Nowalijki, czyli zielona bomba
Żegnajcie kiszonki i kapusty z beczki! Idzie wiosna! Choć zima łatwo nie odpuszcza, to jednak niedługo nasze talerze zazielenią się od świeżych i soczystych warzyw. Z nowalijkami mamy jednak pewien problem. Jedni uważają, że chronią nas od ciężkich chorób. Inni dowodzą, że powoli, acz skutecznie, mogą nas zabić. Dla obu zwalczających się obozów nowalijki to po prostu... bomba z opóźnionym zapłonem.
11.03.2013 | aktual.: 04.04.2013 14:24
Żegnajcie kiszonki i kapusty z beczki! Idzie wiosna! Choć zima łatwo nie odpuszcza, to jednak niedługo nasze talerze zazielenią się od świeżych i soczystych warzyw. Z nowalijkami mamy jednak pewien problem. Jedni uważają, że chronią nas od ciężkich chorób. Inni dowodzą, że powoli, acz skutecznie, mogą nas zabić. Dla obu zwalczających się obozów nowalijki to po prostu... bomba z opóźnionym zapłonem.
Czy tego chcemy czy nie - bomba tyka i niedługo wybuchnie. Jeśli mądrze do niej podejdziemy, to raczej przyniesie nam więcej korzyści, aniżeli zniszczenia. W naszym klimacie, gdzie do maja może padać śnieg, a ziemia przez długie miesiące jest zamarznięta, pierwsze wiosenne warzywka prawie zawsze pochodzą ze szklarni. I choć cudownie wyglądają i cieszą oczy, to czasami mogą nas wpakować do łóżka. Po pierwsze - stają się przyczyną zatruć żołądkowych, po drugie - wywołują reakcje alergiczne. A wszystko przez to, że producenci - czasami bez umiaru - używają nawozów z azotem. Dzięki nim rośliny rosną szybko, nie chorują i wyglądają ładnie. Niestety smakują trochę gorzej, a z ich właściwościami zdrowotnymi można by dyskutować.
Według dietetyków sytuacja idealna to taka, gdy nowalijki uda nam się wyhodować samemu, bez użycia szkodliwych substancji. Jeśli będziemy uparci i cierpliwi – taka „produkcja” witamin możliwa jest nawet w mieście, w mieszkaniu w bloku. Wystarczy szeroki, nasłoneczniony parapet lub niewielki balkon. W kilku skrzynkach przykrytych szkłem wyrosną nam młodziutkie listki szpinaku, drobna rzodkiewka czy na przykład rukola. Bez problemu uzyskamy dorodną rzeżuchę, młodą, delikatną sałatę, zieloną natkę pietruszki i szczypiorek. Raczej zapomnieć możemy o własnych ogórkach czy pomidorach. Nie radziłbym kupować ich także przed latem na straganie ani w markecie. Prawie na pewno bardziej nam zaszkodzą, niż pomogą. Można je stosować raczej jako dekorację, czy drobny dodatek do potraw.
W wielu miastach powstają też sklepy „eko”, które sprowadzają warzywa bezpośrednio od zaprzyjaźnionych rolników. Coraz częściej tworzą się również grupy drobnych producentów, którzy dostarczają produkty wybranym odbiorcom. Taka „kooperatywa” to świetny sposób na to, by uniknąć niezdrowych warzyw i owoców, szczególnie na wiosnę.
Przede wszystkim jednak unikajmy paniki. Nowalijki można jeść, ale z umiarem. Każda z nich dostarcza nam wielu potrzebnych na wiosnę witamin i minerałów. Rzodkiewki wpływają na dotlenienie mózgu i usuwają zmęczenie. Mają sporo witaminy C i doskonale wspomagają trawienie. Sałata ma niewielkie ilości kalorii i posiada sporo cennych składników odżywczych, takich jak: żelazo, wapń, magnez i potas, a także witaminy: A, E, D i C. Liście sałaty bogate są także w antyoksydanty, które wspomagają układ krążenia. Natomiast szpinak wzmocni nasz osłabiony z powodu zimy organizm. Posiada bowiem dużo żelaza, manganu, magnezu, miedzi, wapnia, fosforu i jodu. Bogaty jest także w sód, czy potas, oraz liczne witaminy.
Na koniec proponuję odważnym, by raz na jakiś czas przyrządzić sobie wiosenny, oczyszczający napój z marchewki, selera naciowego, szpinaku, młodej sałaty i zielonej pietruszki. Wszystkie składniki należy dokładnie zmiksować w blenderze z kilkoma kostkami lodu. To najbardziej naturalna wiosenna bomba ze zdrowiem!
Maciej Kucharski (mk/mtr), kobieta.wp.pl