Blisko ludziKto stoi za pierwszą damą?

Kto stoi za pierwszą damą?

Kto stoi za pierwszą damą?
Źródło zdjęć: © mwmedia
Paulina Ermel
09.05.2016 08:08, aktualizacja: 09.05.2016 14:22

Po objęciu przez Andrzeja Dudę funkcji prezydenta kraju, jego małżonka musiała uzupełnić garderobę o rzeczy godne pierwszej damy i politycznego dresscode'u. W tym celu udała się do podłódzkiej siedziby "Modesty". Z zasobów marki odzieżowej z prawie 30-letnim stażem wybrała aż 22 zestawy, w których pokazuje się publicznie. Kim jest Modesta Rzepecka współpracująca z pierwszą damą? W rozmowie z WP, o stylu Polaków, polskich polityków, kreacjach Agaty Dudy, które wielokrotnie podpisywane były nazwą innej marki oraz o prowadzeniu przedsiębiorstwa odzieżowego w Polsce opowiada założycielka "Modesty".

Paulina Żaglewska: Jakby pani oceniła styl prezydenta Andrzeja Dudy?

Modesta Rzepecka: Styl naszego prezydenta najbardziej widoczny jest wtedy, kiedy pokazują go wśród innych polityków - szczególnie podczas wizyt zagranicznych. Najgorzej oceniam jego płaszczyk.

PŻ: Co złego jest w tym płaszczyku? I co to za marka?

MRZ: Prawdopodobnie ubiera go jedna z polskich marek, ale nie wiem, czy „śmieszny” płaszczyk, w którym chodzi prezydent, to ich produkcja. Dlatego nie chcę podawać nazwy. To okrycie w żaden sposób nie pasuje do osoby piastującej taki urząd. Dobrym i światowo ubranym polskim politykiem, z którego można czerpać przykład, jest Donald Tusk. Nosi ubrania utrzymane w tonacji granatu, dopasowane i wytaliowane. Andrzej Duda jest przystojnym i zadbanym mężczyzną, ale niestety ten płaszczyk kompletnie do niego nie pasuje.

PŻ: Jak powinni ubierać się Polacy?

MRZ: Po europejsku – połączenie klasyki, minimalizmu i elegancji. Elegancję warto połączyć z odrobiną stylu sportowego. Nie może być sztywna. Dziś krawat zakłada się już tylko na specjalne okazje. Na inne spotkania biznesowe, mniej formalne, dobrze jest założyć lekko rozpiętą pod szyją koszulę oraz poszetkę do kieszeni marynarki. Najważniejsze, żeby mężczyzna wyglądał świeżo i zadbanie. Musi być nowoczesny i czuć się komfortowo w swoich ubraniach. Ma być ubrany, a nie przebrany.

PŻ: Coco Chanel podkreślała, że mniej znaczy więcej.

MRZ: I tego wszyscy powinniśmy się trzymać. Niestety nie ma ogólnie dostępnej edukacji w tym temacie. Problemem nie zajmują się współczesne media. Istnieją wprawdzie programy, które mają pokazać wielkie metamorfozy uczestniczek, ale w efekcie wygląda to tak, że widz po raz kolejny ogląda, jak uczestniczka dostaje wysokie szpilki i mini-sukienkę bez względu na jej pozycję zawodową, wiek czy tuszę. Te programy nie mają za dużo wspólnego z myślą Coco Chanel, która mimo upływu lat nadal jest aktualna.

Obraz
© (fot. Eastnews)

PŻ: Chyba podobnie jest z sieciówkami, które szyją olbrzymie serie ubrań dla jednego typu sylwetki?

MRZ: W sieciówkach jest obecnie masa ubrań i są one dla różnych typów sylwetki, tylko z powodu braku edukacji w zakresie ubierania się, dużo kobiet wybiera dla siebie złe modele. W sieciówkach nie ma obsługi klienta, dobrego doradcy tzw. stylisty, który pomógłby wybrać odpowiednie ubranie dostosowane do typu sylwetki. Poza tym większość kobiet na wysokich stanowiskach, z wyższą pozycją zawodową, nie wybiera sieciówek. Dla nich liczy się jakość wykonania oraz model, którego nie będzie można zobaczyć na większości kobiet w Polsce.

