. Marzy, by zasiąść w zarządzie ligi zawodowej futbolu amerykańskiego, którego jest wielbicielką (wiele lat temu nawet spotykała się z zawodnikiem Denver Broncos). Doskonale typuje wyniki meczy. Długo je pamięta, podobnie jak składy drużyn i taktyki trenerów. Analizuje mecze, odnosi kolejne triumfy, a na koniec dnia zasiada za fortepianem i przy dźwięku Mozarta lub Brahmsa odpływa w totalnie nieznaną nikomu przestrzeń. Kolejnego dnia znów wstaje o piątej rano, ćwiczy, po czym zabiera się za swoje obowiązki. Tych nigdy jej nie brakuje.
Karolina Karbownik/mp/WP Kobieta