I blame Coco - „Córka Stinga”
Minie jeszcze trochę czasu, kiedy o „I blame Coco” przestanie się pisać jako o „córce Stinga”. Po pierwsze, jej dorobek muzyczny nie jest aż tak imponujący, by się na nim skupić, po drugie, chropowate brzmienie wokalisty The Police faktycznie słychać, kiedy odtwarza się utwory Coco, po trzecie – to po prostu prawda: wokalistka jest córką Stinga i aktorki Trudie Styler.
16.03.2011 14:22
Minie jeszcze trochę czasu, kiedy o „I blame Coco” przestanie się pisać jako o „córce Stinga”. Po pierwsze, jej dorobek muzyczny nie jest aż tak imponujący, by się na nim skupić, po drugie, chropowate brzmienie wokalisty The Police faktycznie słychać, kiedy odtwarza się utwory Coco, po trzecie – to po prostu prawda: wokalistka jest córką Stinga i aktorki Trudie Styler.
W Polsce wysyp nagłówków o powiązaniach rodzinnych mamy jeszcze przed sobą: Eliot Paulina Sumner, znana również jako Coco – angielska kompozytorka, wokalistka i multiinstrumentalista, nagrywająca pod nazwą „I Blame Coco”, wystąpi bowiem w stołecznej Stodole 20 marca. Jeśli wierzyć w zapisy na forum jej strony internetowej: koncert jest bardzo oczekiwany, tak jak zresztą wszystkie jej występy. „Przyjedź do Graz! Przyjedź do Malmo! Jak cudownie, ze będziesz w Warszawie!” – minipamiętnik z trasy koncertowej po Europie, pisany przez samą Coco, upstrzony jest takimi wpisami.
Przy okazji pojawią się oczywiście komentarze: czy dobrze jest być dzieckiem muzyka i zaczynać muzyczna karierę? Czy dzieci znanych osób zaczynają karierę wcześniej? Sama Coco przyznaje, że zaczęła grać na rozmaitych instrumentach już jako bardzo mała dziewczynka, lecz choć myślała o muzyce bardzo poważnie, nie brała pod uwagę kariery wokalnej.
Czy zaważyła na tym kariera taty? - Nigdy nie chciałam być dzieckiem, które idzie w ślady swoich rodziców, ale tak, podejrzewam, że mój ojciec jest ze mnie dumny. On robi jednak swoje rzeczy, a ja robię swoje - mówiła dziennikarzom „The Telegraph". Przyznaje też, że nigdy nie brała lekcji śpiewu, bo nie myślała, że będą jej potrzebne. Ze śmiechem dodaje, że kiedy stara się śpiewać głośno – mogłaby straszyć dzieci.
Za to kiedy śpiewa ciszej, miejscami jej wokal przypomina głos Stinga. Podobną matowość i chropowatość wzmacnia jeszcze to, że w pierwszym momencie nie wiemy, czy piosenkę śpiewa mężczyzna czy kobieta. Zresztą Coco, obdarzona niezwykłą wypadkową urody rodziców, czasem lubi wychwalać swoją androginiczność. Pasuje to do wykonywanego przez nią gatunku muzyki, synth popu, granego również przez Alphaville, Duran Duran czy Pet Shop Boys.
W Polsce wokalistka pojawi się przy okazji promowania swojego pierwszego albumu, który powstał trochę jako wypadkowa jej spotkania ze szwedzką wokalistką Robyn. - Najpierw po prostu bawiłyśmy się dobrze razem, a potem okazało się, że dobrze się rozumiemy i powstał pomysł na wspólną piosenkę – opowiada Coco. To od tego utworu zaczął się plan nagrania "The Constant", debiutanckiej płyty, która ukazała się pod koniec października 2010 roku. Robyn „pożyczyła” też Coco swojego producenta i studio nagraniowe w Szwecji. Stworzony tam niezwykły miks inspiracji - od Fleetwood Mac i Depeche Mode po Sex Pistols czy U2 oraz ulubione niegdyś przez wokalistkę reggae – już niedługo na żywo w Polsce.
(ak/sr)