PŻ: Dominuje jednak przeświadczenie, że często klienta nie interesuje jakość kupowanych produktów, lubi kupować szybko, tanio i najlepiej w jednym miejscu. Stąd chyba zamiłowanie do kupowania w sieciówkach, które ubierają nas od stóp do głów, ale i sympatia do kupowania w „secondhandach”. Dziewczyny chodzą do takich miejsc – są tu tanie ubrania, a noszenie ich traktowane jest jak coś zupełnie normalnego.

MRZ: Po części jest to wina mediów - są nośnikiem informacji. Bardzo mało jest prawdy o ubraniach z „secondhandów”, skąd się biorą. A jednocześnie nawet drogie, ilustrowane magazyny czy też nasze „celebrytki” potrafią zachęcać do zakupów odzieży używanej oraz wymieniania się ubraniami.

Zobacz też: Kreacje Agaty Dudy

PŻ: Jak się ustrzec przed konsekwencjami skoro nie ma edukacji w tym zakresie?

MRZ: Najczęściej zaczynamy się wszystkim interesować, kiedy chorujemy. Najtrudniejsze do zdiagnozowania są alergie. Sama jestem alergikiem, choć przez wiele lat nim nie byłam. Łapiemy alergie od wszystkiego, co nas otacza. Może na to wpływać jedzenie, atmosfera, ale i odzież oraz obuwie. Powinniśmy przy zakupach bardziej interesować się tym, skąd dany produkt pochodzi.

PŻ: Macie sprawdzonych producentów?

MRZ: Od lat kupujemy tkaniny u tych samych, sprawdzonych producentów, ale nadal każdorazowo są one przez nas sprawdzane. Dla mnie liczy się tylko jakość. Mam jednak wrażenie, że u dużych producentów liczy się nie jakość, a głównie cena tkaniny. Wystarczy zainteresować się chociażby tym, jak rozkłada się towar w sieciówkowych magazynach. Robi się to przeważnie w rękawiczkach, a czasami i w maseczkach. Te produkty są czymś sypane, żeby nie wilgotniały i nie zabrudziły się w transporcie. Dlaczego nie informuje się o tym klienta? Przed założeniem należy każdą rzecz wyprać.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

PŻ: Konserwowane ubranie!

MRZ: Inaczej nie da się tego nazwać. Wystarczy przyjrzeć się dostawom. Wszystkie panie, które się nią zajmują, rozpakowują produkty, robią to w białych rękawiczkach. W ten sposób zabezpieczają się przed alergiami i tym, co może stać się z ich skórą.

PŻ: Jak pogodzić chęć zaproponowania klientowi dobrej ceny, wysokiej jakości z troską o interes przedsiębiorstwa?

MRZ: Dzisiaj wygląda to tak, że małe firmy producenckie ciągle szukają nowych rozwiązań, aby dać klientowi jak najlepszy wyrób za przystępną cenę. Jest to czasami niewykonalne. Dlatego dobry wyrób niestety musi być droższy od przeciętnego.

PŻ: Jak się zaczęła pani przygoda z „Modestą”? Skąd pomysł na taki biznes, w tej właśnie branży? Moda/projektowanie to pani pasja?

MRZ: W Polsce następowała transformacja. W tym czasie pracowałam w biurze projektów i obserwowaliśmy to, że nowe inwestycje są stopniowo wstrzymywane, za chwilę biura będą likwidowane i nie będzie dla nas pracy. W tym czasie ludzie, którzy nie bali się przejąć inicjatywy - nie bali się zmieniać zawodów czy odchodzić z dotychczasowej pracy - dostawali od rządu 6-miesięczną odprawę. Takie pieniądze pozwalały rozejrzeć się i pomyśleć, co by się chciało dalej robić. Skorzystałam z tego. Nie uwierzy Pani, ale zaczęło się od tego, że… uwielbiam rurki z bitą śmietaną. W Łodzi najlepsze rurki piekła pani Granowska, ale wyjechała do Kanady i nikt podobnych już nie robił. Postanowiłam rozpocząć taką produkcję.

PŻ: Biznes się rozkręcił?

MRZ: Tak, i obok rurek produkowaliśmy dobre desery lodowe. To były moje początki w cukiernictwie i jednocześnie w biznesie. Następną branżą była gastronomia. Skąd taki pomysł? Pracując w biurze projektów dużo jeździliśmy po Polsce na nadzory budowlane, stołowaliśmy się w najlepszych restauracjach. Jedzenie było w nich wówczas na wysokim poziomie. Nie umiałam gotować, ale wiedziałam, jak potrawy powinny smakować i wyglądać. Przywoziłam również inspiracje kulinarne zza granicy i szukałam ludzi, którzy umieliby przyrządzić potrawę tak, aby oddać smak zaczerpnięty z innego kraju. Okazało się, że mieliśmy bardzo wysoko wykształconą kadrę pracującą w gastronomii i prowadzenie w tamtym czasie restauracji nie było problemem. Proszę mi wierzyć, że to, co teraz pokazuje się jako nowości kulinarne, robiliśmy ponad 30 lat temu. Takie były moje początki życia na własną odpowiedzialność.

