"Tak wygląda polska szkoła". Post mamy o pracy domowej dziecka wywołał lawinę komentarzy
Jedno zadanie z polskiego podzieliło polskich internautów. Wystarczyło, że mama uczennicy zrobiła zdjęcie pracy domowej, by rozpętała się burza o to, czy treści religijne powinny pojawiać się na lekcjach innych niż katecheza. A poszło o modlitwę.
08.02.2018 | aktual.: 08.02.2018 11:23
Zuzanna, mama Zosi, podzieliła się swoim zdaniem na temat pracy domowej, którą dostała córka. Wzięła zeszyt, zrobiła zdjęcie i wrzuciła do sieci. Lekcja o częściach mowy i omawianiu „Modlitwy o wschodzie słońca” autorstwa Nataniela Tenenbauma do muzyki Przemysława Gintrowskiego. Nauczycielka poprosiła więc o przygotowanie swojej modlitwy. To oburzyło mamę.
W rozmowie z WP Kobieta Zuzanna wyjaśniała: - Nie mam nic przeciwko takim utworom, naprawdę. Zdaję sobie sprawę, że religia jest nieodzownym elementem naszego społeczeństwa, naszej kultury. Po przeczytaniu wielu komentarzy dalej uważam, że nauczycielka dość niefortunnie sformułowała polecenie. Napisałam jej wiadomość, że my się w domu nie modlimy. Nie uczęszczamy na religie, nie chodzimy do kościoła. Nie wiem, dlaczego córka miałaby pisać swoją własną modlitwę. To rzecz w stu procentach religijna, nawet z definicji.
Zuzanna chciała zwrócić uwagę, że szkoła powinna być miejscem świeckim, gdzie każde dziecko może czuć się swobodnie. I podzieliła w kilka godzin podzieliła internautów. Debatują, dlaczego nie napisać modlitwy do źdźbła trawy, Wisznu, albo i do samego siebie:
"Modlitwa jest formą wypowiedzi obecną niemal w każdej kulturze, oprócz oczywiście kultury liberalnej. Ale, bez żartów. Jest to forma wypowiedzi i wymaganie od uczniów wczucia się w konwencję jest czymś jak najbardziej słusznym. Pozwala na zabawę nie tylko treścią, ale i formą. Wmawianie ludziom, że matka tej biednej dziewczyny jest nowoczesna, postępowa i bohaterska, jest bezczelnym wybielaniem KOSMICZNYCH braków w jej wykształceniu" – komentuje jeden z użytkowników.
"Kreatywnością to się nie wykazała ani gimnazjalistka ani matka. Życie nie raz postawi przed dziewczyną trudne zadanie. Ważne jak z tego wybrnie. Gdyby podeszła do sprawy kreatywnie i z polotem, to napisałaby coś, co nie jest modlitwą a mieści się w konwencji zadania domowego. (Np. "manifest ateisty" albo "wyznanie agnostyka"). A tak - po prostu postawiły się systemowi. No chyba, że o to im chodziło" – opowiada inny.
Ale największą dyskusję rozbudził temat świeckiej szkoły i obowiązku chodzenia na religię.
"Tak wygląda polska szkoła" – czytam w komentarzach. "Moje dzieci nie są ochrzczone i nie pójdą do komunii. Problem już się pojawił, bo w przedszkolu starszy syn jest jedynym niewierzącym i nie zgodziliśmy się na lekcje religii. Innych zajęć nie ma, więc i tak musi słuchać ogłupiających modlitw" – pisze kobieta.
Ale są też i historie osób, które celowo posłali dziecko na zajęcia religii, bo czuli, że inaczej będzie wytykane palcami przez rówieśników: "Brawo dla tej odważnej i rozsądnej matki, bo w naszym kraju żyjemy w ogromnym zakłamaniu. Znam takich rodziców, którzy posłali dziecko do komunii, chociaż są niewierzący, a nawet sami poszli przy tej okazji do komunii, chociaż nie byli u spowiedzi i nie chodzą do kościoła. Zrobili to dla dobra dziecka, ponieważ boją się, żeby nie miało z tego powodu kłopotów w szkole. Ludzie, w jakiej rzeczywistości my żyjemy".
"W podstawówce miałam religię w salach katechetycznych przy kościele. Chodziłam, bo chciałam. W średniej szkole wpakowano mi religię do szkoły. Przymus chodzenia spowodował, że zrezygnowałam z lekcji religii. Moje dzieci (jeden z synów był ministrantem) nie chodzą na religię. Młodszy, choć szedł z własną klasą do komunii uważany jest za niewierzącego. Uważam, że każdy bez wyjątku ma prawo decydować o swojej religii lub jej braku, a szkoła powinna być stuprocentowo świecka. Omawianie utworów literackich nie powinno zmuszać nikogo do ujawniania swoich zapatrywań na istnienie Boga" – pisze internautka pod artykułem.
Na forach wśród kobiet krąży więcej podobnych historii o tym, jak światopogląd bierze górę nad nauką w szkole. Ostatnio pisaliśmy o nauczycielce, która przekonywała dzieci, że "antykoncepcja to zabicie dziecka". - Spirala to poronienie – relacjonuje poglądy nauczycielki jedna z uczennic. – I jeszcze jedno. Kobieta, która bierze antykoncepcję, nie ma prawa nazywać się w tym momencie kobietą – dodaje zszokowana. – Czyli oznacza to, że jest wtedy obojniakiem? – dopytuje.
To też nie pierwsza burza wokół zadań domowych, z którymi wracają do domu uczniowie. W ubiegłym roku na jednej z grup na Facebooku pojawiło się zdjęcie podręcznika do religii dla 5-latków. Jak twierdził w opisie autor fotografii, zadaniem dzieci było "ukrzyżowanie Chrystusa". "To nie jest śmieszne" - skomentował autor postu, który w mig obiegł sieć. Post, podobnie jak historia Zuzanny, wywołał falę oburzenia. Wtedy jednak okazało się ono bezpodstawne. Autorzy podręcznika wyjaśnili, że uczniowie mieli narysować krzyż i pokolorować go, a do ukrzyżowania tu daleko.