Nadmiar higieny szkodzi
Dom lśniący czystością, bez jednej drobiny kurzu, to marzenie, a często punkt honoru wielu kobiet na całym świecie. Żeby to osiągnąć kupują coraz to nowsze środki czystości, a reklamy obiecują, że zabiją one każdą bakterię wyglądającą w spocie niczym potwór. Naukowcy przestrzegają jednak, że silne preparaty antybakteryjne bardziej szkodzą niż pomagają.
23.03.2011 14:59
Dom lśniący czystością, bez jednej drobiny kurzu, to marzenie, a często punkt honoru wielu kobiet na całym świecie. Żeby to osiągnąć kupują coraz to nowsze środki czystości, a reklamy obiecują, że zabiją one każdą bakterię wyglądającą w spocie niczym potwór. Naukowcy przestrzegają jednak, że silne preparaty antybakteryjne bardziej szkodzą niż pomagają.
Zanim firmy produkujące chemię domową zaczęły wypuszczać na rynek coraz silniejsze specyfiki, ludzie tradycyjnie jako środków czystości używali zwykłych mydeł, środków z alkoholem, chlorem, który wybiela, czy nadtlenkiem wodoru. Pozwalają one wyczyścić powierzchnię, zlikwidować nadmiar bakterii, można je łatwo spłukać. Tym samym nie zagrażają naszemu zdrowiu. Inaczej dzieje się, kiedy sięgamy w naszych domach po silną chemię antybakteryjną.
Ręce bez jednej bakterii
Mydła antybakteryjne pod lupę wzięli naukowcy z USA, a swoje badania opublikowali w serwisie naukowym Eurekalert. Zaobserwowali, że młodzi ludzie korzystający z mydeł, zawierających środek o nazwie triklosan, częściej zapadają na alergie. Poza tym można go znaleźć w pastach do zębów, sprzęcie medycznym, a nawet długopisach i torbach na pieluchy.
Naukowcy z Michigan badali poziom triklosanu w moczu, zbierali też dane na temat występowania alergii i poziomu przeciwciał, które odpowiadają za układ odpornościowy. Okazało się, że osoby, które miały podwyższony poziom triklosanu, częściej chorowały na alergie. Wniosek, jaki z tego wyciągnęli, był jednoznaczny: nadmiar higieny prowadzi do zaburzenia rozwoju mikroorganizmów korzystnych dla prawidłowego działania naszego układu odpornościowego.
To nie ostatni zarzut naukowców pod adresem środka antybakteryjnego. Zaobserwowali również, że triklosan łączy się z chlorem, stosowanym do uzdatniania wody i może przekształcić się w szkodliwy chloroform. Poza tym zanieczyszcza rzeki, do których spływają ścieki z gospodarstw domowych. W ten sposób może trafiać do roślin uprawnych, które później spożywamy. Triklosan znaleziono też w ludzkim mleku, na szczęście w dawkach, które nie są szkodliwe dla niemowląt.
POLECAMY: * Facet u kosmetyczki*
Mieszkanie czyste jak łza
Mydło nie jest jedynym środkiem antybakteryjnym stosowanym w gospodarstwach domowych. Substancje zabijające zarazki coraz powszechniej dodawane są do wielu preparatów czyszczących. Najczęściej nie tylko niszczą drobnoustroje i nie pozwalają im się rozwijać przez jakiś czas, ale też długo utrzymują się na przetartych nimi powierzchniach.
Bakterie, które nie zginęły od razu, żeby przeżyć w niesprzyjających dla siebie warunkach mutują się i tworzą szczepy odporne na jakiekolwiek środki, chociażby i najsilniejsze. To organizmy o dużych zdolnościach adaptacyjnych. Są zaprogramowane na przetrwanie i zazwyczaj zamiast zginąć pod wpływem silnych środków chemicznych, uodporniają się na nie. W ten sposób zamiast je likwidować, tworzymy superbakterie. Substancje antybakteryjne, zawarte w środkach czyszczących, mogą też spowodować, że mikroby uodpornią się na niektóre antybiotyki.
Pochwała zwykłego mydła
Zdaniem naukowców zwykłe mydło jest równie skuteczne, co silny preparat - taki komunikat w 2000 roku ogłosiło Amerykańskie Stowarzyszenie Medyczne (AMA). I właśnie ono powinno być wykorzystywane w naszych domach. - Środki bakteriobójcze należy zostawić szpitalom - skwitował biolog molekularny John Gustafson z New Mexico State University.
mos/kg
POLECAMY: * Facet u kosmetyczki*