PŻ: Kiedy pojawiła się branża modowa?

MRZ: Początkowo pomagałam koleżance. Nie myślałam o tym na poważnie. Życie jednak potrafi zaskakiwać. Kiedy okazało się, że brakuje na rynku eleganckiej odzieży dla kobiet o większych rozmiarach – podjęłam to wyzwanie i trzymam się tego do dzisiaj, mimo że firma istnieje na rynku od ponad 27 lat.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

PŻ: Jaki jest u was najmniejszy rozmiar?

MRZ: Obecnie szyjemy odzież w rozmiarach od 36 do 54. Klientki pytają o jeszcze większe ubrania i od następnego sezonu rozszerzymy naszą rozmiarówkę o następne 2 rozmiary. W sklepach nie ma dla takich osób nic atrakcyjnego. Wzory powielane są latami, producenci tylko zmieniają ich kolorystykę. Kobiety czują dyskomfort, bo nie ma dla nich ciekawej oferty na rynku, a przecież też chciałyby być modnie ubrane. Naszą filozofią jest sprawienie, że poczują się piękne i atrakcyjne.

PŻ: Na czym polega trudność szycia dla okrąglejszych osób?

MRZ: Główną przyczyną jest mała znajomość technologii dla takiej produkcji. U nas w Polsce jest to produkcja niszowa. Drugą przyczyną jest trudność w zastosowaniu odpowiednich tkanin - jak pogodzić to, aby wyrób był z tkaniny naturalnej, a jednocześnie nie był pognieciony w czasie użytkowania?

PŻ: Jak wygląda dzisiaj prowadzenie takiego przedsiębiorstwa jak „Modesta”? Kiedy rynek modowy jest nasycony? Jak przekonać klienta, żeby sięgał po jakościowe rzeczy? Żeby tak jak pierwsza dama, zadzwonił do „Modesty” z zamiarem kupienia odzieży.

MRZ: Pierwsza dama nas zaskoczyła. Byliśmy w szoku, że przy pierwszej wizycie z normalnie przygotowanej kolekcji jesienno-zimowej wybrała tak dużo naszych propozycji.

PŻ: Proszę powiedzieć, jak nawiązaliście współpracę?

MRZ: Pracownicy „Modesty„ byli wtedy na urlopie. W siedzibie firmy została jedna dyżurująca pracownica - nasza księgowa. Początkowo na pytanie, gdzie można kupić nasze ubrania odpowiedzieliśmy, że najbliżej w Warszawie. Jednak Pani Agata Duda chciała przyjechać bezpośrednio do firmy.

PŻ: I przyjechała?

MRZ: Tak, przyjechała.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

PŻ: Ile Waszych rzeczy wybrała?

MRZ: Zaskoczyło nas to, że przyjechała z gotowym scenariuszem dotyczącym tego, co, na jaką okazję chciałaby wybrać. Wiedziała, że ma wybrać rzeczy na pół roku do przodu. Już nie dla siebie, ale dla pierwszej damy. Proszę wierzyć, że nie jest to łatwe.

PŻ: Była przygotowana?

MRZ: Wybierała wszystko w zgodzie z dresscode’m obowiązującym na takim stanowisku. Chciała rzeczy o odpowiedniej długości, odpowiednim rękawie. Wybierała ubrania o stonowanej kolorystyce. Albo miała taką wiedzę, albo została do tego przygotowana. Bardzo trudno wybrać sobie garderobę na następne pół roku. I mimo, że były to 22 sztuki – dla osoby, która reprezentuje nas zarówno w kraju, jak i za granicą, to nadal niewiele.

PŻ: Współpraca „Modesty” z pierwszą damą trwa do dzisiaj?

MRZ: Ostatni zestaw przekazaliśmy 8 marca. Wiem, że teraz ubiera się też w innych firmach.

PŻ: Musieliście poznać wymiary pierwszej damy?

MRZ: Wystarczy na nią spojrzeć – jest szczupła, zgrabna, wysoka, ma 176 cm wzrostu. Co ciekawe, nie chciała, aby uszyć jej unikatowe modele ubrań, przeznaczone specjalnie dla niej.

