Blisko ludziList od Czytelnika: "Pierwszy raz od lat u spowiedzi i trafiam na takiego typa?"

List od Czytelnika: "Pierwszy raz od lat u spowiedzi i trafiam na takiego typa?"

List od Czytelnika: "Pierwszy raz od lat u spowiedzi i trafiam na takiego typa?"
Źródło zdjęć: © 123RF
Lidia Pustelnik
08.02.2018 14:00, aktualizacja: 08.02.2018 14:28

- To wszystko lekkie grzechy - powiedział zniecierpliwiony ksiądz. 29-latek z Warszawy napisał list, w którym przedstawia spowiedź jako krępujący rytuał, niezrozumiały w perspektywy młodego człowieka. Pospieszanie, recytowanie fikcyjnych grzechów dla świętego spokoju i powszechne oszustwo - czy faktycznie tak wygląda polska spowiedź? A jeśli tak, to komu jest ona potrzebna?

Droga redakcjo,

Chciałem napisać kilka słów o tym, jak wygląda spowiedź. Nie jestem wprawdzie ekspertem w tej dziedzinie, bo nie chodzę do kościoła od około 20 lat. Tak się jednak zdarzyło, że przyjaciele poprosili mnie, abym został chrzestnym. Na początku trochę mnie zdziwiło, bo ani ja, ani tym bardziej oni nie są wierzący. Jak się okazało, pod presją babć ciotek i pewnie też sąsiadów, zdecydowali się ochrzcić dziecko, aby mieć święty spokoj. Ja również uznałem, że im pomogę – w końcu coraz trudniej jest dziś znaleźć nawet wśród znajomych osoby z bierzmowaniem, a ja takowe posiadam (przyjąłem je, aby nie mieć w przyszłości problemów – lepiej mieć, niż nie mieć).

Zgodziłem się na bycie chrzestnym, ale to oczywiście był dopiero początek. Oprócz tego, że musiałem pójść do kościoła po zaświadczenie, musiałem zdobyć również pieczątkę potwierdzającą, że byłem u spowiedzi. Mogłem oczywiście – tak jak świadkowa – podrobić podpis, ale zdecydowałem się zdobyć pieczątkę. Nie chciałem, aby ktoś zakwestionował podpis – tylko bym narobił problemów swoim przyjaciołom, a w końcu miałem wybawić ich z opresji, a nie wpędzać w kłopoty.

W piątek, na kilkadziesiąt godzin przed chrztem, ruszyłem do kościoła. Po drodze zdałem sobie sprawę, że nie pamiętam formułki, dlatego czym prędzej sięgnąłem po pomoc do wujka Google. Później pojawił się drugi problem. Jakie grzechy powiedzieć? To również zgooglowałem. I jak się okazało, w sieci jest mnóstwo zapytań właśnie o ten temat. Bodajże w serwisie Onet.wiem znalazłem podpowiedzi w stylu: "Emocjonowałem się sporem politycznym", "przeklinałem", "nie wykonywałem obowiązków domowych" itd. Pomyślałem, że super i że za kilka minut sprawa będzie załatwiona. Nic bardziej mylnego.

W czasie spowiedzi zacząłem recytować formułkę, którą ostatni raz wypowiedziałem jeszcze w szkole podstawowej. Starałem się mówić spokojnie i rzeczowo. Ksiądz jednak przerwał mi, mówiąc: "Chłopie, nie widzisz tej kolejki? Raz dwa, w żołnierskich słowach i do rzeczy”. Dziwne – pomyślałem, i przeszedłem od razu do wiedzy zaczerpniętej z Onet.wiem. To jednak księdzu się nie spodobało. "To wszystko lekkie grzechy, a do kościoła chodzisz co niedzielę?” – zapytał. Aż w końcu przeszedł do pytania, które jak mniemam było kluczowe. "Samogwałcisz się czasem?”. Muszę przyznać, że zdębiałem. Ale przynajmniej wiedziałem, o co chodzi księdzu, jaka jest droga do mojej upragnionej pieczątki. Bez zastanowienia przyznałem, że tak, skłamałem że nie mieszkam z dziewczyną i dopiero wtedy dostałem rozgrzeszenie.

Czy miałem wyjątkowego pecha? Pierwszy raz od kilkunastu lat u spowiedzi i trafiam na takiego typa? Po mnie to spłynęło, trochę zastanowiło i utwierdziło w tym, że do spowiedzi nie warto chodzić i że słusznie wypisałem się z tego całego interesu. Natomiast dziwię się, że wierni wciąż godzą się na to, że wiekowi księża w taki sposób ich traktują, w taki sposób podchodzą do ludzi. Z perspektywy czasu cała ta sytuacja wydaje mi się dość obrzydliwa.

29-latek z Warszawy

Źródło artykułu:WP Kobieta