Blisko ludziPod względem moralnym małżeństwo jest najlepsze!

Pod względem moralnym małżeństwo jest najlepsze!

Pod względem moralnym małżeństwo jest najlepsze!
Źródło zdjęć: © sxc.hu
30.03.2010 14:57, aktualizacja: 31.03.2010 23:09

Prasa często podsyca przekonanie, że życie singla jest bardzo fajne, ale psychologowie wskazują jednak, że single są niedojrzali emocjonalnie, ekonomiści - że za wszystko przepłacają, a księża - że cierpią i grzeszą.

Święta, wszystkie uroczystości rodzinne i wreszcie wspomnienie św. Walentego dotkliwie przypominają singlom ból samotności. Święto zakochanych wywołuje tak przykre emocje wśród osób żyjących samotnie, bądź w niesformalizowanych związkach, że na Zachodzie, zaraz następnego dnia, 15 lutego, we wspomnienie św. Faustyna, mają nawet swój dzień - święto singli.

Obchody są tym głośniejsze i bardziej widoczne, im więcej jest samotników - we Włoszech, zwłaszcza w Mediolanie, gdzie single stanowią już połowę wszystkich mieszkańców miasta, odbywają się nawet specjalne imprezy taneczne tylko dla osób żyjących w związkach nieformalnych.

Wprawdzie prasa często podsyca przekonanie, że życie singla jest bardzo fajne, ale psychologowie wskazują jednak, że single są niedojrzali emocjonalnie, ekonomiści - że za wszystko przepłacają, a księża - że cierpią i grzeszą. Odmiennie zatem od prasy, która pochwala życie singla, na stronie ślubnej Wedding TV znajdziecie same dobre argumenty na rzecz małżeństwa.

Małżeństwo jest moralne

Nikt nie kwestionuje tego, że małżeństwo jest dobrym, bo moralnym sposobem na życie razem. Bez względu na powody, dla których odkłada się moment złożenia przysięgi małżeńskiej, związek niesakramentalny jest niemoralny. Wprawdzie dziś często moralność przedstawiana jest jako kwestia przestarzała, niemodna, niemniej zasady etyczne zawsze są obecne w życiu człowieka, nie można od nich uciec, udać, że nie mają znaczenia.

Łamanie zasad powoduje szereg problemów, bo życie w grzechu nie jest sposobem ani na życie dobre, ani na życie szczęśliwe. Ponadto zasady moralne nie podlegają dyskusji - nie są ustalane przez głosowanie, nie są obmyślane przez ekspertów, ani poddawane ocenie publiczności zgromadzonej w studiu telewizyjnym. Zostały nam dane do przestrzegania, jeśli chcemy mieć czyste sumienie.

Przestrzeganie zasad nigdy nie było szczególnie łatwe, a dziś jest chyba jeszcze trudniejsze, bo obecnie kwestionowane jest nawet samo istnienie zasad, ale choć ich łamanie jest proste, ponoszenie konsekwencji złych wyborów jest już naprawdę przykre.

Dzisiejszy człowiek zatraca niestety poczucie sacrum, nawet osoby wstępujące w związek w Kościele często nie zdają sobie sprawy, że to, co ich będzie łączyć jest święte, i że w związku z tym, w ich życie wkracza Ktoś jeszcze, kto ich związek będzie jednoczył.

Na niby, na próbę?

Jako że moralność związku małżeńskiego jest sprawą bezdyskusyjną, na rzecz wspólnego życia bez ślubu podnosi się głównie argumenty praktyczne w tym takie, które uchodzić mają za prawie moralne, za będące natury etycznej - choć z etyką nie mają wiele wspólnego.

Jednym z takich argumentów paraetycznych jest twierdzenie, że związek nieformalny jest swego rodzaju sprawdzianem przed małżeństwem - takim dorosłym życiem na próbę. I że ten sprawdzian jest dobry dla obu stron.

Tymczasem nic bardziej mylnego - nie ma bowiem żadnej możliwości sprawdzenia w ten sposób, czy małżeństwo będzie udane. Nie ma nawet kryteriów tego rzekomego sprawdzianu, bo jak zdecydować, czy wspólne mieszkanie przez rok, dwa, sześć lat jest wystarczające, by umieć przewidzieć przyszłość związku? Ile lat należałoby mieszkać razem, by być pewnym? A co, jeśli po tych latach, po ślubie on czy ona jednak się zmieni, albo sami się zmienimy lub nagle zakochamy w kimś innym? I nie są to problemy wydumane, bo pod koniec 2007 roku amerykańscy naukowcy dowiedli, że pary żyjące ze sobą przed ślubem wykazują się nieszczerością - udają innych, niż są w rzeczywistości.

Na dobre i na złe!

Jak widać na takie pytania nie ma odpowiedzi i nie da się bez ślubu sprawdzić, jak wyglądałoby życie po ślubie, trzeba po prostu najpierw wziąć ślub. Są pary, które po wielu latach wspólnego mieszkania się pobierają i nagle ich małżeństwo się rozpada. Są takie, które mieszkają ze sobą przez lat kilkanaście i wciąż nie wiedzą, czy to już koniec próby, więc się nie zaręczają. I są wreszcie pary, które właśnie świętują dziesiątą rocznicę ślubu, a nie mieszkały ze sobą na próbę ani przez chwilę. Czy się nie bały, że ich związek się nie uda, czy tak bardzo były pewne, że nie potrzebowały żadnych prób? Wątpliwe, bo każda narzeczona, nawet najszczęśliwsza, obawia się przyszłości.

Tym jednak, co charakteryzuje pary, którym nawet przez myśl nie przejdzie życie na próbę, jest wiara. Osoby wierzące, szanujące zasady moralne i siebie nawzajem, wiedzą, że wspólne mieszkanie bez ślubu jest grzechem i to grzechem ciężkim. I wiedzą, że każdy grzech niszczy człowieka - skoro Bóg jest z pewnością najlepszym psychologiem - wymyślił zasady tak, by jak najlepiej służyły naturze człowieka. I - co najważniejsze - wierzą, że wypowiadając sakramentalne "tak" otrzymują od Niego pomoc, która im pozwoli przetrwać wszystkie trudne chwile małżeństwa.

Małżeństwo jest bowiem pełne różnych mniejszych i większych problemów - jak każdy związek, jak w ogóle każda miłość. Tak jak nie warto rezygnować z miłości, pod pretekstem unikania silnych emocji, tak i nie warto rezygnować z małżeństwa, łudząc się, że życie w związku nieformalnym jest usłane różami. Okazuje się, że wręcz przeciwnie...