Mieszkańcy Andrychowa nie pomogli 14-latce. Oto przyczyna

Mieszkańcy Andrychowa nie pomogli 14‑latce. Oto przyczyna

14-latka z Andrychowa nie żyje - zdjęcie poglądowe
14-latka z Andrychowa nie żyje - zdjęcie poglądowe
Źródło zdjęć: © East News | Stanislaw Bielski/REPORTER
30.11.2023 14:26, aktualizacja: 30.11.2023 20:36

Natalia wyszła 28 listopada z domu do szkoły. Na miejsce nigdy nie dotarła. Nastolatka zasłabła w centrum miasta i nikt nie udzielił jej pomocy. - Nie trzeba koniecznie wykazywać się znajomością udzielania pierwszej pomocy, ale można sięgnąć po telefon i zadzwonić na 112. Wystarczyło tej dziewczynie pomóc wstać, okryć ją - komentuje psycholożka Dorota Minta.

Do tragicznego zdarzenia doszło w Andrychowie, miejscowości znajdującej się w województwie małopolskim. 14-latka straciła przytomność w drodze do szkoły. Gdy się ocknęła, od razu zatelefonowała do ojca, tłumacząc, że źle się czuje i nie wie, gdzie jest. Mężczyzna z kolei zgłosił na policję zaginięcie córki. O 13:35 funkcjonariusze mieli rozesłać komunikat do mediów o poszukiwaniach dziewczyny. Kilka minut później ogłoszenie wycofano. Niestety Natalia zmarła w szpitalu.

Społeczna znieczulica?

Jak wynika z nagrań monitoringu, do których dotarł portal mamnewsa.pl, 14-latce przez kilka godzin nikt nie udzielił pomocy. Nikt nie zwrócił uwagi na dziewczynę, która siedziała na ziemi pod jednym ze sklepów, a na zewnątrz panował mróz.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Kiedy jeden z przechodniów w końcu pomógł dziecku i przeniósł nieprzytomną Natalię do jednego z pobliskich sklepów, niestety było już za późno. Mimo podjęcia reanimacji, przetransportowania karetką do szpitala dziewczyna zmarła z wychłodzenia.

- Zadzwoniła do taty, on poinformował o sprawie policję, która zareagowała dopiero po kilku godzinach. Służby wiedziały, że dzieje się coś niepokojącego i nie zareagowały - mówi psycholożka Dorota Minta.

Specjalistka dodaje, że w takich sytuacjach wciąż działa pewien mechanizm społeczny. Gdy znajdujemy się w większej grupie np. na przystanku i widzimy człowieka, który potrzebuje pomocy, nie wyciągamy jako pierwsi pomocnej dłoni. - Prawie każdy wówczas myśli: "A nie, ktoś inny to rozwiąże, rozważy, czy zareagować" - tłumaczy ekspertka.

Wystarczyło zadzwonić pod jeden numer

Dorota Minta dodaje, że tragiczna sytuacja w Andrychowie jest konsekwencją braku rozmów w przestrzeni publicznej o etyce, moralności oraz odpowiedzialności. Dzieci, ale też dorośli nie wiedzą, jak zareagować, gdy dzieje się coś niepokojącego.

- Pijany człowiek, którego widzimy np. na ławce w parku, też może zimą zamarznąć. Znam taką sytuację: dobrze ubrany mężczyzna idąc na przystanek skręcił nogę. Nikt do niego nie podchodził, zakładając, że jest pod wpływem alkoholu - wspomina psycholożka.

Wracając do historii 14-letniej Natalii, Dorota Minta mówi, w jaki sposób mogli zareagować mijający ją ludzie.

- Nie trzeba koniecznie wykazywać się znajomością udzielania pierwszej pomocy, ale można sięgnąć po telefon i zadzwonić na 112. Wystarczyło tej dziewczynie pomóc wstać, okryć ją. To jest pięć minut wysiłku. Niestety nie mamy rozwiniętej odpowiedzialności społecznej - kontynuuje specjalistka.

Upadek wartości?

Psycholożka podkreśla, że jako społeczeństwo lubimy brać udział w akcjach, które wszystkim wokół pokazują naszą szlachetność. Kiedy jednak na co dzień przychodzi nam wyciągnąć do kogoś rękę - "tam jest pustka" - podkreśla ekspertka.

- Jesteśmy egocentryczni, zapatrzeni w siebie. Jestem przekonana, że jest to wynik braku edukacji w przestrzeni publicznej. Nie tylko szkolnej, lecz także też skierowanej do dorosłych o tym, jak należy się zachować, co trzeba zrobić, jak pomóc, kiedy reagować - dodaje.

Psycholożka zadaje jedno pytanie

Specjalistka zauważa, że w szkołach jest miejsce na nowe przedmioty, np. HiT, testy i porównywanie wyników. Nie ma natomiast przestrzeni na edukację o wartościach, emocjach, wspólnocie i poczuciu odpowiedzialności.

- To niewyobrażalna tragedia. Nie wiem, jak sobie z tym poradzą te wszystkie osoby, które przechodziły obok tej dziewczynki. Zastanawiam się, jaka będzie reakcja szkoły w tej sytuacji. Czy zorganizuje rozmowy dla uczniów? Bo nie wierzę, że ten dramat nie dotknął dzieci - wspomina Dorota Minta.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta