"Trzeba żyć dla wielu ludzi" - historia Gao Yaojie
Nie wierzy w ideologię ani religię. Swoje życie podporządkowała jednej myśli: „Trzeba żyć dla wielu innych ludzi.” Gao Yaoije – ginekolog-położnik, która wypowiedziała wojnę funkcjonującym w Chinach nielegalnym bankom krwi powodującym rozprzestrzenianie się AIDS.
16.03.2012 | aktual.: 20.03.2012 16:38
Nie wierzy w ideologię ani religię. Swoje życie podporządkowała jednej myśli: „Trzeba żyć dla wielu innych ludzi.” Gao Yaojie – ginekolog-położnik, która wypowiedziała wojnę funkcjonującym w Chinach nielegalnym bankom krwi powodującym rozprzestrzenianie się AIDS.
Sześć lat po odejściu na emeryturę, w 1996 r., została wezwana do szpitala na pilną konsultację medyczną. Pacjentka miała opuchnięte podbrzusze i wysoką gorączkę, której nie udawało się zbić mimo zaaplikowanych leków. Podejrzewano raka, ale okazało się, że kobieta cierpiała na AIDS. Dwa dni po tym, kiedy zobaczyła ją dr Gao, 42-letnia kobieta zmarła.
Ten przypadek sprawił, że zaczęła szukać odpowiedzi na pytanie: jak dochodzi do zakażenia wirusem HIV? Odpowiedzi, które znalazła, nie tylko całkowicie zmieniły jej życie, ale też losy wielu jej rodaków.
Władze państwa utrzymywały, że powody rozprzestrzeniania się HIV to dożylne zażywanie narkotyków lub przygodne kontakty seksualne. Jednak opisana pacjentka nie prowadziła takiego trybu życia. Okazało się, że rok wcześniej miała wykonaną transfuzję krwi.
Gao jeździła z wioski do wioski, oferując bezpłatne badania lekarskie. Jej podejrzenia się sprawdziły – przypadek kobiety ze szpitala był jedynie wierzchołkiem góry lodowej.
Miliony ludzi, biednych farmerów, umierało na AIDS, bo – aby dorobić i móc zapewnić dzieciom szkołę, zapłacić podatki czy rachunki – oddawali krew w zamian za 5 dolarów. Gao odkryła prężnie działające nielegalne banki krwi prowadzone przez oszustów w zmowie z władzami lokalnymi. Twórcy tego mobilnego biznesu pobierali krew od dawcy, mieszali ją z krwią innych osób, odciągali osocze, a następnie wstrzykiwali krew dawcy z powrotem, by nie doprowadzić do anemii oraz umożliwić mu ponowne jej oddanie w niedługim czasie. Gao odkryła także, że szpitale, które miały problemy finansowe, kupowały osocze na czarnym rynku i odsprzedawały je pacjentom, podbijając kilkakrotnie cenę.
Owe 5 dolarów, które za oddanie krwi otrzymywali farmerzy, wydawało się dość konkretnym zarobkiem, szczególnie że wiedza o zagrożeniu wirusem HIV wśród tamtejszego społeczeństwa była znikoma. Gao Yaojie inwestowała swoje prywatne pieniądze w wydawanie broszur informacyjnych i małej książeczki na temat tego, jak zapobiegać zakażeniu. Rozdała ich odpowiednio 530 tys. i 300 tys. egzemplarzy.
Myślała, że kiedy opowie władzy, co dzieje się na terenach wiejskich, ta niezwłocznie podejmie działania zmierzające do rozwiązania problemu. Reakcja była jednak zupełnie odwrotna. Nakazano jej milczenie. Mobilne banki krwi zostały zakazane w 1998 r., ale biznes przeniósł się w znacznej części na czarny rynek. „Kryzys związany z AIDS stawiam na równi z atakami terrorystycznymi czy wojnami światowymi” – powiedziała Gao Yaojie, udzielając wywiadu dla CNN. Stwierdziła też, że problem nie dotyczy tylko Chin, lecz całego świata. O rozprzestrzenianiu się AIDS zaczęła mówić publicznie, jednocześnie dalej niosąc bezpośrednią pomoc ofiarom tej choroby.
W jednym z wywiadów powiedziała, że swój nieugięty charakter zawdzięcza dziadkowi, który wpoił jej określone zasady, ukształtował jej moralność.
