Blisko ludziPoliamoria? To skomplikowane, ale możliwe. Pod pewnymi warunkami

Poliamoria? To skomplikowane, ale możliwe. Pod pewnymi warunkami

Poliamoria w Polsce to dość rzadkie zjawisko.
Poliamoria w Polsce to dość rzadkie zjawisko.
Źródło zdjęć: © Getty Images | Getty Images
19.05.2021 13:00

Poliamoria w Polsce jest zjawiskiem, które w oficjalnym obiegu nie występuje. Wiele osób zachwyca się samą ideą, jednak poliamorię rozumie jedynie jako zgodę na uprawianie seksu poza związkiem. Ale gdy w poliamorycznym związku pojawiają się dzieci, kredyty, obowiązki, wspólne wakacje, święta, choroby, to sytuacja się komplikuje – mówi seksuolog i psychoterapeuta Andrzej Gryżewski w rozmowie z Katarzyną Trębacką.

Przygotowując się do naszej rozmowy, natrafiłam na kilka definicji poliamorii. Jak tłumaczy ją seksuologia?

Według znaczenia słownikowego poliamoria to wielomiłość. Zakłada, że ludzie nie są monogamiczni i mogą tworzyć wartościowe związki równocześnie z więcej niż jedną osobą. Zwolennicy poliamorii nie zgadzają się na narzuconą społecznie normę monogamii i poprzez wielomiłość chcą się spod tej presji uwolnić. Przekonują, że to związki poligamiczne, a nie monogamiczne są naturalne, a poliamoria może być źródłem szczęścia i spełnienia.

Takie relacje mogą mieć charakter zarówno platoniczny, gdzie między partnerami nie dochodzi do kontaktów erotycznych, a związek opiera się na bliskości duchowej, psychicznej, jak i seksualny – wtedy osoby będące w takim związku uprawiają seks, co nie wyklucza bliskości emocjonalnej. Warunkiem jest tutaj otwartość, szczerość i jawność, czyli żadna z osób będąca w poliamorycznym związku nie jest oszukiwana czy traktowana nieuczciwie, niesprawiedliwie. Co więcej, w związku poliamorycznym wszystkich jego uczestników łączy więź. Jednak pacjenci, którzy przychodzą do mojego instytutu, różnie to zjawisko interpretują, biorą z niego to, co im odpowiada, przetwarzają je na własny użytek. W efekcie często używają poliamorii na określenie swoich zachowań, które za takie przez seksuologa nie zostałyby uznane.

Czy to znaczy, że nadużywają słowa poliamoria?

Tak, w pewnym sensie.

Kim są Ci pacjenci?

Najczęściej to są mężczyźni, których partnerki nie wiedzą, że oni są „poliamoryczni”, a wręcz przeciwnie - wierzą, że ci mężczyźni są monogamiczni, ponieważ takie deklaracje złożyli na początku relacji. Tymczasem ci sami panowie przekonują kochanki, że są poliamoryczni i że żona godzi się na taki układ. W tej sytuacji kochanka, nawet gdy jest wściekła, że facet za dużo czasu poświęca żonie, nie ma powodów, by do niej dzwonić i wyjawiać, jaka jest prawda. Sądzi, że żona wszystko wie i daje na to przyzwolenie.

Nie tylko mężczyźni są nieuczciwi w ten sposób?

Nie tylko, ale przeważnie spotykam się na mojej kozetce z mężczyznami, którzy borykają się z tego typu problemami. Na dodatek większość z nich stosuje te same triki, np. facet mówi żonie, że wyjeżdża w interesach, w delegację, że musi zostać dłużej w pracy, bo pandemia, że obiecał pomóc koledze…

Ale to znaczy, że osoba, która zdradza partnera lub partnerkę, nie radzi sobie w relacji, szuka seksu poza związkiem, wypacza znaczenie poliamorii mówiąc: „Kochanie, wybacz, ale moje drugie imię to wielomiłość…”

Tak to niektórzy sobie racjonalizują i tym samym czyszczą swoje sumienie. Mówią, że są poliamoryczni i nic złego nie robią, bo taka jest ich natura i trzeba to uszanować. Jednak gdyby tak było, to szczerze powiedzieliby swojej żonie czy mężowi już na początku, że są poliamoryczni, że wierności seksualnej i emocjonalnej nie ma się co po nich spodziewać.

No właśnie. Ale przyjrzyjmy się tym osobom, które chcą żyć w związkach poliamorycznych. Czy tacy też trafiają do pańskiego gabinetu?

Tak, część moich pacjentów otwarcie mówi kobiecie: „Jestem poliamoryczny, zależy ci na związku ze mną, to musisz zaakceptować, że wierny nie będę, albo chociaż tolerować, że mam do kobiet rzekę miłości”. Wielu z nich myli jednak poliamorię z poligamią. W tym pierwszym typie relacji, jak już mówiłem, przynajmniej teoretycznie wszystkie osoby będące w związku znają się i łączą je więzy emocjonalne. W poligamii mężczyzna ma kilka żon i partnerek, które raczej nie pijają ze sobą porannej kawy. Są też pacjenci, którzy chcą wchodzić w związki z innymi kobietami, ale zakładają, że ich relacje będą miały charakter wyłącznie platoniczny. Najczęściej trafiają do mnie tacy, u których wyobrażenia o poliamorii i rzeczywiste jej przeżywanie bardzo się rozminęły.

Spotykam też kobiety, które są np. kochankami mężczyzn żyjących w poliamorycznych związkach. I opowiadają, że o ile na początku ta relacja dobrze wyglądała i była satysfakcjonująca, to teraz ich partner albo zbytnio skupia się na żonie, albo poznał kolejną kobietę, którą chce objąć poliamorią. I co tu robić, skoro moja pacjentka jest zaangażowana emocjonalnie, bo ta relacja trwa już rok czy dwa, a tymczasem czuje się, że ukochany zostawia ją na lodzie? To kolejny rodzaj związku, w którym założenie, że wszystkie osoby będące w takiej relacji znają się i łączą je bliższe lub dalsze uczucia, nie jest spełniony.

Są też związki, gdzie obie osoby są poliamoryczne, ale zazwyczaj okazuje się, że każda z nich ma inną definicję poliamorii. Zapewne ci, których definicja tego zjawiska jest taka sama nie mają potrzeby, żeby do mnie przychodzić i nad tym pracować, bo mają wewnętrzną spójność i zgodność w swoich potrzebach i pragnieniach. Ci, którzy do mnie trafiają, zazwyczaj różnią się w ten sposób, że jedna osoba jest poliamoryczna seksualnie, a druga – emocjonalnie. I ta różnica jest przyczyną ich sprzeczek i nieporozumień, bo na przykład on mówi jej: „Mieliśmy być poliamoryczni emocjonalnie, chodzić sobie na kawki, herbatki, randki, flirtować. A relacje z przyjaciółkami czy z przyjaciółmi miały być głębsze lub płytsze, ale bez seksu”. A ona na to, że kocha tylko jego, nigdy go nie opuści, nie zostawi, ale chce mieć romantyczne i seksualne relacje z innymi facetami.

Czyli chodzi o to, że osoby żyjące w związkach poliamorycznych mają problem z dotrzymaniem ustaleń, na które na początku się zgodziły?

Tak, to jest problem wielu moich poliamorycznych pacjentów, bo okazuje się, że wyobrażenie i rzeczywistość rozmijają się dość znacząco. Często też spotykam się z taką sytuacją, w której para umówiła się na poliamorię, a jednemu z nich się odwidziało i chce już być na przykład monogamiczny seksualnie. Polecam film "Komuna" z 2016 roku, który w piękny sposób pokazuje dynamikę dwóch poliamorycznych związków.

Może też być tak, że ktoś bardzo boi się bliskości, a szczególnie tego, że w jednej relacji ta osoba go pochłonie – kontrolą, zazdrością, pożądaniem. Wtedy potrzebuje rozwiązać ten konflikt poprzez poliamorię. Takie osoby nazywam "niekochalnymi". Pisałem o nich szeroko w mojej ostatniej książce Niekochalni, czyli lęk przed bliskością.

A jak jest w takich relacjach z miłością? Teoretycznie wszystkie osoby żyjące w poliamorycznym związku kochają, czują się kochane i na dodatek czują się szczęśliwe. Ale brzmi to dla mnie dość utopijnie…

Przy dobrych intencjach to jest możliwe, ale w Polsce poliamoria jest zjawiskiem w oficjalnym obiegu niewystępującym. Wiele osób zachwyca się samą ideą, jednak poliamorię rozumie jedynie jako zgodę na uprawianie seksu poza związkiem. W takiej sytuacji druga osoba nie ma prawa być zazdrosna, za to powinna wykazać się zrozumieniem, tolerancją i akceptacją.

Sądzę, że gdyby poliamorię dałoby się uprawiać w ten sposób, że kobieta i mężczyzna mieszkają i żyją razem, ale w jeden dzień weekendu każde z nich może spotkać się ze swoim kochankiem lub kochanką czy przyjacielem lub przyjaciółką, to nie powodowałaby ona tylu problemów. Zwłaszcza jeśli spotykaliby się – zgodnie z założeniami wyznawców poliamorii – w czwórkę, a celem tych spotkań nie byłby przede wszystkim seks, tylko wspólne spędzanie czasu oparte na budowaniu zaufania i wzajemnej troski. Jednak życie nie jest takie proste, bo w pewnym momencie w to wszystko wchodzą dzieci, kredyty, obowiązki, wspólne wakacje, święta, choroby i to znacząco komplikuje sytuację. I gdy przychodzi do mnie para, która zdecydowała się na relacje poliamoryczne, to tak naprawdę na fotelach przede mną siadają trzy, cztery, a czasem więcej osób. Trudność zazwyczaj sprowadza się do tego, że ten dodatkowy partner lub partnerka jest zaangażowany emocjonalnie i też chciałby spędzić weekend, sylwestra, majówkę czy wakacje ze swoim ukochanym lub ukochaną, a on nie ma takich możliwości, bo wyjeżdżą z rodziną, dziećmi, psem. Spójrzmy, jak duże trudności logistyczne mają osoby w rodzinach patchworkowych.