Obraz
© (fot. Eastnews)

PŻ: Wybrała rzeczy z istniejących kolekcji?

MRZ:Dokładnie tak. Zaimponowała mi tym, że postanowiła kupować polskie ubrania i promować naszą polską produkcję. To trochę styl Michelle Obamy, która obok kreacji od największych projektantów, nosi również całkiem normalne, gotowe ubrania, dostępne dla innych ludzi. W ten sposób reklamuje amerykańskich producentów. U pani Agaty Dudy jest podobnie.

PŻ: Jakiś czas temu głośno zrobiło się o tym, że Agata Duda nosiła ubrania marki "Modesta", ale podpisywane one były nazwami innej marki.

MRZ: Tak było.

PŻ: Jak do tego doszło?

MRZ: Proszono mnie o dyskrecję, więc dotrzymałam słowa. Rozdzwoniły się wprawdzie po jakimś czasie telefony, bo dziennikarze chcieli wiedzieć, czy to my szyjemy dla pani prezydentowej, ale nie udzielaliśmy takich informacji. Nie ukrywam, że coraz częstsze wzmianki w prasie czy w Internecie o stylizacjach Agaty Dudy podpisanych nazwą innej, warszawskiej marki, bolały.

PŻ: Jak prawda wyszła na jaw?

MRZ: „Angora" napisała, że ubrania Agaty Dudy pochodzą od nas. Opublikowała również przykładowe ceny – wówczas skończyły się spekulacje, czy te stroje są bardzo drogie. Pokazano przykładowe kolekcje sukienek dostępne w naszym sklepie online. Wiadomo, że Polacy różnie odbierają wydatkowanie pieniędzy przez osoby publiczne. Kiedy pokazano, że pierwsza dama ubiera się w to, co jest do kupienia w sklepie internetowym przez inne klientki i że w ten sposób promuje polską odzież – ludzie spojrzeli na to zupełnie inaczej. W którymś momencie jednak ten styl gotowej odzieży pierwszej damy niestety się skończył. Z tego, co widzimy chodzi teraz raczej w rzeczach szytych dla niej indywidualnie. I może tak powinno być?

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

PŻ: A jakie wrażenie wywołała Agata Duda wśród pracowników, podczas odwiedzin?

MRZ: Ludzie są nią zachwyceni. Była tutaj dwa razy – przed Bożym Narodzeniem widziała się z załogą, złożyła życzenia. Pracownicy są w niej zakochani, każdy z nich zrobił sobie na pamiątkę zdjęcie z panią Agatą. To wspaniała osoba – kontaktowa, bezpośrednia, uśmiechnięta.

PŻ: A skąd pani prezydentowa dowiedziała się o marce "Modesta"?

MRZ: Nie wiem tego do końca. Podobno był zrobiony ranking wśród polskich firm i zostaliśmy wybrani. Myślę, że to też kwestia internetu, oglądania rzeczy w e-sklepach.

PŻ: Jakie zatem korzyści wyciągnęła firma z takiej współpracy?

MRZ: Jak już wspomniałam, na pewno nie przełożyło to się na zyski. (śmiech) Jednak jest to na pewno prestiż dla firmy. A i na wielu pracowników wpłynęło to ambicjonalnie. Panie, które u nas miały bezpośredni kontakt z prezydentową, uważają to za wielki zaszczyt. Myślę, że to fajna przygoda dla każdego.

PŻ: Jak wygląda proces przygotowywania ubrania dla pani prezydentowej?

MRZ: Mogę zdradzić jedynie tyle, że przy wzroście 176 cm, każdej osobie należy odrobinę wydłużyć rękawy czy sukienkę. Pani Agata Duda jest szczuplutka, więc trzeba też taki gotowy zestaw czasami trochę zwęzić.

PŻ: Rozmawiałyśmy o tym, że pierwsza dama wybrała dla siebie propozycje z gotowych kolekcji. Produkujecie tylko własne linie czy też zgadzacie się szyć komuś?

MRZ: Szyjemy własne kolekcje. Niestety ubieranie kobiet dojrzałych w elegancką odzież to produkcja niszowa. Także między sezonami, kiedy przeważnie w sklepach są wyprzedaże, współpracujemy z prestiżowymi markami zachodnich firm i szyjemy także dla nich.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

PŻ: A sama Łódź? Często się słyszy, że to zaściankowe miasto, którego lata świetności już minęły.

