Moim życiem rządzi feng shui
Osoby, które urządziły swoje domy zgodnie z zasadami feng shui, wierzą, że poprzez niewłaściwe zagospodarowanie przestrzeni, może uciekać z niej wiele dobrej energii. Co robią, by ją zatrzymać?
03.02.2012 | aktual.: 06.02.2012 10:51
Ludzie, z którymi przebywamy, niewątpliwie wywierają wpływ na nasze życie. Ale czy wpłynąć na nie mogą także martwe przedmioty? A może nawet nie tylko samo ich posiadanie jest istotne, ale także to, gdzie dokładnie się znajdują? Osoby, które urządziły swoje domy zgodnie z zasadami feng shui, wierzą, że poprzez niewłaściwe zagospodarowanie przestrzeni, może uciekać z niej wiele dobrej energii. Co robią, by ją zatrzymać?
Karolina ma 29 lat i wciąż jest sama. „Wstyd się przyznać, ale nigdy nie byłam w takim prawdziwym związku” - mówi nieśmiało. „Zawsze kończy się na kilku randkach”. W liceum, kiedy jej koleżanki miały swoje pierwsze spełnione miłości, pocieszała się, że jak już spotka tego jedynego, to będzie to naprawdę wyjątkowe uczucie. „Próbowałam wszystkiego: imprezy w dużym towarzystwie, z nowymi ludźmi, portale randkowe, swatanie przez koleżankę” - wylicza.
Przyznaje, że zawsze tak ma, że po kilku randkach stwierdza, że to nie to i kończy znajomość. Chciałaby chociaż na chwilę mieć magiczną moc, żeby przyciągnąć tego wymarzonego faceta. Niecałe dwa lata temu wpadł jej w ręce poradnik feng shui. „Z tyloma rzeczami już eksperymentowałam, więc stwierdziłam, że czemu miałabym temu nie dać szansy” - uśmiecha się. W książce znalazła rady dotyczące tego jak za pomocą aranżacji wnętrza sprawić, by w życiu pojawiła się miłość.
Karolina w pełni zastosowała się do zaleceń. Wcześniej spała w pokoju, który przypominał na pół biblioteczkę, na pół pokój gościnny. Postanowiła uporządkować tę przestrzeń. Jeden pokój przeznaczyła wyłącznie na sypialnię. „Według feng shui, to ważne miejsce i musi panować w nim właściwa energia” - tłumaczy. „Jeśli się czeka na miłość, to lepiej zastosować wyrazistsze kolory, natomiast będąc już w związku - trochę bardziej stonowane”. Pomalowała ściany na intensywny fiolet. Kupiła też wielkie, małżeńskie łoże, po jego obu stronach umieściła szafki nocne, a na każdej z nich lampkę.
Poduszki też są dwie, ale jedna szeroka kołdra. Feng shui mówi, że w przyciąganiu miłości ważne jest, aby wszystko w sypialni było parzyste. Wtedy powinno się udać. Czy zadziałało w przypadku Karoliny? „Trochę jeszcze za wcześnie, żeby mówić, nie chcę zapeszać, ale poznałam kogoś, spotykamy się już od czterech miesięcy” - oświadcza z dumą. Karolina wierzy, że jej życie uczuciowe zmieniło się właśnie dzięki feng shui.
„Nawet jeśli nie bezpośrednio za sprawą nowego urządzenia mieszkania, to na pewno dzięki temu, że na zewnątrz uporządkowałam swoje życie, pomogło mi to w poukładaniu siebie samej. Jestem bardziej otwarta, mam więcej energii, przestałam myśleć o przyszłości w czarnych barwach. Nawet jeśli to nie moja parzysta sypialnia sprowadziła Wojtka, to na pewno w niczym nie zaszkodziła”.
Marzena zawsze miała sentyment do bibelotów. Wzięło jej się to chyba z dzieciństwa, ze wspomnień związanych z domem babci. Tam każdy kąt krył tajemnice. Obojętne, do której szuflady by nie zajrzeć, można było znaleźć skarby. Mało tego, te wszystkie przedmioty miały swoją duszę, każdy swoją własną historię. Właśnie jako mała dziewczynka zaczęła wierzyć w to, że rzeczy, które nas otaczają, mają wpływ na nasze życie. Teraz, kiedy ma swoje mieszkanie, jest co prawda zwolenniczką ładu i przestrzennych wnętrz, ale pozostało jej uwielbienie do talizmanów.
„Na początku zbierałam figurki słoni z podniesioną trąbą” - wspomina Marzena. „Potem też aniołki. Jak ktoś z rodziny albo znajomych gdzieś wyjeżdżał, zawsze przywoził mi chociaż malutkiego. Miałam kolekcję z różnych części świata” - śmieje się. Nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej mieszkanie jest urządzone według zasad feng shui. Uświadomiła ją sąsiadka, która zwróciła uwagę na kolekcję jej figurek. Od razu zaoferowała, że pożyczy Marzenie książkę o feng shui.
POLECAMY:
POLECAMY: * Turcja - brama do Orientu*
„Przyniosła mi ją następnego dnia. Wzięłam z grzeczności, ale stwierdziłam, że przejrzę chociaż pobieżnie, żeby móc coś o niej powiedzieć, kiedy następnym razem się spotkamy”. Okazało się, że Marzena miała prawie całe mieszkanie urządzone zgodnie z zasadami feng shui. W kuchni ma duży, okrągły stół, a nad nim lustro. Po przeczytaniu książki okazało się, że taki kształt stołu wzmacnia więzi rodzinne, a lustro odbijające potrawy, zapewnia dobrobyt.
