Denuncjacja
Radosny duch karnawału nie dotarł do mojego osiedla. Wprost przeciwnie. Sąsiadom udało się zepsuć moją prywatkę. A jak u Państwa z szaleństwem zabawy i tańca? Też posucha? To czymże będzie Wielki Post, jeśli teraz nie grzeszymy w karnawale!
24.02.2011 15:59
Radosny duch karnawału nie dotarł do mojego osiedla. Wprost przeciwnie. Sąsiadom udało się zepsuć moją prywatkę. A jak u Państwa z szaleństwem zabawy i tańca? Też posucha? To czymże będzie Wielki Post, jeśli teraz nie grzeszymy w karnawale!
Impreza w stylu domowej prywatki, którą zorganizowałam parę dni temu dla swoich znajomych i przyjaciół, została przerwana kwadrans po pierwszej w nocy przez wizytę trzech panów z policji w pełnym rynsztunku. Wyglądali co najmniej jakby przyjechali pacyfikować Baraninę, Rodzinę Soprano i domową fabryczkę amfy.
A tu tylko ja, trzeźwa gospodyni oraz miło roztańczeni znajomi przy winku i wódeczce. Nikt nikogo nie zarzyna, żona nie bije męża. No, ale faktycznie - już po północy, a my słuchamy starych nagrań Kultu, zaś palacze na balkonie głośno się śmieją. W karnawale to niedopuszczalne.
W weekend karnawałowy trzeba grzecznie zjeść papu, zrobić siusiu, zmówić paciorek, rączki na kołderkę i spać. Najpierw ludzie decydują się na to, by mieszkać w centrum miasta, a potem oczekują ciszy. Mam małe dziecko, wśród gości był nawet dwumiesięczny niemowlak śpiący w pokoiku dziecięcym. Mimo to nigdy w życiu nie zdarzyło mi się nasyłać policji, gdy ktoś z sąsiadów obchodził imieniny czy bawił się na domówce.
Zgłosiłam dzień wcześniej, iż organizuję prywatkę mojemu szefowi wspólnoty oraz osobiście przestrzegłam wszystkich sąsiadów z bloku pukając do ich drzwi w przeddzień imprezy. Lecz i tak ktoś nas zadenuncjował. Podobno ktoś z bloku naprzeciwko. No tak, robiąc imprezę karnawałową trzeba po prostu być cichutko, najlepiej zasiąść przy brydżu lub scrabble’u.
Ewentualnie mieć gruby portfel i wynająć jakiś bar na mieście lub salę balową w amerykańskim hotelu. Albo jeszcze lepiej. Nie bawmy się nigdy, bo po co babcię denerwować. I sąsiadów. I wszystkich tych, którzy nawet raz w roku nie mają czasu, siły i nastroju, by zaszaleć. Albo wykazać się za kilka dni imprezą jeszcze bardziej rozbujaną i roztańczoną niż nasza.
Muzykę rzecz jasna przyciszyłam, policjanci po spisaniu i upomnieniu mnie poszli dalej walczyć o spokój w mieście, a my kontynuowaliśmy karnawałowy wieczór wśród nocnej ciszy, świec i wina. Na szczęście dobra zabawa nie musi być głośna, ale czyżby Polacy sądzili, iż tańce mogą odbywać się wyłącznie w telewizji TVN?
Niech wszyscy, którzy lubią tańczyć, siedzą w plastikowym studio i tam pomiędzy czytanymi z promptera dowcipami pani Skrzyneckiej wywijają fokstroty. Na domówkach ma być spokój, bo sąsiedzi kontemplują karnawałową ciszę.