Pokolenie minimalistów
„Kluczem do sukcesu jest odgadnięcie tego, co czyni cię szczęśliwym i pozbycie się całej reszty” – przekonuje Leo Babauta, guru idei minimalizmu, która zdobywa coraz liczniejsze rzesze wyznawców na całym świecie. Ostatnio także w Polsce. Minimaliści wyrzucają niepotrzebne rzeczy, ograniczają zakupy i pracują tylko wtedy, gdy sprawia im to przyjemność.
14.06.2013 | aktual.: 14.06.2013 14:29
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
„Kluczem do sukcesu jest odgadnięcie tego, co czyni cię szczęśliwym i pozbycie się całej reszty” – przekonuje Leo Babauta, guru idei minimalizmu, która zdobywa coraz liczniejsze rzesze wyznawców na całym świecie. Ostatnio także w Polsce. Minimaliści wyrzucają niepotrzebne rzeczy, ograniczają zakupy i pracują tylko wtedy, gdy sprawia im to przyjemność. „Nic nie muszę” – wyjaśnia swoje podejście do życia Ajka, autorka popularnego „Prostego bloga”.
Żyjemy w czasach wszechpanującego konsumpcjonizmu. Współczesny człowiek już od najmłodszych lat jest atakowany przekazem, który ma wywołać w nim potrzebę gromadzenia dóbr. Dziecko poddane presji reklam i rówieśników marzy o kolejnych lalkach czy konsolach. Dorosły pragnie jak najczęściej wymieniać telefon, komputer czy samochód. Kupując mieszkanie, w tyle głowy ma już plan budowy domu. „Nasza kultura wmawia nam, że ciągle nie mamy wystarczająco dużo, żeby być szczęśliwymi. Stworzyliśmy świat obfitości, który sprawia, że ciągle chcemy więcej” – pisze John Naish w książce „Enough. Breaking Free From the World of Excess”.
„Wypróbuj, kup, dodaj, używaj… – oto rada zgodna z filozofią naszych konsumpcyjnych czasów. A czemu nie po prostu: zrezygnuj, porzuć, odmów, wyeliminuj, wyluzuj, stwórz wokół i wewnątrz siebie przestrzeń?” – zastanawia się Dominique Loreau, Francuzka na stałe mieszkająca w Japonii, autorka książki „Sztuka minimalizmu”. Jej poradniki zachęcające do prostoty i umiaru cieszą się ogromną popularnością. Podobnie jak publikacje Leo Babauty, 40-letniego mieszkańca San Francisco, który w pewnym momencie życia postanowił zrezygnować z „wyścigu szczurów”. Dziś jest najsłynniejszym promotorem idei minimalizmu – świadomego ograniczania konsumpcji, spowolnienia tempa życia, a przede wszystkim wolności od rzeczy i chęci posiadania.
Czy przedmiot jest przyjacielem?
Leo Babauta jest autorem koncepcji, zwanej „Wyzwaniem 100 rzeczy”, polegającej na zredukowaniu ilości swoich przedmiotów do magicznej setki. Minimaliści twierdzą, że wbrew pozorom zadanie nie jest aż tak trudne. „Przypatrując się uważnie każdemu z przedmiotów, zadaj sobie pytanie, czy jest on twoim bliskim przyjacielem, dalszym znajomym, czy może zwykłym nieznajomym” – radzi Dominique Loreau. „Czy naprawdę go lubisz? Czy byłoby ci łatwo go zastąpić, gdybyś go zgubiła? (Czy w ogóle byś go zastąpiła?) Czy powinien stanowić część twojego życia?”.
Minimalista wierzy, że powinien posiadać tylko przedmioty, które są mu naprawdę potrzebne do życia. Dopuszcza również rzeczy, będące źródłem przeżyć i doświadczeń, pozwalających odkrywać świat czy poznawać nowych ludzi.
„Wiele osób, zapytanych o to, co daje im minimalizm, odpowie, że dzięki niemu pozbyły się wielu pudeł niepotrzebnych przedmiotów, że dzięki temu mają więcej czasu i przestrzeni. Tak, to prawda. Ale to dopiero początek. Konsekwentne wprowadzanie prostoty nie oznacza bowiem zamykania się w czarodziejskim kręgu liczenia przedmiotów, lecz prowadzi do osiągnięcia spokoju ducha. I do uwolnienia się od ciągłego myślenia o rzeczach, o ich gromadzeniu czy też pozbywaniu się” – tłumaczy Anna Mularczyk-Meyer, tłumaczka i przewodniczka miejska, która w świecie wirtualnym jest znana jako Ajka Minimalistka, a jej „Prosty blog” cieszy się ogromną popularnością wśród internautów.
„Minimalizm sprowadza przedmioty do ich właściwej roli, czyli narzędzi potrzebnych nam ze względów praktycznych, a czasem nawet pozornie niepraktycznych, jak względy estetyczne czy potrzeba rozrywki chociażby. Za to pozwala się skupić na byciu, przeżywaniu, świadomym doświadczaniu każdej chwili” – dodaje.
„Nic nie muszę”
Na swoim blogu Ajka dzieli się przemyśleniami dotyczącymi mniej lub bardziej egzystencjalnych tematów. Potrafi także przekonująco zachęcać do minimalizmu. Ostatnio zdradziła definicję ideału prostego życia. „Właściwie można go ująć w jednym krótkim zdaniu: nic nie muszę. (…) Wyeliminowałam ze swojego życia wszelkie musy. Bo szkoda mi na nie czasu i sił. Nie muszę spotykać się z ludźmi, którzy mnie nudzą i irytują. Nie muszę się stresować. Nie muszę wydawać pieniędzy na przedmioty, których nie potrzebuję. Nie muszę starać się podobać innym. Nie muszę tracić czasu na pracę, której nie lubię. Żyję jak chcę, tak, jak mi się podoba. A resztę mam w nosie” – pisze Ajka.
Praktyczny minimalizm jest dla niej życiem w wolniejszym, chociaż nie przesadnie wolnym, tempie. Zadowalaniem się prostymi przyjemnościami, takimi jak spotkania z rodziną i przyjaciółmi, spacerem, słuchaniem muzyki, lekturą ulubionych książek, skromnymi, domowymi posiłkami, kieliszkiem wina czy poranną kawą wypitą bez pośpiechu. „Nie jest rezygnacją z konsumpcji, jedynie sprowadzeniem tej konsumpcji do zdrowych proporcji, tak, by nie była ona celem życia, ale jedynie pewnym jego wycinkiem, potrzebnym, ale nie najważniejszym” – przekonuje Anna Mularczyk-Meyer.
Spotkania ograniczone
Minimalistami zostają w przeważającej większości przedstawiciele „Generacji Y”, czyli ludzie urodzeni w latach 80. i 90. Zdaniem specjalistów jest to pokolenie, które „zasmakowało” rozbuchanego konsumpcjonizmu, ale także boleśnie doświadczyło kryzysu na rynku pracy czy perypetii finansowych, np. ze spłatą kredytu hipotecznego. Właśnie dlatego potrafią zrezygnować z luksusów na rzecz życia w prostocie.
„Odcinając potrzeby materialne, redukuję ilość koniecznych czynności i mam mniej problemów. Ograniczanie tego, co kupuję, robię i jem, daje mi poczucie kontroli i więcej czasu na ważne dla mnie sprawy” – opowiada w magazynie „Focus” Kasia z Warszawy. Młoda kobieta jedzenie kupuje w ramach kooperatywy spożywczej – prosto od producentów i omijając pośredników. Zamiast leków stara się używać ziół, a codzienny prysznic z myciem głowy uważa za zbędny. Dzięki temu oszczędza i czas, i wodę.
Orest Tabaka, jeden z najpopularniejszych polskich minimalistów zrezygnował nawet ze spotkań rodzinnych. „Tam zawsze rozmawia się o polityce, ktoś forsuje swoją wizję świata. Nie lubiłem tych spotkań, więc stwierdziłem, że nie muszę w nich uczestniczyć. Ludzie to robią, bo wypada pojechać do wujka na imieniny. Na początku rodzina była sceptyczna, ale się przyzwyczaili” – tłumaczy w jednym z wywiadów.
Koszty życia minimalisty nie są duże, więc Orest nie ma regularnej pracy, tylko przyjmuje zlecenia – marketingowe, fotograficzne, konsultacje. I stara się pracować jak najrzadziej – tylko tyle, żeby starczyło na życie.
Nowe życie szpargałów
Jakie korzyści płyną z minimalizmu? „Jest ich naprawdę wiele” – przekonuje Leo Babauta i wylicza: „Mniej stresu, mniejsze koszty, mniej długów, mniej sprzątania. Więcej czasu i miejsca na tworzenie, na życie z bliskimi. Więcej spokoju, więcej czynności, które kochasz robić. Więcej czasu na poprawę zdrowia i kondycji fizycznej. Życie w ten sposób jest także w większym stopniu zrównoważone i łatwiejsze w organizacji”.
W poradnikach Amerykanina początkujący minimalista znajdzie wiele cennych wskazówek, np. jak przebrnąć przez niezwykle trudny etap pozbywania się niepotrzebnych przedmiotów. Zdaniem Leo warto zrobić listę, na której powinny się znaleźć wyłącznie osobiste rzeczy. Na czerwono zaznaczamy te, które na pewno chcemy zatrzymać (ulubiona sukienka, płyta z autografem). Innym kolorem zakreślamy przedmioty używane tylko czasami (możemy je wynieść na kilka miesięcy do piwnicy; jeśli ani razu nie zajrzymy do pudła, w którym je umieściliśmy, to oznacza, że należy się ich pozbyć). Reszta rzeczy jest od razu skazana na opuszczenie domu.
Oczywiście nie wolno ich wyrzucać do śmieci. Minimaliści przekonują, że w miarę możliwości należy ofiarować przedmiotom „nowe życie”. Najcenniejsze z nich – telewizor albo wieżę warto sprzedać, a ubrania rozdać wśród znajomych lub przekazać organizacjom charytatywnym.
Chomik w kołowrotku Minimalizm to jednak nie tylko pozbywanie się niepotrzebnych rzeczy. To przede wszystkim zupełnie inna filozofia życiowa. „Nie muszę wcale spełniać oczekiwań ogółu dotyczących mojego stylu życia. Mogę nieregularnie zarabiać, ubierać się w sklepach z używaną odzieżą, a wakacje spędzać z plecakiem albo na rowerze. Poczułam się z tym dobrze, choć nie uważam, że jestem lepsza ani gorsza od tych, którzy dużo zarabiają i dużo wydają. Nawet jeśli zachowują się jak chomiki w kołowrotku – nie nawracam nikogo, bo taka decyzja musi nastąpić z wewnętrznego przekonania” – tłumaczy w „Tygodniku Powszechnym” Ula Wojciechowska, autorka popularnego bloga „Królik i rower”.
Anna Mularczyk-Meyer wyjaśnia, że nie śledzi nowości książkowych, nie stara się za wszelką cenę oglądać każdego modnego filmu czy słuchać popularnej płyty. „Nie martwię się także, że ominą mnie jakieś ważne wiadomości, jeśli nie będę nieustannie słuchać i oglądać serwisów informacyjnych, czytać portali internetowych. Naprawdę istotne wydarzenia nie przechodzą niezauważone, nawet jeśli nie jest się przez cały czas „online” – mówi Ajka. „Nie marzę o tym, by zwiedzić cały świat, wystarczy mi, że uda mi się dobrze poznać kilka wybranych miejsc, o których marzę. Nie lubię podróży w pośpiechu, w stylu „na japońskiego turystę”, podczas podróży chcę mieć czas poznać mieszkańców danego miejsca, przyjrzeć się ich zwyczajom, spróbować ich kuchni, może nawet zawrzeć trwałe znajomości” – dodaje.
Minimalizm przejawia się także w modzie na regionalne specjały, domowe ogródki warzywne, ręcznie wykonywaną biżuterię, ubrania i meble, a także w ruchu „slow”. „Jesteśmy zaprogramowani, żeby cały czas działać. Ja, kiedy mogę sobie na to pozwolić, po prostu leniuchuję” – opowiada Anna, bohaterka reportażu w „Focusie”, która zrezygnowała z etatu i została wolnym strzelcem. „Bywa tak, że pracuję po kilkanaście godzin dziennie. Bywa też, że nie mam pracy w ogóle, ale nie panikuję, tylko staram się z tego czasu korzystać. Wróciłam do robótek ręcznych, czytam, słucham muzyki, spędzam czas z rodziną. Sama decyduję, co i kiedy robię”.
(raf/mtr), kobieta.wp.pl