Jak twierdzi Iwona Owczarek, projektantka wnętrz, mimo że boom na feng shui w ostatnich latach trochę minął, to projektując poszczególne domy czy mieszkania, wykorzystuje się pewne elementy tej starożytnej praktyki planowania. „Feng shui oparte jest na kierunkach geograficznych” - mówi.
„Każdy projektant, urządzając wnętrze, bierze pod uwagę to, gdzie są okna, jakie jest naświetlenie danego pomieszczenia. Podobnie to, co robimy w kuchni, jest zgodne z zasadami feng shui. Praktykujemy bowiem na ogół rozdzielanie ognia i wody, czyli staramy się nie umieszczać lodówki i zlewu w pobliżu kuchenki czy piekarnika”. Iwona Owczarek nie jest konsultantką feng shui, ale jak mówi, mimo że klienci wprost nie proszą o to, by dom był zaprojektowany zgodnie z zasadami tej chińskiej sztuki planowania, chcą, aby spełniał określone funkcje.
Marzena wyznaje, że książkę pożyczoną przez sąsiadkę przeczytała od deski do deski. Teraz feng shui ją pasjonuje. Do tego, co już miała, zaczęła dodawać nowe elementy. Na przykład powiesiła jeszcze więcej fotografii swoich bliskich. Kiedyś wydawało jej się to niegustowne i przesadne, teraz widzi w nich dużo uroku. Doradzała też wielu znajomym, co mogą zmienić we wnętrzach własnych domów, by żyło im się lepiej, pomyślniej. Chciałaby zostać konsultantką i zacząć w ten sposób zarabiać.
Wiktoria przesuwała ściany w swoim mieszkaniu, przekładała kanalizację w łazience - wszystko po to, aby nie zaburzać przepływu energii. „Łazienka, według feng shui, to najgorsze miejsce w całym domu” - tłumaczy Wiktoria. „Tu gromadzą się wszystkie brudy. Najlepiej by było, gdyby łazienka w ogóle była na zewnątrz (kiedyś tak się przecież mieszkało!), ale współcześnie to oczywiście nie wchodzi w grę”. Przyznaje zresztą, że aż tak daleko w swoim uwielbieniu dla feng shui nie idzie, żeby chcieć usunąć własną łazienkę.
Ale kilku zasad absolutnie złamać nie można. Przede wszystkim: zawsze zamknięte drzwi i spuszczona deska sedesowa. Miska klozetowa nie może być zaraz przy wejściu ani vis a vis drzwi, żeby nie była pierwszą rzeczą, na jaką natykamy się, wchodząc do łazienki. Rury kanalizacyjne powinny być jak najmniej widoczne, najlepiej zabudowane, na przykład zakryte jakąś ścianką. I dobrze, gdy dominuje kolorystyka ziemi, bo w tych wszystkich nieczystościach jest wtedy jakiś akcent powrotu do natury. Te wskazówki znalazły przełożenie w łazience Wiktorii. Ale sam układ to jeszcze nie koniec.
Pomieszczenie to jest już z natury tak brudne, że nie można pozwolić, by dodatkowo zostało zaniedbane przez domowników. Dlatego Wiktoria sprząta w łazience dwa, a czasem nawet trzy razy w tygodniu. „Mój chłopak uważa, że jestem nienormalna i denerwuje go ta moja pedantyczność” - wyznaje.
W związku Edyty i Bartka to on ma bzika na punkcie feng shui. „Krótko po studiach załapał się do dużej, prestiżowej firmy” - wspomina Edyta. „Praca była dla niego wszystkim. Ale po trzech latach wymienili zarząd i z czasem też dużą część kadry. Kiedy stracił pracę, świat mu się zawalił”. Szukał nowej i znalazł, ale gorzej płatną i mniej ambitną. Z szefem średnio się dogadywał, czuł się niedoceniany, uważał, że się nie rozwija. „To ja mu podsunęłam kiedyś książkę o feng shui".
"Do tej pory nie mogę sobie tego zresztą darować. Chciałam mu pomóc jakoś się wydostać z tego dołka. Przynosiłam mu różne książki o pozytywnym myśleniu, motywacji, itd. No i właśnie jedną z nich był poradnik feng shui. Myśleliśmy wtedy o małym remoncie mieszkania, chciałam, żeby się w to zaangażował, oderwał od swoich problemów zawodowych.
Zamiast małego, szybkiego remontu, zaczęła się faza przeróbek. Bartek uwierzył w pozytywną energię" - opowiada.
Dziś feng shui zapanowało nad ich całym mieszkaniem. Edytę najbardziej denerwuje to, że on do wszystkiego podchodzi bezkrytycznie i z pełną wiarą w to, że od tego co i jak będą mieli poustawiane w swoim domu, zależeć będzie ich całe życie. „Bartek pozbywa się poczucia odpowiedzialności za własne życie. Marzy o karierze, o pracy z pasją, więc w domu mamy kilka dużych obrazów gór - bo to podobno przynosi pomyślność w życiu zawodowym. Mimo że nie znoszę ryb, kupił dwa akwaria - bo to z kolei ponoć przyciąga pieniądze”.
Edyta nie wie, czy ich związek przetrwa. „To może wydawać się śmieszne, że mielibyśmy się rozstać, bo nasze mieszkanie jest urządzone nie w tym samym guście. Bo z zewnątrz to tak może wyglądać. Ale problem jest znacznie poważniejszy. Coraz częściej myślę o nim jak o nieudaczniku. I wcale nie dlatego, że stracił pracę, że teraz średnio mu się układa zawodowo. Tylko dlatego, że nie potrafi przejąć kontroli nad własnym życiem. Nie można żyć, wpatrując się w obrazki gór i w złote rybki, wierząc, że szczęście samo przyjdzie” - mówi Edyta.
ios/(kg)
POLECAMY:
POLECAMY: * Turcja - brama do Orientu*