Gao dziś ma 85 lat. Dorastała na prowincji Shendong, w zamożnej rodzinie ziemiańskiej. Duży wpływ na nią miał jej dziadek – Xu Jiru. W rzeczywistości był on jej stryjem, ponieważ została adoptowana przez szwagierkę i brata swojego biologicznego ojca. Ten miał kilkanaścioro dzieci, więc zgodnie z chińską tradycją oddał kilkoro (dokładnie troje) swojemu bezdzietnemu rodzeństwu. Jednym z nich była Gao.
Xu Jiru, którego Gao nazywała mamą i któremu pewnie najwięcej w swoim życiu zawdzięcza, był przez wiele lat wykładowcą na cesarskiej uczelni – Hanlin Academy, a także nauczycielem młodego cesarza Guangxu z dynastii Qing. W ostatnich latach swojego życia oddał się edukacji wnucząt, które wychowywał w duchu konfucjańskim. Gao wcześnie nauczyła się czytać i pisać, potrafiła recytować utwory klasyków. Jej dziadek zmarł, kiedy była jeszcze mała, ale przekazane przez niego wartości zostały w niej na lata. Nauczył ją dużej uczciwości, wrażliwości społecznej i humanitaryzmu.
Po śmierci dziadka zbliżyła się do swojej adopcyjnej matki. Była to kobieta dość dobrze wyedukowana i zamożna. Kiedy owdowiała, mało wychodziła z domu, bo twierdziła, że unikanie „małych” ludzi oszczędza człowiekowi plotek.
Do szkoły średniej Gao chodziła już w prowincji Henan. Rodzina przeprowadziła się tam wraz z nastaniem wojny. Ta część kraju uchodziła za dość bezpieczną. Wówczas jednak znacznie zubożeli. Jej ojciec biologiczny musiał mielić mąkę, by zarobić na życie. Kiedy natomiast jej ojciec adopcyjny, ze względu na problemy ze zdrowiem, nie mógł już dłużej pracować, ich głównym dochodem stał się czynsz z wynajmowanej posiadłości rodzinnej.
Gao skończyła medycynę na Uniwersytecie Henan. Zdecydowała się na ten zawód, bo lekarze mieli praktycznie zagwarantowaną pracę. Kiedy była na studiach, największym przyjacielem Chin był Związek Radziecki, natomiast najgorszym wrogiem – Stany Zjednoczone. Na uczelni zakazano korzystania z jakichkolwiek publikacji anglojęzycznych, wykładowcy część tekstów musieli tłumaczyć na chiński lub rosyjski. Gao konwersuje dziś w czterech językach, lecz angielskiego nie zna.
Rok po skończeniu studiów, w 1954 r., dostała pracę w szpitalu w Henan. Była ginekologiem-położnikiem. Uważa, że tę specjalizację (która uchodziła za najbardziej męczącą) przyznano jej za karę, za pochodzenie. Jej jednak odpowiadała. W latach 50., w entuzjastycznej odpowiedzi na zachęty władzy, rodziło się w Chinach bardzo dużo dzieci. Gao odbierała codziennie mnóstwo porodów. Na oddziale była jedynym położnikiem. Jako lekarz zdobyła duży autorytet. Nawet gdy odeszła na emeryturę, zgłaszali się do niej pacjenci z prośbą o konsultacje.
W tym samym czasie, w którym zaczynała pracę, wyszła za Guo Mingju – lekarza rodzinnego. Gao wyznaje, że jej mąż nie należał do specjalnie utalentowanych mężczyzn, ale był bardzo dobrym człowiekiem. „Wyszłam za niego, bo myślałam, że moje życie było ciężkie, a moja osobowość zadziorna” – mówi. Aktywistka dodaje, że gdyby poślubiła stanowczego mężczyznę, ciągle by się kłócili.
Mąż tolerował jej poświęcenie w działaniach na rzecz profilaktyki AIDS. Tęsknił za spokojnym życiem na emeryturze, kilka razy o tym wspomniał, ale jednocześnie chyba rozumiał potrzebę wypełniania misji, jaka drzemała w Gao. Mniej zrozumienia dla tego, co robiła dla innych, miały jej własne dzieci. Gao oddawała się najbardziej pomocy sierotom, których rodzice padli ofiarą AIDS. Znajdowała im rodziny zastępcze, niektóre dzieci przyprowadzała do domu. Syn zagroził, że je wywiezie, nie chciał mieć z nimi nic wspólnego. Gao myśli, że bał się zarazić.
Przywołuje widok jednej z wiosek, które odwiedzała. Usłyszała płacz dziecka wołającego swoją mamę. Kiedy weszła do domu, zobaczyła, że kobieta się powiesiła. Małe dziecko nie zdawało sobie z tego sprawy i prosiło, by zeszła na ziemię. Kobieta popełniła samobójstwo, gdy dowiedziała się, że jest zakażona wirusem HIV. Gao podkreśla, że podobne sceny rozgrywały się w wielu wioskach na prowincji Henan. Przez lata pomogła 160 sierotom znaleźć nowy dom.
Paradoksalnie, jej własne dzieci w jakimś sensie ją opuściły. Gao nigdy nie miała dobrych relacji z władzami państwa, najpierw ze względu na swoje pochodzenie ziemiańskie, potem – z racji na prowadzenie działań w zakresie AIDS. Wielokrotnie była represjonowana. W 1967 r. została uwięziona w szpitalu i przymuszona do strajku głodowego, a także zamknięta w kostnicy. Potem przez 18 miesięcy przebywała w więzieniu. Na skutek pobić, jakich jej w tamtym czasie nie szczędzono, duża część jej żołądka musiała zostać chirurgicznie wycięta. Do tej pory Gao ma problemy z jedzeniem i chroniczną biegunką. Nie może spożywać mięsa, owoców i mleka.
Represje spotkały też jej rodzinę. Do więzienia trafił nawet jej 14-letni syn. Jednak chyba najbardziej bolesnym doświadczeniem było to, kiedy – szukając politycznej rehabilitacji – potomek oskarżył ją o maltretowanie kobiet przebywających na jej oddziale. Na podstawie jego zeznań trafiła do więzienia ponownie, tym razem na 13 miesięcy. Wówczas trzykrotnie próbowała popełnić samobójstwo.
Córka Gao, także lekarka, z powodu działań swojej matki straciła pracę w szpitalu. Wyemigrowała do Kanady, gdzie pracuje jako kelnerka. Ich stosunki, jak można się domyślić, bardzo się ochłodziły.
Ciężka praca Gao Yaojie, polegająca na edukowaniu społeczeństwa w zakresie rozprzestrzeniania się AIDS, pomaganiu ofiarom choroby i ich rodzinom oraz nagłaśnianiu problemu, przyniosła rezultaty. W 2003 r. rząd chiński oficjalnie przyznał, że problem AIDS istnieje i obiecał przeznaczyć środki na profilaktykę i kontrolę. Szacuje się, że zainfekowanych wirusem HIV może być w Chinach do 1,5 miliona ludzi.
Działania Gao docenił cały świat. Przyznano jej wiele międzynarodowych nagród, których często nie mogła osobiście odebrać, gdyż władze Chin nie pozwalały jej opuszczać kraju. Kiedy w 2001 r. uhonorowano ją amerykańską Nagrodą Jonathana Manna dla Światowego Zdrowia i Praw Człowieka, do Chin przyleciał sekretarz ONZ – Kofi Annan i ceremonia odbyła się na miejscu, tak by mogła w niej uczestniczyć. Gdy w 2007 r. miała odebrać inną nagrodę – od organizacji Vital Voices – władza również próbowała ją powstrzymać przed wyjazdem z kraju. Wówczas u prezydenta i premiera interweniowała Hilary Clinton i ostatecznie Gao mogła udać się do Stanów Zjednoczonych.
Niedługo potem zdecydowała się wyemigrować do USA. Jej mąż zmarł w 2006 r., a ona chciała napisać książkę. Ameryka stwarzała lepsze warunki pracy. Żyje w niewielkim, skromnie urządzonym mieszkaniu, pisze o AIDS i o zapobieganiu chorobie. Codziennie odbiera telefony, dostaje listy z pytaniami i prośbami o pomoc od osób nią dotkniętych. W 2008 r. wydała swoją autobiografię „Dusza Gao Yaojie”, w której pisze: „Nigdy nie chciałam być bohaterką, ale kto przysłał do mnie pierwszą pacjentkę z AIDS? Wkroczyłam wtedy na drogę, z której nie można zawrócić. Może to przeznaczenie. Kto mi kazał być doktorem? Kto każe mi odczuwać cierpienie, kiedy je widzę? Kto pozwala mi czuć wściekłość, gdy widzę ciemnotę i zło?”
(ios/sr)