MRZ: Nieprawda. Łódź nam bardzo pięknieje. Jest dobrze zarządzana. Powstają nowe miejsca pracy. A i rynek odzieżowy ma się tutaj bardzo dobrze. Łódź nadal jest zagłębiem odzieżowym Polski, tylko niestety z różnych przyczyn przeważnie pracuje w szarej strefie.

PŻ: Jak wygląda dzień pracy w szwalni? Ile osób liczy Pani załoga?

MRZ: Jesteśmy marką premium i to zobowiązuje. Dobrej odzieży nie da się dużo wyprodukować. Przeważnie 2-3 sztuki dziennie szyje jedna osoba. Jesteśmy na rynku 27 lat i myślę, że w takim momencie nie powinnam być skromna – mamy najwyższą jakość produktów i cały czas dbamy o to, aby była jeszcze lepsza.

PŻ: Angażuje się pani w szycie każdej z tych rzeczy z osobna?

MRZ: Bardzo pilnuję tego, żeby wszystko było dokładnie zrobione. Ma być idealnie w każdym calu. Dlatego mam swój udział w każdym projekcie.

PŻ: Nie ma pani do pracowników trochę matczynego podejścia?

MRZ: Nie. Jestem z nich bardzo dumna. Pracujemy ze sobą wiele lat. Są w firmie osoby, które zostały zatrudnione pierwszego dnia jej istnienia. Ludzi jest dzisiaj mniej, bo zostały ze mną najbardziej ambitne osoby. Wbrew pozorom praca u nas jest trudna i to, co najbardziej stresuje pracowników to fakt, że trzeba przy jej wykonywaniu myśleć. Nie wszyscy to lubią. Pracownicy doceniają na pewno warunki pracy w firmie, to że są zatrudnieni na pełnych etatach, że pensja wpływa na konto w odpowiednim czasie.

PŻ: Czyli muszą mieć u pani dobre warunki.

MRZ: Dbam o swoich pracowników. Nasz problem polega na tym, że nie możemy wziąć za swoje modele, tyle ile powinniśmy. Nasze kolekcje powinny być droższe, ale to rynek dyktuje ceny. Śledzimy go dokładnie i wiemy jak się do niego dostosować.

PŻ: Mam niedyskretne pytanie – ile zarabia szwaczka?

MRZ: Różnie, w zależności od swoich umiejętności. To jest praca z jednej strony na akord, a z drugiej trzeba pilnować jakości. Nie wszyscy jednakowo sobie z tym radzą.

Obraz
© (fot. mat. prasowy)

PŻ: Jakie macie plany na przyszłość?

MRZ: Na pewno bardzo duże. Przed nami wiele do zrobienia. Obecnie budujemy całą nową strategię na kolejne lata. Jesteśmy bardzo ambitną firmą. Z pewnością nie wyzbędziemy się naszych ideałów, jak dobra jakość, ale z tą jakością chcemy wyjść poza Polskę, na rynki, na których jeszcze nas nie ma. Tam, gdzie jesteśmy, chcemy rozszerzyć działalność. Z pewnością będziemy rozbudowywać nasz sklep online. Chcemy dać kobietom dużo radości z noszenia naszej odzieży, świadomości prestiżu marki, którą wybrały świadomie oraz edukować je z zakresu mody o najwyższym wzornictwie, a nowym partnerom biznesowym zagwarantować pozytywną relację, płynącą ze współpracy z naszą marką.

PŻ: Trzydzieści lat istnienia firmy pozwala wyciągnąć wnioski na temat tego, jak zmienił się rynek i klienci.

MRZ: Kiedyś było lepiej, ludzie byli bardziej szczęśliwi i uśmiechnięci. Wyobraża sobie pani, że kiedyś, jeszcze na dwa dni przed Sylwestrem, kobiety kupowały w naszym sklepie firmowym sukienki na bal. Życie codzienne Polaków wyznaczało rytm naszej pracy. W marcu mieliśmy gotową kolekcję na wiosnę, myśleliśmy o strojach dla mam i babć na komunię. Później były wesela, następnie Wszystkich Świętych i karnawał. Ludzie się bawili, gościli i wyjeżdżali na urlopy. Wtedy był czas i na zabawę i na odwiedzanie innych. Wówczas ludzie żyli więcej dla siebie, dla swojej rodziny. Dzisiaj życie jest jedną wielką gonitwą. Nie wiadomo po co i dlaczego.