Uroda"Mąż nigdy nie zobaczył mnie bez makijażu". Nałóg jak każdy inny

"Mąż nigdy nie zobaczył mnie bez makijażu". Nałóg jak każdy inny

"Mąż nigdy nie zobaczył mnie bez makijażu". Nałóg jak każdy inny
Źródło zdjęć: © 123RF
Katarzyna Chudzik
18.08.2018 09:05

Ola jest dumna, że podczas czteroletniego związku nigdy "nie zapuściła się na tyle, żeby jej chłopak zobaczył ją saute". Ikona wizażu Charlotte Tilbury przyznała się do tego samego, choć lat ma już 45. O dziwo jednak, powodem ich zachowania nie jest niskie poczucie własnej wartości.

- Bez makijażu wyglądam jak biała czekolada z orzechami – usłyszałam ostatnio od dziewczyny, która przyznała się, że jej chłopak nigdy nie widział jej bez podkładu. Zresztą nawet rodzicom niechętnie pokazuje się nieumalowana. - Cera stała się moją obsesją i niszczy mi powoli życie. Nie potrafię wyjść bez makijażu po bułki do sklepu, a gdy wychodzę z psem na spacer, modlę się, żebym nikogo nie spotkała. Gdy ktoś przechodzi, odwracam głowę, żeby nie zobaczył ani kawałeczka mojej twarzy – opisuje Aga.

Od pół roku ma chłopaka. Ostatnio zapytał ją, czemu jeszcze "nigdy nie zmyła przy nim tapety". Jedynym powodem jest trądzikowa cera, ale przecież mu się do tego nie przyzna. Kocha go "bezgranicznie", ale nie jest w stanie pokazać mu się saute.

Dla tych, którzy wielkiego kompleksu nie mają, sprawa jest prosta. Wystarczy przecież powiedzieć chłopakowi o swoim problemie, pokazać mu się bez makijażu i zacząć zbierać komplementy z cyklu "bez makijażu jesteś jeszcze piękniejsza". Gdyby facet zareagował nieodpowiednio, trzeba go zostawić. Bo kochać należy bezwarunkowo, a problemy z cerą są sprawą totalnie błahą i dla uczucia nieistotną.

Łatwo powiedzieć.

"Mój mąż nigdy nie widział mnie bez makijażu"

Problem Agi niektórym może wydawać się wyolbrzymiony, ale ma swoje podstawy. Są jednak kobiety, które problemów z estetyką skóry nie mają, a nikt ich bez makijażu nigdy nie widział. I rzecz nie dotyczy wyłącznie niepewnych siebie nastolatek.

Koronnym przykładem jest Charlotte Tilbury, jedna z najbardziej docenianych makijażystek na świecie, której prace pojawiały się w Vogue'u i Vanity Fair. Dbała o twarze modelek na pokazach Toma Forda czy Donny Karen, malowała Penelope Cruz i Kate Moss. To kobieta energiczna, pewna siebie i wyjątkowo atrakcyjna. "Mój mąż nigdy nie widział mnie bez makijażu. Nigdy"- przyznała w rozmowie z Yahoo. Nietrudno było przewidzieć, że krytyka spadnie na nią z każdej strony. "Jakie to smutne. Kobieta, która jest tak niepewna siebie, że robi makijaż przed pójściem spać? To żałosne" – pisali internauci.

Podobna opinia krąży też o Oli. Dwudziestoośmiolatka wie, że swoim zachowaniem przylepia sobie łatkę zakompleksionej. Na wakacjach wstaje pierwsza, żeby zaskoczyć współtowarzyszy promienną cerą i podkreślonym okiem. Na basen czy plażę wybiera kosmetyki wodoodporne. Nie wyobraża sobie wyniesienia śmieci bez umalowanych ust. – Nie muszą być czerwone, błyszczyki w kolorze nude też akceptuję! – żartuje.

- Nie uważam, żebym była brzydka, ale czuję się zdecydowanie lepiej w makijażu. Nie chcę, żeby ktoś widział, że mam podkrążone oczy, albo że nie wyglądam świeżo. Moja maska to już część mnie. Ta perfekcyjna część – opowiada. Niedawno zakończyła czteroletni związek i jest z siebie dumna, że nigdy "nie zapuściła się na tyle, żeby on kiedykolwiek zobaczył ją saute". Mówi to, śmiejąc się z siebie w głos. Zdaje sobie sprawę, że ma do sprawy abstrakcyjne podejście, ale nie zamierza niczego w nim zmieniać.

I zdecydowanie zaprzecza, jakoby jej poczucie własnej wartości było na niewystarczającym poziomie. – To jest wyłącznie kwestia preferencji. Czasem maluję się na przykład na noc, bo chcę rano spojrzeć w lustro i od razu dostać pozytywnego kopa. Podkrążone, opuchnięte oczy nie są sexy. A ja chcę być sexy przede wszystkim dla siebie – tłumaczy.

I ma do tego święte prawo. Nałóg ma zresztą różne oblicza – raz nikotynowy, raz makijażowy. O ile palacze są w społeczeństwie akceptowani – a w każdym razie nikt nie wmawia im psychicznych deficytów – o tyle dziewczyny wymalowane 24 godziny na dobę nie mogą się do swojego "nałogu" publicznie przyznać. Mimo że niszczą sobie tylko cerę, nie cały organizm. Tymczasem co komu do domu, jak chata nie jego?

Źródło artykułu:WP Kobieta