Ale chciałabym dopytać o miłość. Czy takie relacje opierają się na uczuciu, czy to raczej chodzi o urozmaicenie życia i seks?

Ludzie bardzo różnie definiują tę miłość, a często też mylą miłość z pożądaniem. Jeden z moich pacjentów mówi, że spotykał się z różnymi kobietami i nic nie zaskoczyło, a teraz trafił na taką, w której się zakochał. Gdy sprawdzamy, co to dla niego oznacza, okazuje się, że bardzo jej pożąda, a głębszych uczuć w tym nie ma. Mężczyźni często interpretują poprzez pożądanie swoje uczucie zakochania.

Z drugiej strony trudno mówić o miłości, gdy „nowa” para spotyka się od tygodnia czy dwóch i ich największym marzeniem jest wyjechać na wspólny urlop i nie wychodzić z łóżka. W Polsce dominuje mit miłości romantycznej i często ludzie, którzy spotykają się krótko, mają poczucie, że powinni złożyć jakieś deklaracje, najlepiej ślubu, ale przecież to niemożliwe i nielegalne. Obie te osoby mają poczucie, że spotkało je coś wyjątkowego, że się tak świetnie dogadują, ale jak o tym powiedzieć żonie czy mężowi? Sprawa jeszcze bardziej się komplikuje, gdy kochanka chce mieć dziecko…

Miałem też takich pacjentów, poliamoryczne małżeństwo, w którym okazało się, że kobieta jest bezpłodna. Para zrezygnowała w związku z tym z tabletek antykoncepcyjnych, także wtedy, gdy moja pacjentka wdała się w romans z kochankiem. Po trzech czy czterech miesiącach jej związku na boku okazało się, że jest w ciąży. A przecież nikt dziecka nie planował, nikt się go nie spodziewał, poliamoria w tym związku miała ograniczyć się tylko do seksu. I co z tym zrobić? Spotkałem się także z sytuacją, w której poliamoryczne małżeństwo miało już dwójkę dzieci, a kobieta zaszła w ciąże z innym mężczyzną, z którym spotykała się tylko na seks. On miał swoją żonę i powiedział, że miał być tylko seks, ale bez żadnej ciąży. To jest dopiero dramat. Dla wszystkich.

Tu nie ma dobrych rozwiązań, bo po prostu taki trójkąt musi sobie wypracować zupełnie nowy standard życia, które zostaje w przypadku np. ciąży wywrócone do góry nogami. Bo gdy ta kobieta rodzi dziecko, to ten kochanek będzie odwiedzał malucha i mówił, że jest jego wujkiem, choć jest ojcem? A co, jeśli powie, że chce być ojcem i oczekuje, że dziecko od początku będzie wiedziało, że tak jest? Myślę, że dobrze, żeby dwie osoby, które się godzą na otwarcie związku i wejście w poliamorię, przegadały możliwe, realne scenariusze, które przychodzą im do głowy, bo jeśli życie ich zaskoczy scenariuszem, to będzie dramat.

Ale założenia są przecież takie, że w związku poliamorycznym powinna panować różność, szczerość, prawdomówność i otwartość. Czy to nie gwarantuje powodzenia?

Mam wrażenie, że takie założenia czyszczą sumienia, a przede wszystkim dają złudne poczucie bezpieczeństwa. W seksuologii mamy takie motto: "Nie ma więcej kłamstw niż w miłości". Uważam, że coś w tym jest, zwłaszcza wtedy, gdy ludzie się kochają. Przecież kłamiemy z dobrych powodów, bo nie chcemy kogoś urazić, nie chcemy, żeby nasza ukochana osoba poczuła się dotknięta, bo nam wygodnie, ekonomicznie, nie trzeba się tłumaczyć. Moim zdaniem ten postulat absolutnej szczerości jest fajny, ale rzadko spotykany. Zapewne jednak są relacje poliamoryczne, które dają wszystkim poczucie szczęścia i spełnienia. Ale takie osoby, rzadko trafiają do gabinetu seksuologa, bo im się szczęśliwie układa.

A czy spotkał się pan w swojej praktyce ze związkiem poliamorycznym, który jest trwały i szczęśliwy?

Tak, to jest możliwe, ale na przykład wtedy, gdy facet w relacji z żoną dostaje coś zupełnie innego, niż w związku z kochanką. Żona go kocha, szanuje, świetnie rozumie, a z kochanką ma dziki seks. Albo odwrotnie: z żoną eksperymentuje, chodzi na swingers party, ale nie ma tam miłości, za to uczucie dostaje od drugiej partnerki, z którą seks nie ma już takiego znaczenia.

Andrzej Gryżewskiseksuolog, psychoterapeuta poznawczo-behawioralny, psycholog kliniczny, certyfikowany edukator seksualny. Autor książek: bestsellerowej „Sztuki obsługi penisa”, „Niekochalni, czyli lęk przed bliskością”, „Być parą i nie zwariować” oraz „Macho - instrukcja obsługi”. Założyciel Instytutu Psychoterapii „Arte Vita” i CBT-seksuolog.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta