Eva Peron – żadna pierwsza dama nie ma takiego życiorysu
Urodziła się w slumsach, lata później stały za nią miliony kobiet. To ona zapewniła im prawa wyborcze, to dzięki niej ich problemy docierały do władzy. Jedyne, co chciała osiągnąć, to by jej nazwisko zapisało się w historii. Tylko czy o takiej sławie marzyła?
- Czy pan słyszy? Nazywają mnie dziwką – stwierdziła Eva podczas jednej z oficjalnych podróży do Mediolanu, kiedy tłum zablokował ulicę. – Tak, słyszę. Ja też nie byłem na morzu od piętnastu lat i nadal tytułują mnie admirałem – odpowiedział towarzyszący jej Włoch.
Tę krótką historię przytacza w swojej książce „Seks i sława. Od Kleopatry do Polańskiego” Adam Ian. Eva Peron łatwego życia nie miała. Charyzmy nigdy jej nie brakowało. Jednak do dziś jej postać wzbudza wiele kontrowersji.
Zobacz też:
Podjęły decyzje, które zmieniły ich życie i nie żałują
Gabrielle Berlatier. To jej van Gogh dał swoje odcięte ucho
Louise Brown – pierwsze dziecko z probówki
Na dwa fronty
Historia Evy Peron niewiele różni się od tej Kopciuszka, zaserwowanej przez Disneya. Jej życie zaczyna się w argentyńskich slumsach. Matka, Juana Ibarguren, była kucharką. Męża nie miała, za to kilku kochanków. Jednym z nich był Juan Duarte, majętny farmer z Junin, jednej z prowincji Buenos Aires. Evita miała czworo rodzeństwa. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że Juan miał już jedną rodzinę i to równie liczną. Nie dawał rady finansowo. Nie był w stanie utrzymywać jednocześnie dwóch rodzin. Kiedy Evita była jeszcze mała, odszedł.
Juana i jej dzieci zostały na lodzie. Żeby jakoś żyć, pracowała razem z córkami u majętnych mieszkańców jako pomoc domowa. Matka dziewczyny wierzyła, że któregoś dnia córka poślubi bogatego kawalera i nie będą się już musieli przejmować brakiem pieniędzy. A Eva miała na życie swoje plany.
Marzyło się jej aktorstwo. Los chciał, że kiedy miała 15 lat, do miasteczka przyjechał Augustin Magaldi, gwiazda argentyńskiej sceny muzycznej. Rozmarzonej Evie wręczył pochopnie swoją wizytówkę z adresem jego mieszkania w stolicy. Niedługo później zapukała do jego drzwi. Powoli zaczęła spełniać swoje marzenie o aktorstwie. Początki wyglądały zupełnie zwyczajnie. Małe role w telenowelach za grosze, w szafie wisiała jedna sukienka, którą musiała na okrągło prać. Noce spędzała z kochankami, w ciągu dnia próbowała zaistnieć. Wreszcie się udało.
„On jest przywódcą, a ja tylko jego cieniem”
Z czasem zaczęła dostawać coraz poważniejsze role, a jej twarz pojawiała się na okładkach magazynów. Za kolejnymi propozycjami szły wielkie pieniądze, dzięki którym mogła zacząć lepsze życie i jeszcze pomóc rodzinie. Eva Duarte stała się jedną z najpopularniejszych aktorek w całej Argentynie.
Była piękna, podobała się mężczyznom. Żaden nie mógł przejść obok niej obojętnie. Ten największy romans z przywódcą kraju zaczął się jednak mało spektakularnie. Według jednej z miejskich legend, z Juanem Peronem poznała się na zawodach bokserskich. Ta bardziej romantyczna wersja zakłada, że pierwszy raz spotkali się na balu charytatywnym, zorganizowanym tuż po trzęsieniu ziemi. Z imprezy wyszli, trzymając się za ręce.
Z czasem stawali się sobie coraz bliżsi. Eva nie odstępowała go ani na krok. Pewnie tylko to zwróciło jego uwagę na aktorkę. To nie była zwyczajna relacja. - Jeśli jest tak, jak pan mówi, i sprawy kraju są pana własnymi sprawami, przysięgam, że choćby wymagało to największych poświęceń, nie opuszczę pana aż do śmierci – mówiła przyszłemu mężowi.
Eva wyglądała dobrze u boku generała, którego propozycje reform nie podobały się wszystkim. Stawała się narzędziem do kontaktowania się ze społeczeństwem. To nie była już Eva – aktorka ze slumsów, ale Eva – partnerka przywódcy. Pobrali się 22 października 1945 roku. Tu zaczyna się jej najważniejsza rola – pani prezydentowej.
Brudy z przeszłości
Miała być najważniejszym elementem polityki prowadzonej przez Perona. Nieco przeszkadzał jednak jej życiorys. O większości historii z jej dzieciństwa historycy dowiedzieli się dopiero po latach. Eva razem ze sztabem urzędników zataiła większość niewygodnych faktów.
- Eva Peron miała złożony charakter. Umiała być mściwa, ale i wspaniałomyślna, wykorzystywała seks jako środek pozwalający na zdobycie majątku i władzy, jej dwóch prawdziwych miłości. Dla nisko urodzonej argentyńskiej kobiety seks pozostawał jedynym narzędziem kariery, a Eva wiedziała, jak go użyć. Po ślubie z Peronem zatarła ślady swojej przeszłości, która znana jest obecnie tylko z plotek i domysłów. Czasami pomawiano ją, że zaczynała karierę w Buenos Aires jako prostytutka, ale jedyną przesłanką potwierdzającą te domysły miało być późniejsze poparcie legalizacji domów publicznych, udzielone przez panią minister Peron. Wspinając się po szczeblach kariery, została kochanką szeregu mężczyzn. Pozowała też do rozebranych zdjęć, które później skrupulatnie zniszczono – demaskuje jej życie prywatne Adam Ian we wspomnianej już książce.
Niewielu potrafiło wykorzystać te ciemne plamy z jej życia przeciwko rządzącemu. Tłumy ją uwielbiały. Była piękna, wydawało się, że mądrze mówi. Idealna pierwsza dama.
- Identyfikując się z ojczyzną, poświęcę jej całe swoje życie, ponieważ są jeszcze w tym kraju ludzie biedni i nieszczęśliwi oraz pozbawieni wszelkiej nadziei i chorzy. Wiem to. Doświadczyłam tego na własnej skórze – przyznawała pani Peron.
Wielka miłość
Prości obywatele mogli ją kochać, ale wśród elit nie miała zbyt wielu fanów. Wyśmiewano jej akcent i codzienne „przemyślenia”. Kiedy dziennikarze pytali o jej ulubioną książkę, mówiła, że „lubi wszystko, co czyta”. Wreszcie jednemu zwierzyła się, że jej ulubieńcem jest „Plutarch, starożytny pisarz”.
W swojej radiowej audycji była specjalistką na każdy temat – od inflacji do polityki zagranicznej. Najchętniej wypowiadała się jednak o mężu.
- Kocham Cię tak bardzo, że graniczy to z bałwochwalstwem. Być może nie zdołałam okazać Ci ogromu moich uczuć, ale pragnę Cię zapewnić, iż dużo musiałam w życiu walczyć, żeby stać się kimś. Wiele wycierpiałam, ale wtedy pojawiłeś się Ty i uszczęśliwiłeś mnie tak, że do dziś wydaje mi się, że to sen; jedyne, czym mogłam cię obdarzyć, moje serce i duszę, ofiarowałam Tobie. Przez trzy lata naszego stale rosnącego szczęścia ani przez chwilę nie przestałam Cię wielbić i dziękować Bogu, że w swojej dobroci wyróżnił mnie, obdarowując Twoimi względami, których zawsze starałam się być godna, robiąc wszystko, by cię uszczęśliwić. Nie wiem, czy mi się to udało, ale pragnę Cię zapewnić, że nikogo na świecie bardziej nie szanowałam i nie kochałam. Jestem Ci tak wierna, że jeśli Bóg nie zgodzi się na szczęście dalszego kochania Ciebie i powoła mnie do siebie, to pozostanę Ci wierna i po śmierci i będę Cię czciła zza grobu… - pisała w jednym z listów do męża.
Dama dla wszystkich
Mimo że jako aktorka dorobiła się sporego majątku, w oficjalnych wystąpieniach cały czas powtarzała, że wywodzi się ze slumsów i doskonale rozumie najbiedniejszych.
- Nigdy nie miałam trudności w kontaktach z robotnikami. Zgadza się, to prości ludzie. Mówią wszystko bez ogródek. Nie potrzebują długich wstępów, żeby wyrazić to, co myślą, ponieważ jeszcze nie nauczyli się kłamać – mówiła.
Politycy i wojskowi musieli zacisnąć zęby. Evicie wielokrotnie próbowano przeszkodzić w sprawowaniu urzędu. Jak choćby wtedy, kiedy odmówiono jej szefowania najważniejszej organizacji charytatywnej w kraju. Wcześniej stanowisko to obejmowały wszystkie pierwsze damy, tym razem uznano, że nowa jest zbyt młoda, a jej przeszłość nie prezentuje się najlepiej. Jednym telefonem Evita odcięła organizację od rządowego finansowania. Kilka tygodni później zakończyli działalność, a pani Peron otworzyła swoją fundację.
Miliony płynęły do niej niemal nieustannie. Część wpłacono po dobroci, część pod przymusem. Biznesmeni byli szantażowani przez jej męża. Mogła przecinać wstęgi i podkreślać zły los najbiedniejszych, ale od luksusów nie stroniła. Jej kolekcja butów, sukienek i kapeluszy kosztowała krocie. To nie przeszkadzało jej jednak pozować na świecką świętą.
„Niech żyje rak!”
Kiedy Perona wybrano w 1952 roku ponownie na urząd prezydenta, Evę okrzyknięto Duchową Przywódczynią Narodu. Społeczeństwo dało się karmić populistycznymi hasłami małżeństwa do tego stopnia, że mało kto zdawał się przejmować kryzysem gospodarczym w kraju.
Eva już wtedy wiedziała, że jest ciężko chora. Lekarze zdiagnozowali u niej raka macicy. Nie chciała się jednak poddać leczeniu, a nowotwór nie miał dla niej litości. Nikła w oczach, nie pojawiała się już tak często publicznie. Podobno jeszcze przed śmiercią przeszła lobotomię – zabieg miał złagodzić jej ból. Niektórzy twierdzą, że choroba zrobiła z niej agresywną wariatkę i w ten sposób mąż chciał zapobiec zamieszkom w stolicy.
Eva Peron zmarła 26 lipca 1952 roku. Miała 33 lata. Jeszcze tego samego dnia ktoś napisał na murze: „Niech żyje rak!”. Wyprawiono jej królewski pogrzeb, na którym pojawiły się tłumy Argentyńczyków. Ciało zmarłej wystawiono na publiczny widok w szklanej trumnie. Peron zapewniał, że wybuduje jej pomnik większy niż Statua Wolności. Nie zdążył, bo odsunięto go od władzy. Ciało Evity znikło na 16 lat. Dopiero później wyszło na jaw, że pochowano ją w Mediolanie pod fałszywym nazwiskiem.
W Argentynie spoczęła dopiero w latach 70. Do dziś wielu czci ją jak świętą.